Gergely László: Opowiedz, proszę, o swoim projekcie Birth of a Nation.
Daya Cahen: Projekt Birth of a Nation opowiada o moskiewskiej szkole kadetów dla dziewczynek. Dziewczynki w wieku od 11 do 17 lat są szkolone, by stać się idealnymi rosyjskimi patriotkami. Nabywają umiejętności wojskowych, ale również uczą się gotować i szyć oraz wielu innych praktycznych rzeczy, np. jak się czesać i jak ładnie wyglądać. Moim zdaniem są szkolone tak, aby stać się idealną rosyjską kobietą. Fascynuje mnie kontrast pomiędzy tą militarną stroną a młodzieńczą niewinnością. Interesuje mnie to, w jaki sposób dzieci są indoktrynowane i wykorzystywane przez system. W szkole dziewczynki noszą we włosach olbrzymie białe kwiaty, które stanowią część ich umundurowania oraz symbolizują ich uszeregowanie. Na początku nosi się je w warkoczach na wysokości karku, następnie kwiaty wędrują wyżej, w zależności od uszeregowania. Każda dziewczynka nosi je trochę inaczej, to takie uhonorowanie jednostki w obrębie masy. Ten aspekt uważam za bardzo ciekawy.
Szkoła jest elementem patriotycznego wychowania Putina, gdzie od najmłodszych lat szkoli się młodych ludzi, by stali się jego zwolennikami. Jest to w pewien sposób nawiązanie do pracy, którą stworzyłam wcześniej dotyczącej radykalnego młodzieżowego ruchu Putina „Nasi”. W 2007 roku pojechałam na ich obóz szkoleniowy, gdzie filmowałam od wewnątrz, jak młodzi ludzi, trochę starsi w tym przypadku, są indoktrynowani, by uczynić Rosję światowym przywódcą XXI wieku. W pewien sposób obecny projekt nawiązuje więc do tamtego.
Odwiedziłaś Rosję już kilkukrotnie. Interesujesz się Rosją, skąd tak głębokie zainteresowanie?
To trochę dziwne, do tej pory stworzyłam trzy prace dotyczące Rosji. W ciągu ostatnich kilku latach wiele zajmowałam się Rosją, ale w pewien sposób NAPRAWDĘ mi się tam nie podoba. To dziwne, za każdym razem kiedy tam jestem obiecuję sobie, że to już ostatni raz i że już tam nie wrócę. Ale z jakichś powodów zawsze zajmuję się tematem propagandy, jak funkcjonuje i w jaki sposób system, media i inne elementy indoktrynują ludzi. I wszystkie te tematy odnajduję w Rosji, to wszystko się tam dzieje i jest dla mnie dostępne. Jest oczywiście wiele miejsc na świecie, gdzie tego rodzaju rzeczy mają miejsce, ale nie mogę się tam dostać. To okropne, ale dzięki wysiłkom, uzyskuję pozwolenia na przyjazd i mogę być częścią tego wszystkiego i obserwować propagandę i system indoktrynacji. Takie są powody. Ale stworzyłam trzy prace o Rosji i to wystarczy. Chyba.
Ta oraz inne twoje prace zawierają elementy krytyki społecznej. Czy uważasz, że twoje prace mają charakter polityczny? Jaka jest twoja rola polityczna jako artystki?
To dla mnie ważne, by moje prace były na granicy polityki. To powód, dla którego to robię. Tak właśnie jest, nie potrafię nawet tego wyjaśnić. Nie potrafię tworzyć inaczej, muszę zadziwić się jakąś wiadomością z mediów, potem zgłębić tę sprawę i wtedy coś popycha mnie, aby wypowiedzieć się na ten temat. Źródłem takiej postawy jest fakt, że wychowałam się jako córka dwojga Żydów, którzy w czasie II wojny światowej byli dziećmi. Od najmłodszych lat byłam świadoma tego, że świat może się zmienić z dnia na dzień. Nigdy nie wiadomo, co się nam przydarzy. Musimy więc być świadomi tego, co dzieje się wokół nas, jakie mamy poglądy, jakie siły rządzą światem, w jaki sposób dochodzi do tworzenia się mas i jaka jest rola jednostki. To bardzo osobisty powód i zawsze mam obsesję na punkcie wyłapywania znaków i sygnałów i doszukiwania się, czy coś takiego mogłoby się powtórzyć. To dziwna obsesja, ale przekłada się na tworzenie i próbę komentarza na temat społeczeństwa. Dla mnie to bardzo istotne i artyści, z którymi czuję największe pokrewieństwo tworzą właśnie takie prace. Myślę, że jako artysta ma się możliwość robienia tego, więc jeśli tylko możemy, ważne jest abyśmy starali się skorzystać z tej okazji.
Jak myślisz, jaki optymalny efekt możesz osiągnąć i na ile możesz być polityczna jako artystka? Nie tylko ty osobiście – czego w ogóle oczekuje się od dzieła sztuki?
Najbardziej podoba mi się to, że poprzez zmienienie czegoś, pokazanie komuś lustra czy zakłócenie czegoś, można zmienić – choćby chwilowo – czyjeś myślenie o świecie i sprawić, że ktoś zastanowi się nad czymś lub dostrzeże inną perspektywę. Można stworzyć choć minimalną świadomość na jakiś temat. W moim przypadku nie muszę zrzucać bomby, robię to w bardziej subtelny sposób. Jeśli mówię o propagandzie, to ją pokazuję. Czasem ludzie nie dostrzegają nawet krytyki w moich pracach. Można wypełniać pewną rolę, ale nie trzeba od razu walczyć na barykadach. Niektórzy tak robią – wspaniale, ale ja taka nie jestem. Z drugiej strony artysta nie musi wchodzić w politykę, każda forma jest dobra, trzeba robić coś, co wypływa z nas i jak tak właśnie czynię. Jeśli sztuka zmierza w kierunku konceptualizmu czy estetycyzmu, nie jestem temu przeciwna, taka sztuka jest równie ważna. Uważam, że nie musimy wykonywać wielkich gestów, aby uzyskać efekt jako artysta.
Czasem robisz filmy, filmy dokumentalne. Czy w ten sposób chcesz dotrzeć do szerszej publiczności niż to się zwykle dzieje w przypadku sztuki współczesnej?
W pewien sposób to pytanie zawsze jest dziwne, dlaczego miałabym wybierać między rodzajem sztuki a publicznością i określać się?
Ponieważ na przykład dokument może być odbierany jako manifest.
Tak. Sądzę, jeśli chodzi o kontekst sztuki ciekawe jest to, że bardzo często to kurator przedstawia odbiorcom jakiś temat i wzmacnia przekaz zestawiając ze sobą więcej osób. Wtedy całość jest bardziej szczególna, często odbywają się debaty, jest więcej treści i można pracować trochę wolniej, ponieważ obejrzenie tego zajmuje odbiorcom więcej czasu. Jednak w moim przypadku, ponieważ zawsze pracuję na granicy dokumentu, moje filmy pokazywane są na festiwalach filmowych – czy to na festiwalach filmów o sztuce czy też zwykłych festiwalach filmów dokumentalnych. Moja twórczość dociera zatem do bardzo różnych odbiorców, co bardzo mi się podoba. Ale pracując nad filmem, nie myślę o tym, co skieruję do poszczególnych typów odbiorców. Tak się po prostu dzieje, że ponieważ moje filmy są również odbierane jako filmy dokumentalne, mam możliwość pokazania swojej twórczości dwóm różnym rodzajom odbiorców.
Ostatnie pytanie, które już zadałem, ale może wymaga ono pogłębienia. Wystawa ta dotyczy krytyki różnych rzeczy i zawiera różne rodzaje sztuki. Wspomnieliśmy wcześniej, że robisz filmy i fotografujesz, to wspaniałe. Na czym koncentrujesz się najbardziej, żeby trafić do odbiorców? I gdzie leżą granice?
Dla użytku własnego nie mam granic. Kształciłam się jako fotograf, pracowałam w przemyśle kinowym i jakoś tak się wszystko połączyło. Czasem czuję silną potrzebę posługiwania się fotografią, a innym razem musi to być film. Wielu artystów tak robi, korzystają z różnych środków przekazu, tworząc jeden projekt. Myślę, że w obecnych czasach te granice nie obowiązują. Wiem oczywiście, że są osoby, dla których fotografia jest świętością – dla mnie nie jest. Korzystam swobodnie również ze zdjęć wykonanych telefonem, tworzę kolaże. Ludzie zawsze chcą wiedzieć, czym dokładnie się zajmujesz, czy jesteś artystą sztuk wizualnych, filmowcem czy fotografem. Dla mnie to bez sensu. To działa jeśli chcesz pokazać różne elementy tematu – łączenie ze sobą różnych środków przekazu działa świetnie. Z mojego punktu widzenia zyskuje się lepszą perspektywę, jeśli można wykorzystać różne zmysły i korzystać z tego wszystkiego, co jest dostępne. Nie dostrzegam dodatkowych wartości w tym, że dany festiwal nazywamy fotograficznym, a nie festiwalem sztuki.
Dziękuję. Czy chciałabyś coś przekazać odbiorcom? Debiutantom?
O nie, mój przekaz zawarty jest w mojej pracy. Nie mam żadnego osobnego przekazu.
W takim razie dziękuję.