Tylko z pozoru pytanie zawarte w tytule jest prowokacją. I tylko z pozoru odpowiedź, wskazująca na brak konfliktu między obecnością muzeum w mieście (zwłaszcza historycznym) a dzisiejszymi funkcjami miasta, jest oczywista. Przemiany społeczno-ustrojowe ostatnich dwóch dekad, a szczególnie ostatniej dekady, zmieniły w sposób istotny relacje pomiędzy miastem a obecnym w nim muzeum. Proces ten stał się przedmiotem dynamicznej dyskusji środowisk muzealniczych, dotyczącej nie tylko doktryny konserwatorskiej i nowych kreacji architektonicznych, ale również wymiaru społecznego muzeum.
Niniejszy artykuł porusza, o czym jestem przekonany, kwestie o charakterze ogólnym, dotykające wiele polskich muzeów. Zrodził się jednak głównie z doświadczeń krakowskich, a najbardziej z doświadczeń pracy i zarządzania Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.
Co do zasady pomiędzy miastem a obecnym w nim muzeum wciąż dominuje reguła sojuszu i synergii. Muzea są nośnikiem atrakcyjności turystycznej miasta, uzupełnieniem wiedzy o nim, naturalnym zapleczem dla miejskich wydarzeń kulturalnych. Muzea ze swoim potencjałem wiedzy i kolekcji stanowią naturalną promocję miasta w wymiarze nie tylko turystycznym, ale także wizerunkowym i gospodarczym. Nie sposób nie zauważyć jednak, że w relacjach miasto – muzeum pojawia się obecnie kilka czynników rodzących nieporozumienia lub wręcz konflikty, a ich osią są często zabytki, stosunek do nich i rozumienie ich roli oraz wartości. Być może problemy te dostrzega dzisiaj jedynie wąskie grono muzealników i managerów kultury, ale istnieje obawa, że bez zdefiniowania obszarów wątpliwości dojdzie do istotnego rozziewu we wzajemnym rozumieniu się i koegzystencji. Musimy koniecznie wziąć pod uwagę, że miasta, szczególnie większe i dysponujące poważnym bagażem dziedzictwa historycznego, są dzisiaj poważnymi graczami na polu działalności kulturalnej.
Ustawa o Samorządach Gminnych z 8 marca 1990 roku w artykule 7.1.9 wyraźnie precyzuje, że powoływanie i utrzymywanie instytucji kultury – w tym muzeów – należy do zadań własnych gminy. Jeszcze dobitniej precyzuje ten zakres zadań gminy Ustawa o Organizowaniu i Prowadzeniu Działalności Kulturalnej z 25 października 1991 roku. W artykule 9. 1 i 2: „1. Jednostki samorządu terytorialnego organizują działalność kulturalną, tworząc samorządowe instytucje kultury, dla których prowadzenie takiej działalności jest podstawowym celem statutowym. 2. Prowadzenie działalności kulturalnej jest zadaniem własnym jednostek samorządu terytorialnego o charakterze obowiązkowym”. Z tego zapisu wynika niezwykle silne usytuowanie w miastach instytucji kultury – w tym muzeów. Równocześnie jednak wynikają z niego oczywiste uprawnienia samorządów gminnych do określania kierunku działalności powołanych instytucji. Władze miejskie posiadają też istotne instrumenty, aby wpływać w jakiejś mierze na profil działalności tych instytucji kultury, które wprawdzie podlegają innemu szczeblowi władzy samorządowej lub państwowej, ale poprzez usytuowanie na obszarze gminy miejskiej uczestniczą w życiu kulturalnym miasta.
Gdzie więc należy dopatrywać się nieporozumień i konfliktów? Muzea stały się potężnymi czynnikami zmian społecznych, kulturowych i urbanistycznych, co rodzi coraz większe oczekiwania wobec nich. Problem polega na tym, że oczekiwania zewnętrzne zorientowane są w pierwszym rzędzie na efekt zmiany i sukcesu, a to rodzi okazję do konfliktu pomiędzy tym oczekiwaniem a rozumieniem istoty działalności muzeum przez muzealników. Ze swej natury bowiem muzeum jako instytucja trwałej ochrony dóbr kultury lęka się zmian, a słowo sukces – miłe każdemu człowiekowi – ma dla muzealnika nieco inne znaczenie. Przechodząc na pole działalności, jakim jest kolekcjonerstwo, czyli szeroko rozumiane zarządzanie muzealiami, musimy uznać, że dla muzealnika sukcesem jest pozyskanie i urządzenie takiej powierzchni magazynowej, na której warunki konserwatorskie pozwolą na wieloletnie i bezpieczne przechowywanie zabytków. Z punktu widzenia oczekiwań zewnętrznych ten sukces muzeum jest osiągnięciem niewystarczającym, a nawet dowodem na brak zrozumienia potrzeb społecznych ze strony kadr muzealnych, które z niezrozumiałych powodów chronią przed żądnym wiedzy społeczeństwem muzealne obiekty i zamykają je w klatkach magazynów. Bezcenne zabytki, otoczone mgiełką tajemnicy skarby, zamknięte w muzealnych szafach, stanowią łatwy kąsek dla dziennikarskich sensacji w sezonie ogórkowym. Tenor tych artykułów jest niewątpliwie mocno irytujący i niebezpieczny dla środowiska muzealnego. W nomenklaturze obowiązującej w Unii Europejskiej szermuje się w tym wypadku jak najbardziej uzasadnioną ideą zrównoważonego rozwoju. W praktyce oznacza to jednak między innymi, że taka inwestycja jak nowe magazyny muzealne nie ma żadnych szans na dofinansowanie ze środków unijnych. Ich powstanie jest rozwojem niezrównoważonym, zamkniętym na oddziaływanie społeczne, nie służy miastu ani jego mieszkańcom. Służy więc tylko muzealnikom? Znak zapytania stawiam tu celowo. Przykładem takiego rozumienia roli muzeum jest problem braku magazynów w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. W pozyskanym od gminy, nieukończonym i nieużywanym skrzydle szkoły przy ulicy Księcia Józefa 336 zaplanowaliśmy właśnie utworzenie magazynów. Nie relacjonując historii tej inwestycji, która w tym roku została szczęśliwie rozpoczęta, chcę tylko dodać, że obecnie nosi ona nazwę: Thesaurus Cracoviensis – Centrum konserwacji, digitalizacji i przechowywania zbiorów. Bez wątpienia ta nazwa i napisany tym językiem wniosek o dofinansowanie ma realne szanse na uzyskanie wysokiej punktacji jako projekt zrównoważonego rozwoju. Nie chodzi tu jednak o sam język. Chodzi o myślenie w nim ukryte. Myślenie z jednej strony ważne, z drugiej strony niebezpieczne, bowiem zabytkowi w muzeum odbiera wartość samą w sobie i przenosi ją na atrakcyjne i kolorowe opakowanie.
W innym aspekcie działalności muzealnej należy zauważyć, że z jednej strony kreacje muzealne stały się ważnymi inwestycjami gospodarczymi, a nawet politycznymi. Samorządy gminne w sposób jak najbardziej uzasadniony i słuszny zadają pytania o rentowność utrzymywanych przez siebie instytucji, dopłatę do jednego zwiedzającego itp. Z drugiej strony jednak gołym okiem widać zaczyny konfliktu pomiędzy ochroną dziedzictwa – stanowiącą naturalną misję muzeów na świecie – a koniecznością osiągnięcia przez muzea takiej sprawności, aby mogły uczestniczyć w gospodarczej grze rynkowej. Cienka czerwona linia pomiędzy komercjalizacją a gospodarnością jest tutaj często przekraczana lub niedostrzegana. Tego rodzaju napięcia z pewnością szczególnie odczuwają osoby zarządzające muzeami, które przed organizatorem chwalą się bądź tłumaczą z wyników finansowych, ujętych w rubryce „dochody własne”, a od kadry muzealnej odbierają sygnały sprowadzające się do emocjonalnie wypowiadanej tezy: „Nie jesteśmy tu po to, by zarabiać!”. W tym dialogu rola zabytku jest ukryta, ale istotna. Pieczołowite pochylanie się nad zabytkiem, troska o niego, konserwacja i rewitalizacja ma konkretny wymiar po stronie kosztów, a nie dochodów instytucji.