Co, Pana zdaniem, wyróżnia naszą kinematografię na tle innych krajów?
Ciągłe poczucie misji, która w naszej kulturze – literaturze, poezji, nawet muzyce – była zawsze odczuwana przez to, że w wieku XIX nie mieliśmy własnej państwowości i sztuka, kultura były pewnym substytutem bytu państwowego. To je zobowiązało do pewnych świadczeń, pewnej służebności wobec kraju, narodu, i ta służebność ciągle jeszcze pobrzmiewa w powracającym poczuciu odpowiedzialności za społeczeństwo. Mimo wszystkich deklaracji, które mogą brzmieć zupełnie przeciwnie, widzę, jak kino polskie jest zaangażowane w życie kraju, jak chce w tym życiu dorobić się prawa do komentarza i wpłynąć na ludzkie zapatrywania, na sposób przeżywania czasów.
Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Media, przede wszystkim, są nośnikiem demokratyzacji. Ludzie dziś mają dostęp do informacji nieporównanie większy niż dwadzieścia lat temu. I, oczywiście, zawsze skupiamy się na tym, co negatywne, zapominając, że ogólny bilans jest pozytywny, że rzesza ludzi jest dużo bardziej świadoma tego, gdzie i jak żyje. Jednak na pewno z rozwojem technologii i dostępności nie idzie w parze na przykład rozwój krytycyzmu, czyli zdolności krytycznego czytania mediów – stąd pojawiły się tabloidy i, jakby, ich odpowiednik w życiu publicznym, to znaczy populizm. Populizm, czyli zwracanie się do ludzi tak, żeby apelować do ich najbardziej prymitywnych instynktów, przesądów, schematów myślowych, stereotypów; żeby to wykorzystać emocjonalnie do doraźnych politycznych celów. Tabloid jest nośnikiem tego rodzaju komunikacji. Oczywiście społeczeństwo świadome tabloidy powinno odrzucać; inteligent nie bierze tabloidu do ręki (tak samo jak w zasadzie nie powinien oglądać seriali telewizyjnych) – to jest poniżej poziomu oczekiwanego od inteligenta.
W tej chwili poluzowały się te standardy, ludzie pozwalają sobie na więcej w czasach łatwych, a obecne czasy są, mimo pozorów dramatyzmu, dosyć łatwe w stosunku do tego, co już przeżyliśmy. Może ludzie chcą popuścić pasa i odpuścić sobie ambicje kulturalne. Media żerują na tym i próbują produkt popkultury traktować jako towar z dobrej półki. Bardzo boleję nad tym, że tylko dwa kraje Europy, w tym na szczęście Polska, w rokowaniach WTO[1] zażądały utrzymania wyjątku kulturalnego, podkreślając, że nie wolno traktować kultury jako towaru (mimo że często jest towarem, a to nie jest jej istotą). Istotą kultury jest coś, z czym utożsamia się pewna ogromna zbiorowość – element życia duchowego, którego nie można podporządkować zasadom wolnego handlu. Stąd subwencjonowanie kultury narodowej. I to też jest zjawisko istotne – że dzisiaj takiej oczywistości trzeba wręcz bronić. Wiele krajów Europy w rokowaniach z Ameryką było gotowych wyjątek kulturalny pogrzebać; na szczęście do tego nie doszło.
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu samych artystów do sztuki czy filmowców do kinematografii. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy?
Nie, uważam, że to są zmiany pozorne. Zmienił się nośnik, zmieniły się w jakimś stopniu okoliczności, w jakich ludzie obcują ze sztuką, i to wymusi pewnie jakieś zmiany języka filmowego, ale to nie następuje tak szybko, jak by się można było spodziewać. Robimy filmy dość podobnie do tego, jak robiliśmy je choćby trzydzieści lat temu. Język tamtych filmów był bardziej wyrafinowany, rozwinięty, bo inny był profil rynku, i w czasach, kiedy Godard czy Bergman przedstawiali nam nowe spojrzenie na kino, ogromne masy ludzkie oglądały te filmy, które były pokazywane na festiwalach i w telewizji w godzinach wysokiej oglądalności. Antonioni, najpierw wygwizdany w Cannes, już rok później został przyjęty przez dość szeroką, oczywiście mieszczańską, publiczność. Natomiast dzisiaj umasowienie odbioru zmienia kryteria oceny i ludzie ulegają złudzeniu, że dobre jest to, co się dobrze sprzedaje – a to jest oczywista nieprawda. Również w każdej innej dziedzinie handlu zwykle to, co się dobrze sprzedaje, wcale nie jest takie dobre, a rzeczy naprawdę wartościowe często są szerokiej publiczności nieznane. Toteż uważam, że te zmiany nastąpiły, ale nie sądzę, by to miało bezpośrednie odbicie w kinematografii: robimy filmy dość podobne.
A czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska kinematografia?
Przede wszystkim szerokiego spojrzenia, bo ma skłonność do zasklepiania się w zaścianku i wchodzenia w nasze lokalne problemy tak głęboko, jakby nic więcej nas nie obchodziło. Tymczasem problemy świata są ogromne, a im bardziej Polska wychodzi naprzeciw nim, tym wartościowsze jest to, co w Polsce powstaje.
Jakie wyzwania stoją przed polskim filmem na najbliższe lata?
W obliczu globalizacji, w sytuacji bezpośredniego zderzenia z innymi kulturami, innymi rasami ludzkimi, innymi religiami, musimy się na nowo definiować – tutaj kinematografia ma wiele do powiedzenia. Musimy się na nowo określić w naszej duchowości, która musi ulec kolejnym przemianom. Pytanie, czy kinematografia polska utoruje drogę jakiejś nowej duchowości, czy też spróbuje duchowość kompletnie zniweczyć? Jaki będzie profil duchowości XXI wieku i co Polska będzie potrafiła w to oryginalnego wnieść? To same pytania. Kultury nie da się planować, nawet nie można przed nią stawiać zadań – ona idzie swoim nurtem, jest sumą dziesiątek decyzji, które podejmują poszczególni artyści, uwarunkowani tym, w czym żyją. Lepszego programu nie umiem sformułować.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo.
- World Trade Organisation – Światowa Organizacja Handlowa↵