Marek Edelman – strażnik pamięci wszystkich tych, o których godność walczył wiosną 1943 w powstaniu w getcie warszawskim – przez całe życie czuł się odpowiedzialny za drugiego człowieka. „Zostałem tutaj, w Polsce, razem z tymi, za których byłem odpowiedzialny. Przez jakiś czas za ich życie. A teraz, kiedy nie żyją – za ich groby” – mówił. Dowodząc powstaniem w getcie, pracując jako lekarz, angażując się w opozycję demokratyczną w Peerelu, a w wolnej Polsce wciąż wstawiając się za potrzebującymi pomocy, nie patrzył bezczynnie na ludzką krzywdę. Wciąż też przypominał o niej innym, ucząc, że nie można pozostać obojętnym.
Przedstawiamy wybór myśli z tekstów Marka Edelmana – testament, który nie pozwala ani na bierność, ani na zapomnienie.
Marek Edelman – (1919–2009) — działacz Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego (Bundu), od 1942 roku w Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim, po śmierci Mordechaja Anielewicza jego ostatni dowódca. Po upadku powstania z niewielkim oddziałem kanałami przeszedł na stronę aryjską. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Po II wojnie osiadł w Łodzi, został kardiochirurgiem. Przez kilkadziesiąt lat inicjował niezależne obchody rocznicy powstania w getcie. Od 1976 roku współpracował z Komitetem Obrony Robotników, od września 1980 w „Solidarności”. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Kawaler Orderu Orła Białego i francuskiej Legii Honorowej.
***
Pytacie, co jest najważniejsze w życiu? Najważniejsze jest samo życie. A gdy już jest życie, najważniejsza jest wolność. Potem oddajemy życie za wolność. I wtedy już nie wiadomo, co jest najważniejsze. Na pewno nie patriotyzm. Ojczyzna to więź łącząca cię z drzewem w twoim ogrodzie, z przyjacielem. Tak naprawdę wcale nie trzeba kochać własnego narodu, trzeba tylko pośród niego żyć. [1]
***
[Powstanie było] logiczną konsekwencją czterech lat oporu ludności zamkniętej w nieludzkich warunkach, poniżanej, hańbionej i traktowanej […] jak podludzie. W tych dramatycznych warunkach mieszkańcy getta organizowali w miarę możliwości swe życie zgodnie z najwyższymi wartościami europejskimi. Gdy kryminalna władza okupanta odmawiała im wszelkich praw do edukacji, kultury, myśli, życia, a nawet do godnej śmierci, ludność getta tworzyła własne podziemne uniwersytety, szkoły, stowarzyszenia i prasę. Skutkiem oporu przeciwko wszystkiemu, co zagrażało prawu do godnego życia, było powstanie. [4]***
Powstanie jest wtedy, kiedy się ma jakiś cel i zamysł czy przynajmniej nadzieję zwycięstwa. Więc tego naszego właściwie nie można nazwać powstaniem. Nie było mowy o zwycięstwie, była mowa o obronie ludności cywilnej – i to też tylko przez jakiś czas. Chodziło o to, żeby tym ludziom przedłużyć życie jeszcze troszkę. Przecież było wiadomo, że nie na zawsze. Wiedzieliśmy, że nie mamy szansy wygrać. [2]
***
Jeden tylko człowiek mógł powiedzieć głośno prawdę [o likwidacji getta]: Czerniaków [1] Jemu uwierzyliby. Ale on popełnił samobójstwo. To nie było w porządku: należało umrzeć z fajerwerkiem. Wtedy fajerwerk był bardziej potrzebny – należało umrzeć, wezwawszy przedtem ludzi do walki. Właściwie tylko o to mamy do niego pretensję. […] Ja i moi przyjaciele. Ci nieżyjący. O to, że uczynił swoją śmierć własną, prywatną sprawą.
My wiedzieliśmy, że trzeba umierać publicznie, na oczach świata.
[…] Większość była za powstaniem. Przecież ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie. Było nas wtedy w ŻOB-ie już tylko dwustu dwudziestu. Czy to w ogóle można nazwać powstaniem? Chodziło przecież o to, żeby się nie dać zarżnąć, kiedy po nas z kolei przyszli.Chodziło tylko o wybór sposobu umierania.
[…] To jest straszna rzecz, kiedy się idzie tak spokojnie na śmierć. To jest znacznie trudniejsze od strzelania. Przecież o wiele łatwiej się umiera strzelając, o wiele łatwiej było umierać nam niż człowiekowi, który idzie do wagonu, a potem jedzie wagonem, a potem kopie sobie dół, a potem rozbiera się do naga… [6]***
Spotykamy się w czterdziestolecie podjętej próby, żeby zginąć inaczej, niż chciał tego ludobójca, nie z pochyloną głową i zamkniętymi oczyma, ale z głową podniesioną, oczami otwartymi, z wolą życia w wolności i godności. Spotykamy się, żeby uczcić pamięć tych, którzy nie mogli się bronić, i tych, którzy mieli szczęście i zginęli z bronią w ręku. Nie o to chodzi, że to byli Żydzi, polscy Żydzi od pokoleń, od wieków mieszkańcy tego miasta tak często deptanego i krwawiącego, a zawsze wyciągającego ramiona ku życiu, ku wolności, ku godności. To byli ludzie, ich los był losem człowieka. Znamy go nie tylko w tym miejscu i w tym czasie, niestety również później. Znamy wczoraj i dziś, na różnych kontynentach, wszędzie, gdzie ekspansja i nacjonalistyczne zacietrzewienie z jednych czyni morderców, a drugimi wypełnia groby masowe, użyźnia pola pod rzekomą szczęśliwość innych nacji lub innych pokoleń. [8]
***
Mur sięgał tylko pierwszego piętra. Już z drugiego widziało się TAMTĄ ulicę. Widzieliśmy karuzelę, ludzi, słyszeliśmy muzykę i strasznie żeśmy się bali, że ta muzyka zagłuszy nas i ci ludzie niczego nie zauważą, że w ogóle nikt na świecie nie zauważy – nas, walki, poległych… Że ten mur jest tak wielki – i nic, żadna wieść nigdy się o nas nie przedostanie. [6]
***
Człowiek ma sentyment do różnych rzeczy, do ludzi – także tych, którzy zginęli. I pamięta o nich. Nieważne, że oni nic tam nie wiedzą. Przecież tego się nie robi dla tych, którzy nie żyją, tylko dla siebie. To tobie ta pamięć dużo daje: że jesteś wciąż z nimi związany, że to, co było, nie minęło zupełnie, że w twoim umyśle coś zostało.
A poza tym czasem to się robi wbrew komuś – żeby inni nie myśleli, że wytarli z historii świata rzeczy, które dla ciebie są ważne. Ja za Peerelu chciałem, na przykład, pokazać komunistom, że to, co mówią, jest kłamstwem. Była to więc także pewna demonstracja.
Na postawę wobec przeszłości składa się wiele rzeczy. Są epizody, które się wymazuje z pamięci i nie istnieją, ale są i takie, które chce się ocalić, bo uważa się je za cenne. Więc robi się wszystko, by pozostały w pamięci, nie tylko twojej, ale i innych. W tym celu hołubi się to także czysto fizycznie – odwiedzając te ważne dla siebie miejsca czy cmentarze. Samo napisanie o tym w gazecie czy książce to chyba trochę za mało. Obecność fizyczna, związany z nią obrazek, nawet rodzaj rytuału – przemawiają do innych ludzkich zmysłów. A to zaangażowanie emocji jest kluczem do zachowania pamięci. [2]
***
Za mną jest nicość. Nicość, w którą odeszły setki tysięcy ludzi, których odprowadzałem do wagonów. Nie mam prawa mówić w ich imieniu, bo nie wiem, czy ginęli z nienawiścią, czy katom przebaczali. I już nikt się tego nie dowie. […] Wiem, że potrzebna jest pamięć o tych kobietach, dzieciach, ludziach starych i młodych, którzy odeszli w nicość, zostali zamordowani bez sensu i powodu. [10]
***
Czcząc pamięć naszych braci, którzy zginęli tutaj, czcimy pamięć naszych braci, którzy zginęli lub giną wszędzie. Przypominając o tych, którzy o życie i wolność walczyli tutaj, łączymy się ze wszystkimi, którzy o to samo walczyli, walczą wszędzie i dziś. Pragniemy wierzyć w możliwość istnienia takiego świata, w którym nie będzie ludobójstwa, nie będzie zniewolenia i upodlenia człowieka, nie będzie podziału na ludzi mających prawo do życia i pozbawionych tego prawa. Wierzę w młodych, życzę młodym, żeby zaznali takiego świata, żeby zdobyli taki świat dla siebie i innych. Wierzę, że Wy, którzy tu stoicie, znajdziecie najlepszą, najkrótszą drogę do takiego życia bez upodlenia, bez niewoli, do życia w braterstwie, równości i sprawiedliwości. To, co mi pozostało po moim życiu, to jest wiara w Was. [8]
***
Ludzie się boją wszyscy. To jest oczywiste. Sam doświadczyłem bardzo dużo strachu, więc wiem, co to jest. Trzeba się bać. Bo jak się nie boi, to jest się głupim. Trzeba się bać. Ale trzeba umieć ten strach przezwyciężyć, trzeba mieć w środku wolność. […] Wszyscy się bali. Lecz byli ludzie, którzy mają w sobie wolność i nikt ich nie zniewoli. […] Wolność w sobie jest rzeczą zasadniczą. Uwalnia – i od strachu, i od odwagi. [9]
- Adam Czerniaków (1880–1942) – działacz społeczny i polityczny, publicysta, pedagog. Przewodniczący Gminy Żydowskiej w getcie warszawskim. Jako prezes Judenratu w lipcu 1942 odmówił podpisania obwieszczenia o przymusowym wysiedlaniu Żydów, oznaczającym ich zagładę. 23 lipca 1942, dzień po rozpoczęciu masowych deportacji, popełnił samobójstwo.↵