Tegoroczną, powoli dobiegającą końca, dziesiątą edycję Miesiąca Fotografii w Krakowie można zaliczyć do bardzo udanych. To niezwykłe wydarzenie, które na stałe wpisało się w krajobraz wydarzeń artystycznych Krakowa, co roku skupia wokół siebie wybitnych fotografów z całego świata. Tym razem program główny Miesiąca Fotografii w Krakowie obfituje w wyjątkowych twórców: Siergieja Bratkowa, Jasona Evansa, Jerzego Lewczyńskiego, Aleksandra Rodczenkę, René Magritte’a czy Viviane Sassen. Jak można zauważyć, tegoroczna edycja MFK to prawdziwy koktajl klasyki i współczesności – wstrząśnięty i jak najbardziej dobrze zmieszany, który tworzy pogłębiony obraz światłoczułej rzeczywistości.
Aleksander Rodczenko- to nazwisko, odmieniane przez wszystkie przypadki, już na stałe wpisało się w historię fotografii. W Muzeum Narodowym w Krakowie można oglądać ponad trzysta prac „generatora twórczych idei”, jak nazwała artystę Olga Swibłowa, kuratorka polskiej wystawy Rodczenki. „Eksperyment jest naszym obowiązkiem” – ta znamienna myśl rosyjskiego twórcy doskonale podsumowuje jego fotograficzną twórczość. W trakcie swoich przygód z aparatem, artysta dokonuje wielu doświadczeń, które miały mu ułatwić poznanie sekretów „mechanicznego oka”. Próbował podwójnej ekspozycji, wielokrotnego kopiowania, fotografowania z bliska, efektów świetlnych, techniki negatywowej, nowych ujęć z lotu ptaka oraz żabiej perspektywy[1]. A wszystko to w myśl swojej zasady: „Fotografia powinna korzystać z własnych środków”. To znaczy, jak zauważa German Karginow, „nie powinna stosować retuszu, bromu i wszystkich trików, które stosowano przez długie lata w celu uszlachetnienia fotografii jako sztuki, aby wstydliwie ukryć pod artystycznie nałożoną warstwą makijażu rzeczywiste rysy obrazu”. I to się Rodczence jak najbardziej udało. Artysta toczył swoją prywatną walkę o fotografię pozbawioną naturalizmu. Choć płacił za to wysoką cenę. Karginow w swojej książce o twórczości artysty wspomina, że oprócz pochwał i naśladownictwa jego działalności, niejednokrotnie się go wypierano. „Wychwalano go i tępiono; uznawano go i przemilczano, jednego dnia wynoszono go na piedestał, aby drugiego postawić pod pręgierzem opinii publicznej i zmuszać do skruchy za grzechy: formalizmu, estetyzmu, małpowania Zachodu itd. Trudno uwierzyć, że bezsensowne i śmieszne uwagi krytykujące jego pracę zostały wypowiedziane naprawdę w poważnych zamiarach”[2]– pisze Karginow.
Na krakowskiej wystawie Rodczenki można obejrzeć między innymi konstruktywiczną serię portretów miejskich, kolaże, fotomontaże, grafikę użytkową, w tym okładki czasopism, a także cykl fotografii, które na stałe zdefiniowały ten rodzaj działalności, czyli kultowe już odbitki Dziewczyna z leicą (1934), Schody (1930) , a także niesamowite portrety – Włodzimierza Majakowskiego i matki artysty z 1924 roku. Aranżacja tej wielkiej ekspozycji została pomyślana w taki sposób, aby widz mógł obserwować ewolucję procesu estetycznego artysty, ze wszystkimi jego zmianami i eksperymentami. To, co jest najbardziej charakterystyczne w twórczości Rodczenki to niezwykła ekspresyjność i skrótowość wypowiedzi, która przeradza się na jego fotografiach w poetycką i egzystencjalną narrację, graniczącą z błyskotliwym dowcipem i absurdalną powagą. Rodczenko niczego nie idealizuje ani nie retuszuje. Pokazuje na swoich zdjęciach to, co dostrzega jego wrażliwe oko- związki człowieka z naturą, starość, samotność oraz piękno zaklęte w prostych czynnościach. To dzięki Rodczence fotografia stała się sztuką z prawdziwego zdarzenia, opowiadającą o rzeczach ważnych za pomocą prostoty, estetyczności i niezwykłej dynamiki kadru.
Kolejnym, wybitnym twórcą prezentującym swoje prace w krakowskim Muzeum Narodowym w ramach tegorocznego Miesiąca Fotografii, jest Jerzy Lewczyński. Ten oryginalny artysta odkrywa możliwości fotografii poprzez wykorzystanie dokumentalnej reprodukcji oraz formy zarówno negatywu, jak i pozytywowej odbitki w postaci konkretnego, materialnego przedmiotu [3]. Prace Lewczyńskiego przypominają swoją formą światłoczułe pamiątki, na których wyczuwa się upływający czas. Plamy, zamazania czy rozdarcia to cechy charakterystyczne jego realizacji, których styl jest nie do podrobienia. Jak zauważa Elżbieta Łubowicz, dla Lewczyńskiego fotograficzny obraz ma realną wartość w postaci dramatycznych i bardzo osobistych historii. „Fotografia w roli obiektu-pamiątki – świadka swojego czasu, reliktu przeszłości, relikwii – stała się dla niego osią tworzenia własnej estetyki”[4]– podkreśla Łubowicz. A jest to najczęściej estetyka negatywowa, którą artysta określa mianem archeologii fotografii. „Dalszy rozwój fotografii to narodziny negatywu. Ten świadek najprawdziwszy stał się swoista duszą fotografii i pełni do dziś rolę najwierniejszego powiernika tajemnicy przekazywania światła”- pisał artysta w swoim tekście „Ciało fotografii”[5].
Na krakowskiej wystawie można obejrzeć przeszło 120 odbitek, które stanowią przekrój przez wszystkie etapy twórczości Lewczyńskiego, w tym słynne „Głowy wawelskie”(1960), przedstawiające człowieka bez twarzy, idealnie wpisującego się w epokę socrealizmu, tak doskonale oddaną w realizacjach artysty. Co najważniejsze, to właśnie przeszłość stanowi trzon wszystkich realizacji Lewczyńskiego, który próbuje zatrzymywać w kadrze wizualne bodźce czasu minionego. Stanowi to pewnego rodzaju odwzorowywanie światła, który dla artysty jest świadectwem nieustannej obecności. Lewczyński nie igra z rzeczywistością i nie poszukuje na siłę dramatyzmu, który mógł by zatrzymać w kadrze. Pojawia się zawsze tam, gdzie pokieruje go nadwrażliwe oko i intuicja, spokojnie rejestrując to, co intymne, niepowtarzalne i nietrwałe.
1 comment
“Na krakowskiej wystawie można obejrzeć przeszło 120 odbitek, które stanowią przekrój przez wszystkie etapy twórczości Lewczyńskiego…”, niestety nie, na wystawie była więszkość cykli fotografa, ale nie wszystkie – nie było “Antytelewizji”.
Comments are closed.