Wystawa Wierność obrazów. René Magritte i fotografia jest jedną z tych, które są adresowane do każdego. Nie jest jednak przeznaczona „dla wszystkich, a więc dla nikogo”. O jej potencjale stanowi możliwość wyboru – można podziwiać lekkość surrealistycznych żartów, poznać historię belgijskiej awangardy lat 20. i 30. XX wieku, zgłębić nieznane szerzej fakty z biografii i twórczości czołowego surrealisty albo naturę samej fotografii.
Swoisty egalitaryzm wystawy wynika zresztą również z tego, że René Magritte jest artystą cenionym i podziwianym również poza kręgiem wtajemniczonych specjalistów. Odwrócone męskie sylwetki w melonikach – charakterystyczny motyw jego malarstwa – spotykamy nie tylko w galeriach, ale także w sferze popkultury, podobnie jak dużą część surrealistycznego malarstwa. Tutaj twórczość René Magritte’a jest jakby drugim biegunem dokonań Salvadora Dalí, ekspresyjności Hiszpana przeciwstawia refleksyjność Belga.
Krakowska ekspozycja nie lekceważy takich obiegowych opinii, aspiruje jednak do bycia zachętą do ich weryfikacji. Po pierwsze – nie zajmuje się obrazami malarskimi, chociaż je przywołuje. Jej przedmiotem jest zbiór fotografii wykonanych przez samego artystę oraz jego przyjaciół na przestrzeni półwiecza. W kadrach ujęci zostali najważniejsi belgijscy surrealiści, przyjaciele Magritte’a: Louis Scutenaire, Irène Hamoir, Paul Nougé, Marcel Mariën, Camille Goemans, Marcel Lecomte, Paul Colinet, a oprócz nich żona artysty, Georgette. Chociaż fotografie są opisane i na ogół wiadomo, kogo przedstawiają, brakuje precyzyjnych informacji o autorstwie poszczególnych kadrów. Z tego powodu zdjęć wykonanych przez samego Magritte’a jest niewiele. Nie jest to jednak najważniejsze, w końcu fotografie przechowywane w rodzinnym albumie również nie potrzebują adnotacji o autorstwie. Wystawa wpisuje się zatem w aktualną refleksję nad znaczeniem, funkcją i artystycznym potencjałem archiwów fotograficznych należących do artystów, zgromadzone na niej zdjęcia są doskonałym przykładem „fotografii artystów”, w odróżnieniu od „sztuki fotografów”.
Badaczom twórczości Magritte’a i co wnikliwszym znawcom sztuki swobodne postawienie kwestii autorstwa może wydać się zbyt nonszalanckie, ale odbiorcom – niekoniecznie. Istotniejsze jest to, co zostało przedstawione na fotografiach. Z kilkudziesięciu odbitek wyłania się opowieść na poły dokumentalna, na poły zainscenizowana. Nie do końca uchwytna, ale zrozumiała. Chociaż kuratorzy osadzili poszczególne sekwencje zdjęć w konkretnym czasie i miejscu oraz przedstawili „bohaterów” opowieści, fotografie wymknęły się inwentaryzacyjnym metkom. Pozostały poetyckie tytuły, które w 1976 roku nadał im wspomniany już Scutenaire, pisarz i przyjaciel Magritte’a oraz jedna z postaci uchwyconych na fotografiach. Tytuły pojawiły się zatem dopiero wtedy, gdy fotografie uwolniono z prywatnych zbiorów, by zaprezentować je w salach galeryjnych. Ten surrealistyczny gest przypadkowym z pozoru zdjęciom nadał charakter i wyrazistość, tym bardziej mało istotne wydaje się podkreślanie autorstwa poszczególnych kadrów.
Brak precyzyjnej atrybucji jest tu zresztą znaczący. Wystawa Wierność obrazów przypomina, że artysta nie jest samowystarczalnym geniuszem, ale wielowymiarową osobą, na którą oddziałują zarówno duchowe przeżycia, jak i relacje z ludźmi, nie tylko te intelektualne, ale również emocjonalne. To z pozoru banalne spostrzeżenie łatwo jest pominąć. Krakowska ekspozycja upomina się o nie, w kadrach znalazły się bowiem przede wszystkim spontaniczne zabawy grupy przyjaciół, humorystycznie inscenizowane scenki plenerowe – chwytane na gorąco pomysły artystyczne zrodzone z „burzy mózgów”. Życie i sztuka przedstawione zostały jako trudne do rozdzielenia, przenikające się i wzajemnie inspirujące. W ten sposób także same fotografie stały się niejednoznaczne, z jednej strony „po prostu” odwzorowały rzeczywistość, ale z drugiej zarejestrowały rozmaite przejawy napięć pomiędzy życiem a sztuką.
Życie jest na pierwszym planie zwłaszcza tam, gdzie na fotografiach pojawia się Georgette Magritte, ukochana żona artysty. Wystawę otwiera zdjęcie zatytułowane Tworzenie obrazów, gdzie Georgette stoi na tle jednego z płócien męża, a kończy fotografia Cień własnego cienia, podwójny portret, na którym widać niemal nakładające się na siebie twarze małżeństwa. Pomiędzy tymi dwoma fotografiami znalazło się miejsce na inne kadry. Georgette widzimy w roli posągowej piękności na zdjęciu Arcydzieło, jako kreację artysty na fotografii Miłość, a także jako modelkę na pięknych portretach fotograficznych autorstwa samego artysty, które – choć nie tak doskonałe technicznie – przywołują na myśl zdjęcia wykonane malarce Georgii O’Keeffe przez jej męża, Alfreda Stieglitza. Portrety Georgette okazują się być studiami do obrazów, jak chociażby fotografia Semiramida, ich inspiracjami, ale także projektami reklam, użytkowa funkcja tych zdjęć nie odbiera im jednak siły wyrazu. Postać Georgette uosabia stan równowagi pomiędzy życiem a sztuką. Kobieta jest zarówno muzą, dziełem sztuki, jak i towarzyszką, kronikarką, a w końcu – współautorką. Ten ostatni status Georgette niejako sankcjonuje, podpisując jedną z ostatnich wykonanych przez Magritte’a prac, litografię Trzy jabłka, która zamyka krakowską ekspozycję. Wydaje się więc, że centralną postacią wystawy jest nie tyle René Magritte czy inni belgijscy surrealiści, co nie-artystka, jego żona. Sztuka i życie w osobie Georgette stają się jednym.
Ale granicę pomiędzy życiem a sztuką podważa nie tylko ona. Zdjęcia z archiwum Magritte’ów pokazują, że te dwie sfery godzi także… fotografia. W tym właśnie medium często dochodzi do spotkania artystycznego z nieartystycznym, codzienności z niecodziennością. Poszukiwanie niezwykłości w tym, co powszednie było domeną surrealistów – te poszukiwania odzwierciedlali w malarstwie. Po latach, kiedy malarstwo surrealistów z nowoczesnego, awangardowego przemieniło się w popularne i salonowe widać, że ten postulat o wiele lepiej wypełniła fotografia. Podobnie film, którego skromne przykłady na krakowskiej ekspozycji również się znalazły. Fotografie Magritte’a nie przewartościują jego twórczości malarskiej, z pewnością jednak pozwalają inaczej spojrzeć na jego twórczość, a także na dorobek innych artystów. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy zresztą do czynienia na rodzimym gruncie, kiedy światło dziennie ujrzały fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza. Chociaż sam Witkacy nie uważał ich za jakkolwiek ze sztuką związane – nie były jego zdaniem niczym ponad „teatr życia” – to jednak stanowią one jedno z ciekawszych zjawisk artystycznych dwudziestolecia międzywojennego. Podobieństwo archiwum fotograficznego Witkacego ze zbiorem Magritte’a wydaje się zresztą uderzające. W obu przypadkach mamy cały katalog inscenizowanych scenek, przebieranek, masek, min… Ale także pełne głębi portrety, zwłaszcza kobiece.