Internet staje się dla muzyków zarazem błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, mnóstwo nagrań, źródeł inspiracji, swobodne i wielowymiarowe możliwości promocji… Tyle że przez ten ogrom muzycznego materiału i natłoku propozycji trudno się wybić. Przełom lat 80. i 90. to chyba ostatni moment, w którym powstawały wielkie zespoły, ważne dla – jak to się często mówi – całego pokolenia. Nirvana, Red Hot Chili Peppers, Guns’n’Roses. Wielkie trasy, wielka sława, także pieniądze. I legenda. Chyba trudno wymienić przykłady podobnych karier w ostatnich kilkunastu latach… Nawet jeśli ktoś wspiął się na szczyt, to na krótko. Nawet Amy Winehouse. Tak, śpiewała świetnie, jednak jaki z niej głos pokolenia… Ambitni, grający dobrą muzykę twórcy będą już tylko artystami niszowymi?
Oczywiście zgadzam się z tym. Muzyka nie jest już dla młodych ludzi tak ważna jak kiedyś. Przede wszystkim z roku na rok spada na całym świecie sprzedaż płyt. Nawet jeśli jest jakiś dobry zespół, to nie ocenia się go tak, jak w latach 80-tych, 90-tych, tak jak wspominałeś. Myślę, że odpowiedzialne są za to media. Jeśli jest jakiś dobry, rock’n’rollowy zespół, to trzeba mieć odwagę mówić o tym i pisać. Sam zobacz, że u nas łatwiej rozdmuchać, że np. „jakaś pinda zrobiła sobie sztuczne cycki”. Pomyśl sobie, co by było, gdyby kilku dziennikarzy co jakiś czas ogłaszało jakąś rockową piosenkę, że to jest rewolucja na polskiej scenie, i że ten zespół jest bardzo dobry, i warto kupić jego płytę. Czy sprzedaż płyt trochę by nie wzrosła? Jestem pewien, że tak. Doszliśmy do czasów, kiedy znani i nieznani, by pokazać się szerszej publiczności, pojawiają się w programach śniadaniowych. W 38 milionowym kraju jest tylko jedna rockowa gazeta – „Teraz Rock” – i jeden program telewizyjny – „Poziom 2.0”, do którego zaprasza się fajne zespoły, by zagrały na żywo. Takich programów powinno być przynajmniej dwa na każdą telewizję. Nie zyskują tylko na tym zespoły, ale i organizatorzy koncertów, firmy nagłośnieniowe, i można tu wymieniać każdą jednostkę, która pracuje przy takim wydarzeniu. Czy nie pomogłoby to trochę? Czemu stawia się na większą promocję zespołów z zagranicy? To jest kwestia marketingu i promocji. Uważam, że polskie zespoły sprzedawałyby o wiele więcej płyt. Trzeba po prostu dotrzeć do ludzi.
Sonic Youth, gitarowe brzmienia, Seattle… Sami przyznawaliście się do inspiracji, wspominali o nich dziennikarze muzyczni. No i w porządku. A co powiesz o słowach Johna Paula Jonesa, basisty Led Zeppelin, który źródeł sukcesu zespołu upatrywał w znacznej mierze w graniu i słuchaniu przez jego członków muzyki innej niż ta, którą najbardziej się lubi… John Paul Jones i Jimmy Page byli muzykami sesyjnymi, przed Led Zeppelin grali, za co im płacono, od country, przez reggae po jazz… Wedle Jones’a „problemem większości współczesnych zespołów jest hołdowanie przez ich członków temu samemu gatunkowi muzyki. Konsekwencją jest jednowymiarowe brzmienie. My nigdy nie słuchaliśmy tego samego”[1]. Jak szeroka jest paleta waszych muzycznych zainteresowań?
Ja nie jestem muzykiem sesyjnym i nigdy nie miałem przyjemności z grania piosenek innych zespołów. Mnie jarało zawsze to, że to „My” mamy w rękach instrumenty i wydobywamy z nich takie dźwięki, jakie chcemy. Granie coverów to jest pójście na łatwiznę. Słuchamy bardzo dużo muzyki i jest to muzyka różnych gatunków. Nawet ocieram się o popularny pop i ciężki metal. Myślę w niektórych momentach, że to życie jest inspiracją, a nie tylko słuchanie innej muzyki. To zależy, w jakim momencie chwycisz za instrument i jaki masz humor, i w jakim momencie w życiu jesteś. Jeśli wszystko idzie po Twojej myśli i jesteś szczęśliwy, to piosenka ma szansę być pogodną. Jeśli w Twoim prywatnym życiu ci się nie układa, np. w związku, masz problem z alkoholem lub dragami, w 100% piosenka będzie smutna, nostalgiczna i będzie miała negatywny przekaz. Oczywiście i takie i takie piosenki są piękne, to właśnie po nich idzie wyczuć, jaki artysta naprawdę jest.
A Twój wokal? Charakterystyczny, nie do pomylenia. Ostatnio jeden z dziennikarzy muzycznych sugerował, żeś zasłuchał się w Oasis. Inspiracje inspiracjami, ale jak Ty go w zasadzie ćwiczysz? Mam przyjemność pracować w Akademii Teatralnej. Już kilka razy studenci wspominali Mietalla Walusia, szczególnie w kontekście podstawowych przedmiotów z obowiązującego ich programu studiów… emisji i impostacji głosu… Śpiewasz bardzo wyraźnie, trudno znaleźć Ci konkurenta bądź konkurentkę…
No to mnie zaskoczyłeś. To bardzo miłe coś takiego usłyszeć. To jest właśnie to, o czym każdy muzyk marzy. Jeśli jestem rozpoznawalny, i trudno mnie z kimś pomylić, to już jest to dla mnie wielki sukces. W dodatku jeszcze uświadamiasz mi, że kilku studentów wskazuje mnie za przykład. Jest mi bardzo miło. Oto właśnie chodzi w naszej muzyce. By być szczerym, oryginalnym i prawdziwym w tym co robimy. Nie o to, by być kolejnym popowym wokalistą, który zaśpiewa wszystko i nic. Jest wielu ludzi, którzy bardzo ładnie śpiewają ale się nie przebijają. U nas rynek jest zamknięty na wokalistów, którzy śpiewają inaczej i mają jakąś manierę. Zobacz na zachodni rynek. Interpol, Oasis, Smashing Pumpkins, Suede, The Cure, Placebo. Takie zespoły w Polsce by nie zaistniały, gdyby polski wokalista zaśpiewałby taką barwą jak oni. A to przecież jest piękne, to wtedy te zespoły są rozpoznawalne, to wtedy wiadomo, że to jest ten zespół a nie inny. Bardzo chciałbym, aby na polskiej scenie muzycznej była większa różnorodność wokalistów i wokalistek. Jeśli chodzi o mój wokal, nie ćwiczę go, on po prostu taki jest. Nigdy nie zastanawiałem się nad moją barwą. Chcę w naszych piosenkach powiedzieć o tym, co jest we mnie w środku. O czym myślę i co czuję. Jeśli chodzi o dziennikarza, o którym wspominałeś: on nie powiedział, że się nasłuchałem Oasis, tylko że ma wrażenie, że dużo w tej mojej manierze Liama Gallaghera. Oczywiście zaprzeczyłem, ale nawet jeśli tak mu się kojarzy mój głos to bardzo się cieszę, bo uważam, że Oasis to zespół, który nagrał bardzo dużo dobrych piosenek.
A czy – i w jakim stopniu – inspirują was inne rodzaje sztuk? Czy na kształt waszej muzyki miały bądź mają wpływ kino, literatura, teatr? Próbujecie przekładać je na słowa piosenek i dźwięki?
Oczywiście, że tak. Ja jestem średnio dwa razy w tygodniu w kinie, czyli osiem razy w miesiącu. Czyli świadomie i nieświadomie pewnie w naszej twórczości przemycam coś ze świata filmu. Historie, które mogę zobaczyć na dużym ekranie nie raz mną wstrząsnęły do tego stopnia, że chwyciłem za gitarę. Podróże, podróże też bardzo inspirują. I przede wszystkim kontakt z ludźmi.
DVD „Live10” stanowi zwieńczenie waszej dziesięcioletniej działalności. Nie daje jednak odpowiedzi, co dalej. Nagraliście co prawda dwie nowe piosenki, a do nich teledyski, ale chyba nie pełnią one roli zapowiedzi czy singli nowego albumu? W którą stronę zmierzacie?
Nagraliśmy nowy album pod okiem Marcina Borsa. Ukaże się we wrześniu. Na tej płycie będzie bardzo dużo melodii. Od jakiegoś czasu dużo myślę o piosenkach w stylu „R.E.M”. Chciałbym w tą stronę pójść. Większość płyty będzie pogodna. Chciałbym zacząć pisać piosenki, które będą nastawiały pozytywnie do życia zarówno słuchacza, jak i mnie. W życiu jestem na takim etapie, że chcę się cieszyć z każdej chwili, z każdego wyjazdu na koncert, z każdej podróży, z każdego spotkania z przyjaciółmi i bliskimi mi ludźmi.
- B. Tolinski, Światło i cień. Jimmy Page w rozmowach, Wrocław 2012, s. 118.↵