Wystawa Konrada Smoleńskiego w CSW Łaźnia, zatytułowana S.T.R.H (Stones That Rest Heavily), jest jego kolejną po Weneckim Biennale (artysta reprezentuje Polskę w 2013 roku) wizualno-dźwiękową propozycją. Ludzie zdążający do budynku Łaźni nie spodziewają się tego, co ich spotka, jedynie domyślają się ekspozycji na miarę tegorocznego Pawilonu Polskiego – z ust zwiedzających padło już pytanie, na którym piętrze Łaźni znajdują się „te słynne dzwony”. Tych przybyszy, którzy Pawilon Polski zwiedzili, na ulicy Jaskółczej czeka w pełni satysfakcjonująca, i nieco inna od weneckiej, niespodzianka.
The sound of silence
Drugie piętro CSW Łaźnia wita zwiedzających ciszą. Ogrom przestrzeni największej sali wystawienniczej budynku na Dolnym Mieście zachęca do spaceru. Jedynym przełamaniem bieli ścian są dwie sięgające sufitu czarne, trapezoidalne, milczące struktury. Czym są, do czego służą? Przekonać się o ich funkcji można o każdej pełnej godzinie. Nagle struktury, kojarzone także z formą głośników, zaczynają drżeć. Salę wypełniają niskie dźwięki o silnym natężeniu, które w pewnym momencie stają się jedną wielką uwerturą noisu, wprowadzającą odbiorcę w trans. Instalacja Konrada Smoleńskiego nie ma konkurencji – dźwięk jest emitowany z taką siłą, że zdaje się rozsadzać budynek. Czy wstrząsnął też tą instytucją?
Wystawa jest jedną z najciekawszych prezentowanych w ostatnim czasie w gdańskiej Łaźni, mimo że interesujących było sporo, chociażby otwarta w tym samym dniu ekspozycja fotografii Chrisa Niedenthala. Kuratorce S.T.R.H, Kamili Wielebskiej, udało się stworzyć wystawę działającą silnie na zmysły widza, pozostawiającą go w poczuciu odrealnienia. Układ form (głośników, gór) oraz natężenie i wibracja dźwięków zamykają odbiorcę i skazują go bezlitośnie na stan odurzenia, hipnozy, strachu. Moje pierwsze skojarzenie związane z formami i czernią to How it is Mirosława Bałki – jego instalacja opierała się na ciszy i ciemności, ale też budziła lęk. U Smoleńskiego jest odwrotnie, ponieważ dźwięk aż rozsadza budynek i bardziej dotkliwie oddziałuje na odbiorców.
Bombardowanie anarchistycznym dźwiękiem
Sztuka Konrada Smoleńskiego wpisuje się w tradycję Futurystów i happeningi Fluxusu. Jest kontynuacją Sztuki Hałasu w duchu Luigiego Russolo, a zarazem oprawa i aranżacja przestrzeni może się równać z najlepszymi instalacjami Haroona Mirzy. To opera naszych czasów – rodzaj „audio-Walkirii”.
Ciekawe, jak ukształtuje się ścieżka Smoleńskiego. Jest on jednym z najmłodszych artystów do tej pory reprezentujących Polskę na Biennale w Wenecji i wzbudza różne emocje. Niektórzy próbują krytykować go za arogancję względem innych Pawilonów narodowych; na szczęście w Łaźni jest bezkonkurencyjny. W sierpniu na Dolnym Mieście, jako członek grupy Penerstwo oraz zespołu BNNT (stanowiącego rodzaj muzycznego performansu w przestrzeni publicznej), artysta zaprezentuje muzyczno-wizualne zjawisko. Smoleński zdaje się bombardować odbiorcę dźwiękiem, wprowadza go w stan zagrożenia. Tak dzieje się w przypadku instalacji w gdańskiej Łaźni, ponieważ widz, poprzez dźwięki, jest jakby odcięty od rzeczywistości. Nasuwa się pytanie: czy tylko taki fizyczny efekt chciał uzyskać ten młody artysta? Zwycięzca piątej edycji konkursu Spojrzenia, uczestnik wystawy Huls w Zachęcie porusza według mnie te struny ludzkiej kondycji, które odpowiedzialne są za globalne konflikty, za zło, będące potencjałem każdego człowieka. Może jest to nadinterpretacja, ale niepokój kryjący się za tymi dźwiękami, kojarzy się z bombardowaniem, z katastrofą – nie tylko tą naturalną. W swoim założeniu artystycznym Smoleński jest anarchistyczny. Jego akcje i wystawy to często pełne suspensu wydarzenia, podczas których widz pozbawiony jest orientacji – kiedy nastąpi punkt kulminacyjny? Artysta stawia widza w sytuacji, w której odczuwalny jest rozpad rzeczywistości. Dźwięki ogarniające odbiorcę mówią o zniszczeniu, pozostawiając go w stanie zwątpienia we własną pozycję, jestestwo, osobowość.