Mariusz Urbanek: Aktywne uczestnictwo w kulturze deklaruje dziś tylko trzy procent Polaków. Jak to zmienić?
Bogdan Zdrojewski: Zmiany muszą nastąpić aż w sześciu obszarach. Pojedyncze poprawki niczego nie załatwią. Po pierwsze musi poprawić się infrastruktura, a więc wszystko to, co służy słuchaniu muzyki, oglądaniu spektakli teatralnych czy operowych, oglądaniu wystaw, czyli mówiąc najprościej, co umożliwia i ułatwia uczestniczenie w kulturze. Po drugie, musi się poprawić edukacja kulturalna i informacja o kulturze w mediach. Trzeci ważny element to konieczność otwarcia się instytucji kulturalnych na ludzi, aktywne pozyskiwanie widzów zamiast biernego oczekiwania, aż sami przyjdą. Po czwarte musi podnieść się gotowość uczestnictwa w kulturze samych Polaków, bo ta gotowość mierzona wysokością deklarowanych środków przeznaczanych na kulturę, jest w Polsce jedną z najniższych w Europie. Sprawa piąta to edukacja dzieci w szkołach publicznych, co już robimy, ale po 10 latach, kiedy ta edukacja nie funkcjonowała w ogóle, obecny wyż demograficzny nie rozumie kultury w ogóle, albo rozumie słabo. Wreszcie po szóste musi się poprawić finansowanie wydarzeń artystycznych. Oczywiście tego wszystkiego nie da się zrobić czy odrobić w ciągu roku czy dwóch.
Zacznijmy po kolei. Infrastruktura.
Wydamy w tym roku ponad 800 milionów złotych na blisko 200 inwestycji finansowanych ze środków ministerstwa kultury i środków europejskich. To absolutny rekord w powojennej historii Polski, a co najważniejsze jest to infrastruktura zróżnicowana, obejmująca różne dziedziny i rozlokowana w całej Polsce, a nie tylko w kilku tradycyjnie najważniejszych ośrodkach kulturalnych.
Na przykład.
To przede wszystkim pięć wielkich projektów: Opera Podlaska w Białymstoku, Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu, sala koncertowa Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach oraz Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Polska jest pierwszym państwem przeprowadzającym projekty powyżej 50 mln euro przez komisję europejską. Do tego dochodzą przedsięwzięcia takie jak Teatr Szekspirowski w Gdańsku, Amfiteatr Opolski, Filharmonia Świętokrzyska, Opera Leśna w Sopocie, Teatr Gardzienice, Filharmonia Częstochowska, Teatr Stary w Lublinie, Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu, Filharmonia Opolska, Zamek Królewski w Warszawie, finalny dziedziniec na Wawelu, scena teatralna w Zakopanem , dwa projekty w Wilanowie czy np. prace przy Operze Narodowej w Warszawie. A oprócz tego inwestycje uczelniane: ASP w Gdańsku, Warszawie, Łodzi czy Wrocławiu, inwestycje w Akademii Muzycznej w Łodzi, we Wrocławiu i np. Szkole Filmowej w Łodzi. Szkoły muzyczne I i II stopnia, m.in. w Suwałkach, Białymstoku, Bielsku-Białej, Krakowie, Wrocławiu czy Radomiu. To inwestycje o ogromnym znaczeniu dla poprawy infrastruktury kultury w Polsce i dla edukacji młodego pokolenia. To element przechodzenia od kultury archaicznej, mówiąc metaforycznie – drewnianej, do kultury nowoczesnej – murowanej, dobrze sformatowanej i prawidłowo adresowanej.
Będziemy więc mieli dobrą infrastrukturę kulturalną, ale jak namówić ludzi, żeby chcieli z niej korzystać?
Infrastruktura musi być atrakcyjna, bo to ona przyciąga ludzi. Można było przekonać się o tym podczas marcowego otwarcia Teatru Starego w Lublinie, który nie funkcjonował od kilkudziesięciu lat. Jego otwarcie, a jest teraz obiektem bardzo atrakcyjnym, wzbudziło gigantyczne zainteresowanie ludzi. Także tych, którzy do tej pory omijali kulturę szerokim łukiem. Oczywiście sama satysfakcja z dobrej infrastruktury to jeszcze za mało. Druga rzecz, to zagwarantowanie instytucjom kultury możliwości funkcjonowania w satysfakcjonujących warunkach ekonomicznych. Niestety wiele wniosków o dofinansowanie nowych inwestycji musiałem odrzucić, bo były źle sformatowane i niedobrze usytuowane. W efekcie większość pieniędzy pochłaniałoby samo utrzymywanie tych instytucji, a nie ich działalność merytoryczna. Takich projektów było bardzo dużo. Choćby miasteczko filmowe w Nowym Mieście nad Pilicą, które miało kosztować pół miliarda złotych, a jego utrzymanie blisko 100 mln złotych rocznie. We Wrocławiu był projekt skromniejszy, ale też źle przygotowany i źle zlokalizowany, mianowicie Muzeum Ziem Zachodnich, co zagrażało w ogóle utratą ewentualnie przyznanych środków finansowych.
Ale idea Muzeum Ziem Zachodnich ciągle powraca.
Został zmieniona lokalizacja, to dobrze, choć zbyt późno, ale projekt nadal nie jest gotowy. Cenna inicjatywa upamiętnienia dorobku współczesnych wrocławian zamieniona została w projekt propagandowy. Szkoda.
Kolejna rzecz wymagająca zmian to edukacja w instytucjach kultury.
Każda instytucja publiczna, albo korzystająca ze środków publicznych, albo też aspirująca do nich w przyszłości, musi mieć przygotowaną ofertę adresowaną do dzieci. Nie możemy sobie pozwolić na działania skierowane wyłącznie do tej publiczności, która już zagląda do teatrów i do galerii. Bez nowych odbiorców będzie to droga donikąd. W latach 1995-2005 ogólna liczba osób biorących udział w życiu kulturalnym się zmniejszyła, choć w przypadku części z tych osób wzrosła intensywność tego uczestnictwa.
Z badań wynika, że ludzie młodzi – do 24 roku życia, to zaledwie 13 procent spośród tych 3 procent uczestniczących w kulturze. To znaczy, że będzie jeszcze gorzej?
Źródło dramatu miało miejsce kilkanaście lat temu, kiedy zaczęły dorastać dzieci z wyżu demograficznego pierwszej połowy lat 80.. To właśnie tę grupę pozbawiono edukacji kulturalnej w szkołach. Wtedy nagle usunięto ze szkół muzykę i plastykę, a wraz z usunięciem przedmiotów pozbyto się także nauczycieli, którzy nie tylko realizowali program szkolny, ale także dostarczali młodzieży informacji o działalności teatrów, filharmonii, biur wystaw artystycznych i namawiali, żeby je odwiedzać. To była pierwsza strata, drugą było ustabilizowanie na bardzo niskim poziomie dotacji podmiotowych do instytucji artystycznych i zmuszenie ich do zarabiania choćby na wynajmie sal. To powodowało, że działalność artystyczna była wypychana przez różnego rodzaju tzw. eventy przynoszące dochód: jubileusze podmiotów gospodarczych, spotkania itd. Kolejnym błędem było centralizowanie środków na kulturę w największych ośrodkach w Polsce, przez co małe i średnie, nawet bardzo ambitne inicjatywy, pozbawione dofinansowania, przestały być naturalnym zapleczem dla kultury. Komercjalizacja spowodowała także likwidację kin w małych miejscowościach i zamykanie kin studyjnych w większych.
Kultura coraz częściej jest traktowana jako element rynku. Jeśli nie przynosi zysku, to znaczy że nie jest warta przetrwania. Nie ma różnicy między kulturą, która nie poradzi sobie sama i rozrywką, która powinna na siebie zarobić?
Jestem przeciwnikiem sztywnego podziału na kulturę wysoką i na rozrywkę, choć oczywiście mamy z jednej strony imprezy o charakterze komercyjnym, które powinny na siebie zarobić, a z drugiej opery, które nigdzie na świecie, poza N.Y, nie są w stanie utrzymać się same. W Polsce bilety do opery, która miałaby na siebie zarobić, musiałby kosztować ok. 800-1000 złotych. To oczywiście niewyobrażalne. Jestem jednak przeciwnikiem lekceważenia kryteriów rynkowych w działalności kulturalnej. To błąd popełniany w wielu instytucjach kultury. Instytucje kultury, takie jak choćby teatr, muszą mieć ofertę zróżnicowaną. Ważne by w repertuarze obok ambitnej, klasycznej propozycji repertuarowej były propozycje przyciągające nową publiczność.
Zadaniem teatru jest wypełnienie całej przestrzeni, w której funkcjonuje. Jeśli ktoś chce prowadzić teatr taki jak Laboratorium Jerzego Grotowskiego, to oczywiście nie będzie się w stanie utrzymać sam, ale z drugiej strony musi mieć świadomość, że nie potrzeba mu teatru z widownią na 1500 osób, wystarczy na 150. Trzeba po prostu właściwą aktywność organizować we właściwej przestrzeni infrastrukturalnej. Do tego dążymy.