Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Niebywałą! I to zarówno w dobrym, jak i złym sensie. W dobrym, bo wiemy więcej i możemy łatwiej wymieniać się wiedzą, ba – możemy nawet łatwiej pochwalić jej owocami. W złym – bo to co najciekawsze w architekturze wynika ze wsłuchania się w miejsce i w potrzeby konkretnych ludzi (w tym samego siebie), a nie ze ślęczenia przy internecie. Efektem zalewu informacji jest powierzchowność kształtowania architektury, swoista masturbacja formami i skrawkami myśli tych, którzy zaczynają nowe prądy. Dla przykładu: w zeszłym semestrze z Pawłem Jasiewiczem prowadziliśmy wiązane zajęcia między ASKiem z Wydziału Architektury a Pracownią Drewna na Wzornictwie ASP. Zadaliśmy studentom pracę w postaci wstępnej analizy pięciu fenomenów wpływających na projektowanie schronów górskich w warunkach alpejskich. Po tygodniu dostaliśmy efekt w postaci sprawdzenia przez nich trzech pierwszych stron w Google – na tyle im starczyło wnikliwości. Byli pod wrażeniem, kiedy im powiedzieliśmy, że historia człowieka jest trochę dłuższa niż dwadzieścia-parę lat internetu i że wiedzę można znaleźć też w bibliotekach albo, po prostu, u ludzi! Myślę, że dziś tematem jest to, jak „udomowić” nowe technologie, zwłaszcza teleinformatyczne, tak, by nie stać się ich niewolnikiem Proszę zobaczyć ile czasu zabrało światlejszej części naszego społeczeństwa dojście do tego, żeby nie mieć telewizora albo go „umiejętnie oglądać” (lubię pojęcie: „oglądać telewizor”)!
W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie architektury przez odbiorcę? Czy nowe technologie pozytywnie wpływają na jej odbiór, czy też stanowią zagrożenie?
Niestety problem pojawia się już na etapie projektantów, zwłaszcza młodszego pokolenia pokolenia, o czym wspomniałem w poprzedniej odpowiedzi. Płaska architektura wynikająca z płaskości jej projektanta kończy się płaskim odbiorem u jej użytkowników. W miarę starzenia się widzę, że to zawód dla dojrzałych, bo dotyczy całego spektrum ludzkich uczuć, aktywności, naturalnych fenomenów, jak na przykład starzenie się budynków, ludzi, elastyczność użytkowań wynikająca ze zmian w rodzinie, strukturze pracy, itd. W końcu budujemy w większości rzeczy, które, do cholery, maja trwać i cieszyć następne pokolenia, nawet przy założeniu, że spirala przemijalności świata zbudowanego oznacza zakładanie tylko 50 lat na istnienie budynku!
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu do projektowania. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy?
Tak, nieuchronnie, zresztą podobnie jak z internetem: nowe technologie też muszą być udomowione, a my musimy mieć nasze wewnętrzne narzędzia, żeby się nimi nie zachłysnąć. To, że będziemy projektować parametrycznie nie oznacza, że będziemy robić dobre i mądre budynki. Nieuchronnie też oznacza to, że architekci starszego pokolenia muszą oddać część pola młodszym, przynajmniej jeśli chodzi o klikanie w pachinko. Jak to mawia architekt Srdjan Jovanovich Weiss: „Od razu widać , że ten budynek został wymyślony przez kogoś po trzydziestce!”.
W jaki sposób, Pana zdaniem, rozwój nowych technologii wpłynął na obecną kondycję polskiej kultury?
Genialnie! Fala nowych technologii zbiegła się z najważniejszym momentem w naszej nowoczesnej historii! Możemy projektować fajne gry i sprzedawać je na cały świat! A tak serio: to bardzo dobry moment dla naszej kultury, zarówno dla jej jakości, jak i dla tego, jak jesteśmy przez nią postrzegani na świecie. Technologia ma w tym pewien znaczący udział, choć nie zawsze jest konieczną ingrediencją. Na przykład fotomontaże Kobasa Laksy i Mikołaja Grospierre’a na Biennale w Wenecji były, poza samym pomysłem Kobasa, wynikiem dostępności nowych technologii, albo instalacje Kasi Krakowiak, czy kompozycje Tabakiernika. Ale już fakt pisania na laptopie w wypadku książek Mikołaja Łozińskiego, czy używania narzędzi przetwarzających i amplifikujących dźwięk w wypadku improwizacji Macia Morettiego jest raczej wtórny… Tak, czy owak, mam miłe wrażenie, że dobrze z tych nowych darów korzystamy!
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska architektura?
Myślenia, otwartości, odwagi, pieniędzy.
Jakie wyzwania stoją przed architekturą na najbliższe lata?
Przede wszystkim konieczna jest zmiana w systemie nauczania w Polsce, co wynika z braku prawdziwej przemiany na lepsze po 1991 roku. Traktat boloński nie zmienił XIX-wiecznych, humboltowskich zasad działania naszych uczelni. Mamy wciąż system, w którym profesorowie są na dożywotnich stanowiskach, podczas gdy ewidentnie skończyli się rozwijać w latach 70-tych i dobierają sobie asystentów gorszych od siebie. Jak powiedział mi Jehuda Safran, wieloletni dziekan Royal College of Art, a obecnie profesor na Columbii: „Myślisz, że dla takiego dziadka jak ja życie jest teraz bezpieczne i że mogę sobie osiąść na laurach? Nic podobnego: co roku, jak każdy wykładowca przechodzę weryfikację; jak w ciągu trzech lat będzie tendencja, że ludzie będą mniej zainteresowani zapisywaniem się na mój kurs, to mi tu nie przedłużą kontraktu. Cały czas trzeba się uczyć.”
Druga kwestia to pogłębiający się prymat anglo-saskiej efektywności, a w zasadzie obsesji przeliczalności na pieniądz. Polska kompensując biedę czasów komuny łatwo może wpaść w zamordyzm pieniądza, gdzie nie będzie specjalnie miejsca na ciekawą architekturę, chyba że powstaną uniwersyteckie nisze eksperymentu, zasady dużych zwolnień od podatków i klasa bogatych koneserów, jak w Ameryce, w którą jesteśmy tak zapatrzeni. Myślę, że coraz trudniej będzie być małą firmą projektową, że przetrwają głównie kolosy o akronimicznych nazwach w typie działających w Polsce niemieckich, czy amerykańskich biur, którym, jak łatwo się można domyślać, bardzo leży na sercu dobro polskiego krajobrazu. Z drugiej strony, można tu użyć pre-historycznej paraleli: kiedy w ziemię uderzy meteor, giganty padną, a z norek wyjdą małe ssaki!
Dziękuję za rozmowę.