POP-SKANDALISTA W DEFENSYWIE
A skoro czas sprzyja skandalizacji i skandalom, na szczególne miejsce winni zasługiwać i skandaliści. Nie ulega wątpliwości, że w rozwoju popkultury pełnią rolę szczególną. Zastanawiające są jednak społeczne konsekwencje ich roli. O jakich mianowicie skandalistach mówimy? Kubie Wojewódzkim? Lady Gadze? Mam nieodparte wrażenie, że w przypadku skandali ostatnich lat zadziałała znana psychofizjologom zasada habituacji. Im dłużej bodziec działa, tym mniejszy odnosi skutek, bo organizm się „przyzwyczaja”. Najszybciej habitującym się zmysłem jest u ludzi dotyk i węch. Ubrania czujemy w momencie nakładania, no, chyba że np. buty są za ciasne, wtedy czujemy je cały czas. Zapach przestajemy wyraźnie czuć po ok. 30 sekundach. Ze skandalem może być podobnie. Skandale „starej szkoły” kończyły się w sądach lub w więzieniu. Larry’ego Flinta pozywali reprezentanci gorszonych na lewo i prawo mas, żądający jego ukrzyżowania po każdym kolejnym numerze „Hustlera”. Skandalista, w rzeczy samej, dokonywał przeformułowania struktury społecznej, poruszał jej fundamenty, zmieniał światopogląd, czy się to ludziom podobało, czy nie. Opór otoczenia wobec skandalistów był i psychologicznie, i społecznie – uzasadniony i zrozumiały. Czy i dziś jest podobnie?
W przypadku Polski sprawa ta rysuje się niejednoznacznie, ale pewne świadectwa „wytarcia się” skandalistów można już odnaleźć. Prawdę powiedziawszy, ostatnim skandalem z prawdziwego zdarzenia wydaje mi się wystawa Doroty Nieznalskiej i jej Pasja. O ukrzyżowanym penisie głośno było we wszystkich mediach i to chyba wtedy na dobre rozpętała się dyskusja o granicach artystycznego eksploatowania symbolu. Były procesy, były protesty, były dyskusje, Nieznalska w pierwszej instancji dostała nawet pół roku ograniczenia wolności… Blisko 10 lat trwało, zanim artystkę uniewinniono. I, jak sądzę, tych 10 lat wystarczyło, by skandal się Polakom przejadł. Dla porównania, jeszcze niedawno mówiło się o Wojewódzkim i wtykanej w odchody fladze. Było o tym głośno, ale głównie za sprawą osób identyfikowanych ze skrajną prawicą, którzy oprotestowują znacznie mniej dziwaczne występy. Pytanie jednak, czy nieszczęsna flaga w odchodach miała taki sam status jak instalacja Nieznalskiej – przełamującej pewne schematy, otwierającej nowe obszary dyskusji – czy była to po prostu prowokacja obliczona na medialny szumik. Czy darcie Biblii przez Nergala to skandal? Czy deklaracje Doroty Rabczewskiej jakoby Stary Testament spisało kilku ujaranych i napitych oszołomów – to już skandal? Sprawy te zdają się w niedługiej perspektywie spływać po społeczeństwie jak woda po kaczce. Gorszący się mają automatycznie przyczepianą etykietkę zacofanych ramoli, a pewnie jeszcze i hipokrytów, którzy najwyraźniej mają jakiś problem, w myśl zasady, uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Polska ma łatkę homo- i ksenofobicznej prowincji Unii Europejskiej. Kiedy patrzę na rodzimych „skandalistów”, mam wrażenie, że bardzo na wyrost. Nie wiedzieć czemu Polskę próbuje się przerabiać na kraj o takim wizerunku. Najbardziej wymownym świadectwem, że to obraz nie całkiem zgodny z prawdą, jest reportaż w TVN o Michale Szpaku, jednym z finalistów programu „X-Factor”, o którym prowadzący show Jarosław Kuźniar powiedział pamiętne zdanie, że „to Michalina jakaś”. Szpak w reportażu żali się na mentalną ciasnotę społeczeństwa, które go odrzuca, szufladkuje jako „pedała” czy jeszcze coś gorszego. Wypowiada te oskarżenia do kamery na jednej z rodzimych ulic… na której nikt, ale to nikt, nie zwraca na niego uwagi. Oto Szpak stoi wypudrowany i wyszminkowany, prowokuje w egzaltacji i uniesieniu, a moherowa Polska mija go i ani się nie obejrzy. Nie wątpię, że na Paradzie Niepodległości Szpak dostałby od łysych „patriotów” taki wycisk, że aż by huczało, ale takiego honorowego elementu nie brak nigdzie: na awangardowym Zachodzie też by Szpaka sprali, w gloryfikowanej do niedawna Holandii zwłaszcza.
Prawda jest taka, że Szpak bardzo chciałby skandalizować, a nie może, bo społeczeństwo się już przyzwyczaiło. Chciałby wsadzić kij w mrowisko a tu – niespodzianka – ma tysiące fanów „na fejsie”. Taki to i skandal… Hermafrodytyczna modelka dochodzi w tej nietolerancyjnej Polsce do ścisłego grona finalistek w programie „Top Model”… O Wojewódzkim mówi się, że to skandalista, ale na ogół gorszy on jedynie prawicowych ekstremistów, czyli nie społeczeństwo, a jakiś jego promil. Polska poglądowych przeciętniaków albo go lubi, albo ma go gdzieś. W ostateczności może mu pokazać środkowy palec, jak zrobił to jeden z kierowców, który tak tym Kubę rozeźlił, że ten – jak o tym wspominał w swoim show – wybił mu przednią szybę. Skończyło się w sądzie, ale nie dlatego, że skandalista kogoś zgorszył, tylko dlatego, że skandalista komuś zniszczył samochód. Kto tu kogo sprowokował? Dla „skandalisty” taki incydent to przyznanie się do porażki a nie świadectwo walki o zmianę światopoglądu.
SKANDAL ŚWIATOPOGLĄDOWO NEUTRALNY?
Choć popkultura usiłuje nas przekonać, że żyjemy w rzeczywistości skandalu, w gruncie rzeczy na skandal nas znieczula. W socjologii funkcjonuje klasyczny termin „odczarowanie świata”. Wraz z postępem, nauki, technologii, etc. dokonuje się swoiste odczarowanie rzeczywistości, która zatraca swój tradycyjny, nieco magiczny komponent. Świat ma coraz mniej do ukrycia, mniej zadziwia, zaskakuje. Takich odczarowań można doliczyć się w historii cywilizacji co najmniej kilku. Wraz z rozrostem sfery mediów doszło chyba do kolejnego odczarowania: coraz mniej jest nas w stanie zszokować. Przełamywanie tabu jest nie ciekawostką, ale obowiązującym standardem. Czy wobec tego cokolwiek jest w stanie nas jeszcze zszokować? Gdyby na problematykę skandalu spojrzeć ogólnie, skandal jawi się jako atak na centralne wartości społeczeństwa. Ale o jakich wartościach mówić w dobie politycznej poprawności, multikulturalizmu i programowego – postmodernistycznego – dystansowania się wobec konkretnych wizji światopoglądowych? Czy jest cokolwiek, co spaja współczesne społeczeństwa na tyle, by wywołać skandal?
Dziś spajają nas zupełnie inne rzeczy niż religia czy filozofia. Spaja nas ekonomia i polityka. Zachód określa się dziś mianem społeczeństw konsumpcyjnych, tudzież informacyjnych. Może zatem konsumpcja i dostęp do informacji są ponadnarodowymi wartościami XXI w.? Coś mi mówi, że jedyne źródło skandalu kryje się dziś właśnie w tych obszarach. Czy jawne uniemożliwienie ludziom dostępu do pewnych treści wiązałoby się ze skandalem? Możliwe. Ograniczenie możliwości wolnego konsumowania – z pewnością. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że w ostatnich latach, w dobie przemijających pseudo-skandali pojawił się bodaj jeden wyrazisty skandal, który trwa od dobrych kilku miesięcy i jeszcze się nie skończył. O tym skandalu najlepiej wiedzą „Oburzeni”. Ruch „Occupy Wall Street” to typowy przykład reakcji tłumów na – jego zdaniem – ewidentny skandal. Mamy krzyczące transparenty, postulaty, mamy sprzeciw, żądanie sprawiedliwości, bunt i wizję, społeczną niezgodę na definicję sytuacji proponowaną przez różne „złodziejskie”, finansowe instytucje. Tylko czy korporacje pasące się na 99 proc. reszty społeczeństwa to skandaliści?
De Sade uchodził bez wątpienia za skandalistę. Dlaczego? Czy tylko za seksualne ekscesy, które w jego czasach wcale nie były takie rzadkie? Pierre Klossowski napisał, że Sade powiedział społeczeństwu prawdę o nim samym. Czy to jest definicja skandalisty? Jeśli tak, kryzys – bo to w gruncie rzeczy on, a nie korporacje, wkurzył młodych na całym świecie – również mówi społeczeństwu gorzką prawdę. To nie korporacje, a brak konsumenckiego rozsądku zaciągnął nas do punktu, w którym obecnie jesteśmy. I może dlatego tak trudno jest się z tym pogodzić.
Kultura konsumowania ukazuje nam zatem paradoks. Sama żywi się skandalem, bo gwałcenie norm obyczajowości to już popkulturalna codzienność, więcej, to popkulturalny dogmat. Bez tak rozumianego skandalu przeciętny telewidz umarłby dziś z nudów. Ale paradoks kryje się gdzieś indziej. Wyobraźmy sobie sytuację, w której miliony ludzi otrzymują e-mail o treści: „Witaj. Od dziś nie dowiesz się o żadnym skandalu. Nie wolno Ci.” Rezultat? Ludzie na ulicach. Drugi – po „oburzonych” – pełnokrwisty skandal, jaki przychodzi mi do głowy, to jedynie… reakcja na oficjalny zakaz skandalu.