Wśród artystów zaprezentowanych na wystawie z pewnością niezwykle mocne były prace poruszające problemy stricte feministyczne, esencjalizujące, taki jak Kobieta Arvydras’a Saltenis’a i Blizna Heleny Henrihosne. Przesuwają one ciężar z pozytywnych aspektów kobiecości kreowanych przez władzę państw socjalistycznych na destrukcyjne elementy zawarte w kobiecej naturze takie jak odreagowanie ciągłej, narzuconej estetyzacji ciała poprzez zaburzenia odżywiania czy ukrywanie blizn po cesarskim cięciu, blizn właściwych tylko kobietom. Krytyki ról płciowych w inny sposób podejmuje praca Walc Jeleny Kowyliny, dekonstruując figurę obywatelki ZSRR. Z rolami już nie matek i robotnic, ale narodowych bohaterek jugosłowiańskich rozprawia się XXGen ukazujący różnice pokoleniowe między generacją sprzed i po przewrocie, demaskując tym samym ustanawianą przez władzę poprawną politycznie historię i jej bohaterów. Spektakularnej dekonstrukcji heteronormatywnego, heroicznego podmiotu męskiego dokonują z kolei artyści Micha Berdel i Mio Vesović, na dwa sposoby, obnażają homoseksualną nagość lub literalnie rozkładają ciało męskie na kawałki, ukazując jego słabość. W bardziej aktualny sposób i nie sprowadzając samego problemu tylko do ciała, ujmując heteronoramtywność w głębszym znaczeniu, demaskuje ją Superman Sokola Berqiri. To niezwykle osobista praca, o terapeutycznym niemal znaczeniu, rejestrująca fragment procesu przepracowywania traumy po wojnie w Kosowie. Męskie z kobiecym przeciwstawia i zderza Vlasta Delimar w M i F, akcentując antagonistyczny i naznaczony przemocą związek obu. Przyglądają się płci z swoistym gatunkowizmem Rimma i Walery Gierłowinowie w Zoo-Homo Sapiens, w którym pobrzmiewa już postfeminizm. Polityczne zrównanie praw kobiet i mężczyzn zostało przywołane za pomocą nieco zapomnianej już pracy grupy CUKT. Płeć jako obiekt rynkowy i seksualny jednocześnie dostrzeżona zostaje w pracach Kirszy Nagy i Imre Gabora, zatarcie granic binarnej opozycji i queer eksponują Veronika Bromova i Wladyslaw Mamyszew Monroe.
Prawdziwym odkryciem na wystawie była dla mnie twórczość Damira Nikicia. Jego praca zaprezentowana na wystawie doskonale wpisuje się w kontekst najnowszych wydarzeń dotyczących budowy meczetu w Warszawie. Trawestacja znanej sceny z musicalu Skrzypek na dachu, w którym to Tewje odśpiewuje piosenkę Gdybym był bogaczem w filmie Nikicia została przewrotnie zamieniona na If I was’t muslim. Praca ta nie tylko dekonstruuje figurę bezwzględnie seksistowskiego muzułmanina, poniżającego kobiety i traktującego je jak własność, ale także zwraca uwagę na fakt istnienia w kulturze zachodniej nowej formy ksenofobii, fobii społecznej żywionej w obawie przed atakami terrorystycznymi islamskich ekstremistów. Kolejnym poziomem tej pracy jest kontekst geopolityczny dotyczący bośniackich muzułmanów.
Pomysł wystawy jest naprawdę doskonały. Jej niewątpliwą zaletą jest fakt, że wykracza daleko poza samą historię sztuki, przypominając antropologiczny projekt badawczy. Zapewne dzięki temu przyciągnął niewyobrażalne tłumy na swą pierwszą odsłonę w Wiedniu w Muzeum Ludwika. Jednakże wystawa ta wymaga ogromnego zaangażowania widza, i nie chodzi tylko o skupienie, ale o sam czas. Żeby, zobaczyć całość trzeba poświęcić połowę dnia, przy czym istnieje ryzyko, że nie wszystko zostanie przez nas zarejestrowane. Wiele związków i kontekstów pomiędzy pracami zostało zerwanych z powodu tak potężnej ekspozycji. Płeć? Sprawdzam! to wystawa hierarchiczna, posiadająca centra, mocno wizualnie wyeksponowane elementy. Można odnieść wrażenie, że mocnej zaakcentowane zostały prace doskonale znane, głównie polskich artystów i artystek. Także ilość polskich prac wydaje się być największa w stosunku do pozostałych krajów. W tym sensie można powiedzieć, że ujawnił się narcystyczny stosunek do naszej sztuki. A szkoda, bo chyba właśnie była to szansa oswojenia nieznanego.