Tematem przewodnim jednej z najbardziej niesamowitych książek XX wieku, powieści Italo Calvino „Jeśli zimową nocą podróżny”, jest obfitujący w nagłe zwroty akcji romans Czytelnika i Czytelniczki. Gdyby Calvino żył i miał stworzyć „remake”, którego akcja działaby się w Polsce Roku Pańskiego 2011, Czytelniczka i Czytelnik najpewniej skończyliby jako single – prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek się spotkają, jest zatrważająco niskie i z każdą sekundą gwałtownie maleje. Wkrótce nie pomogą nawet portale randkowe – większość z nich już dawno zrezygnowała z rubryki „ulubiona książka”.
Rezultaty badań Biblioteki Narodowej nie nastrajają optymistycznie: 56% Polaków nie miało w zeszłym roku w rękach żadnej książki (nawet kucharskiej), a 46% nie czytało choćby krótszych tekstów czy artykułów. Nie czyta aż 20% osób z wyższym wykształceniem. Na tle Francuzów (69% czytających) wypadamy żałośnie, a o Czechach chyba w ogóle nie warto wspominać (86%). Co istotne, najgwałtowniej spada liczba osób czytających intensywnie (więcej niż 6 książek rocznie) – w 2004 roku stanowili jeszcze 24% ankietowanych, w 2010 już tylko 12%. Nie czyta połowa pracowników administracji i usług, a także 44% prywatnych przedsiębiorców. Coraz mniej osób posiada prywatne księgozbiory. Ankieta ujawniła też istnienie sporej (13%) grupy ludzi, którzy kupili w zeszłym roku przynajmniej jedną książkę, ale nie mieli nawet czasu żeby do niej zajrzeć.
Równocześnie z przeprowadzonych na początku maja przez CBOS badań wynika, że jednak lubimy czytać książki (61% ankietowanych). A przynajmniej Polki lubią (72%), bo wśród mężczyzn zdania są równo podzielone. Najbardziej lubią czytać ludzie z wykształceniem wyższym (82%) i pomiędzy 35 a 44 rokiem życia (71%). Najwięcej badanych kupuje książki lub pożycza je od znajomych (po 47%), nieco mniej osób korzysta z bibliotek (40%). Chociaż w przypadku ankietowanych w wieku 18–24, w tym uczniów i studentów, większość korzysta właśnie z bibliotek.
Nasuwa się dosyć naiwne pytanie: skoro lubimy, to dlaczego nie czytamy? I czy niski poziom czytelnictwa jest sprawą narodową? Czy stanowi w ogóle jakikolwiek problem? „Lubimy chronić naszą tożsamość kulturową, ale nikt nie pyta, co się z nią stanie w społeczeństwie, które wyrzeka się swojego kanonu lub nie umie go krytycznie czytać” – pisze Beata Stasińska („Czytaj albo giń!”, Gazeta Wyborcza, 14 maja 2011). Stasińska przyjmuje prostą, ale skuteczną strategię: dane o zatrważającym stanie czytelnictwa zestawia z informacjami o tym, jak w innych krajach Europy (we Francji, Norwegii, Niemczech) promowane jest czytanie. Skoro inne narody uważają, że czytanie książek jest z jakiegoś powodu ważne, może po prostu my coś przeoczyliśmy? Jeśli nauki humanistyczne są naszą mocniejszą stroną (biorąc choćby pod uwagę, ile lamentów wywołało wprowadzenie obowiązkowej matury z matematyki), jak polski rząd stara się sprawić, abyśmy nawet w tej dziedzinie nie pozostawali w tyle za resztą świata?
Wprowadzając podatek na książki. Od 1 stycznia sprzedaż książek w Polsce jest objęta podatkiem VAT w wysokości 5%. Reforma ta, jak wiele innych przed nią, początkowo zaowocowała chaosem. Wydawcy wynegocjowali sobie czteromiesięczny okres przejściowy, który zwalniał z podatku książki ujęte w inwentaryzacji na dzień 31 grudnia. Okres przejściowy nie obejmował już jednak hurtowników, co sprawiło, że w efekcie nabywcy detaliczni i tak musieli zapłacić za książki więcej. W dodatku, jak stwierdził Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki, księgarnie musiały w tym czasie prowadzić podwójną księgowość dla tych samych książek, opatrzonych różną stawką VAT w zależności od terminu dostawy. Teraz, kiedy zakończył się okres przejściowy, można już stwierdzić, że jedną z konsekwencji wprowadzenia podatku jest zaostrzenie konfliktu między wydawcami a hurtownikami.
Pod pretekstem wprowadzenia nowego podatku niektórzy hurtownicy próbują renegocjować umowy z wydawcami: wydłużyć terminy dostaw, wprowadzić dodatkowe opłaty, powiększyć marżę. Zdaniem obserwatorów nieuregulowane od lat relacje pomiędzy wydawcami i dystrybutorami mogą być znacznie większym problemem niż wprowadzenie VAT-u. Prezes Biblioteki Analiz Łukasz Gołębiewski przewiduje, że ten rok będzie bardzo trudny dla rynku i należy oczekiwać spadku sprzedaży. Można zgadywać, że kiedy specjaliści wypowiadają się o napiętej sytuacji pomiędzy wydawcami a dystrybutorami, w tej drugiej grupie mają na myśli głównie monopolistów. Jak wskazuje przygotowywany co roku przez Bibliotekę Analiz raport o stanie rynku książki w Polsce, poza Empikiem nie ma u nas dużych i silnych sieci księgarskich. To zresztą właśnie z tego powodu UOKiK zablokował w lutym fuzję Empiku z Merlinem – gdyby do niej doszło, nowopowstała spółka mogłaby dyktować warunki na rynku, a wydawcy staliby się jej zakładnikami (warto nadmienić, że 1 sierpnia poinformowano oficjalnie o wykupieniu przez Empik Media & Fashion pakietu kontrolnego księgarni internetowej Gandalf, której istotną część działalności stanowi dystrybucja podręczników – dotąd Empik „zaniedbywał” tę gałąź rynku).