Ten efekt ma wzmagać konstrukcja ubrania, która zwykle wymusza przyjęcie odpowiedniej postawy ciała, np. zgarbienie się, skulenie klatki piersiowej, usztywnienie szyi, itp. Przybierając niewygodne pozycje ciała zaczynamy mieć problemy z oddechem, który jak wiadomo ma ogromny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu i psychikę.
Moje doświadczenia wykorzystałam projektując kostiumy do „Makbeta” w reżyserii Mariusza Grzegorzka. W kostiumach Hekate, częściowo też Makbeta, Lady Makbet, a przede wszystkim czarownic, udało mi się wcielić tę moją myśl, ponieważ w bardzo dużym stopniu zdeterminowały one ekspresję aktorów. Lubię zwłaszcza ubiory czarownic, które skonstruowane są tak, że rękawy przesunięte są do przodu i przyszyte wzdłuż boków. Kostiumy te, krępując ręce, bardzo dobrze „ustawiły” całą postać nie tylko w sensie ruchu. Wywoływały one uczucie dużego dyskomfortu, a nawet klaustrofobii, co jak myślę, miało duży wpływ na samopoczucie i grę aktorek. Doświadczenie w teatrze było o tyle cenne, że w końcu ubrania zaczęły funkcjonować w ruchu i na żywym człowieku. Wydaje mi się, że ta realizacja najlepiej ujawniła mój sposób myślenia o ubraniu jako „mentalnym kombinezonie”.
Czy dzisiejszy zwyczajny odbiorca jest Pani zdaniem gotowy na odbiór takiego rodzaju sztuki?
Myślę, że nie można tego uogólniać. Nigdy nie dzielę odbiorców na „zwyczajnych” i „niezwyczajnych”. Odbiorcy są różni, mają różne potrzeby i możliwości. Oczywiście, że nie wszyscy zainteresują się moim malarstwem. Staram się tak budować obraz, żeby każdy mógł w nim odkryć coś dla siebie. Mówię prostym językiem o sprawach bliskich każdemu człowiekowi. Moje obrazy są atrakcyjne w warstwie malarskiej i przedstawieniowej, co na pewno sprzyja przyciągnięciu i zatrzymaniu oglądającego, zainteresowaniu go na tyle, żeby miał ochotę wnikać w głębsze, trudniejsze, często wywołujące dyskomfort psychiczny, warstwy obrazu. Cieszy mnie, gdy w tekstach o moim malarstwie pojawiają się stwierdzenia, że obraz „hipnotyzuje”, „obezwładnia” lub „rzuca urok”, jest to dla mnie sygnał, że zamierzony efekt osiągam. W przypadku mojego malarstwa poruszającego często przykre, trudne, najchętniej odpychane przez ludzi problemy, ten efekt „schwytania” i „zatrzymania” przy obrazie jest bardzo istotny. A potem to już zależy od oglądającego – każdy zobaczy tyle, ile może: jeden zatrzyma się na powierzchni obrazu, a ktoś inny „zanurkuje” głębiej. Staram się malować wielowarstwowo, pozostawiając dużo przestrzeni na własne interpretacje odbiorców. W moim odczuciu dobry obraz to taki, w którym każdy może się przejrzeć jak w lustrze, tak staram się malować. Sama niechętnie interpretuję swoje obrazy, żeby ich nie ograniczać, nie wszystko da się powiedzieć słowami i nie wszystko trzeba mówić. Obraz jest po to, żeby ukierunkować myśli oglądającego i dać impuls do własnych refleksji. Poza tym wydaje mi się, że stopniowo i łagodnie wprowadzałam odbiorców mojego malarstwa i że są przygotowani na kolejny etap. A ci, którzy wcześniejszych obrazów nie znają, może nawet nic nie stracili? Wierzę w to, że konsekwencja i trzymanie się własnej drogi mają wielką moc i że to procentuje w obrazach. W moich ostatnich pracach zawarte jest wszystko to, czego dotyczyły wcześniejsze, a nawet są one swego rodzaju kwintesencją. Zawsze czułam, że maluję jeden obraz. Zmieniam się ja, moje spojrzenie na różne sprawy i wraz ze mną zmieniają się obrazy. Najnowsze prace są naturalną konsekwencją powolnego procesu i myślę, że jest w nich widoczna kumulacja dotychczasowych doświadczeń. W przypadku odbioru mojego malarstwa najistotniejsze jest chyba to, że tak naprawdę nie trzeba go rozumieć, raczej wymyka się intelektowi, racjonalnej analizie, nie trzeba mieć też szczególnej podbudowy teoretycznej i znajomości historii sztuki. Chociaż gdy ją się ma, to pewnie można zobaczyć więcej, z drugiej jednak strony wiedza często stanowi balast zaciemniający obraz. Takie malarstwo, jak moje, odbiera się intuicyjnie, emocjami, można też trzewiami, tak więc uważam, że jest dla każdego, z tym, że każdy odbierze je na swoim poziomie, tak, jak wszystko w życiu.
Czy Pani zdaniem sztuka może skłaniać odbiorcę do refleksji metafizycznych, czy raczej duchowość może pobudzać wrażenia artystyczne?
Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się oczywista. Sztuka w pewnej warstwie odbioru zdecydowanie skłania odbiorcę do refleksji metafizycznych. A duchowość pobudza każde wrażenia.
Co Pani w pracy ceni sobie bardziej: proces twórczy czy efekt końcowy nowo powstałego dzieła?
Ja cenię najbardziej proces twórczy. Ale efekt końcowy jest zapisem, świadectwem tego procesu, więc jest również ważny, głównie dlatego, że za jego pośrednictwem komunikuję się z odbiorcą, który może w tym procesie uczestniczyć.
W Pani pracach można dostrzec niezwykły rozwój i pewnego rodzaju konsekwencję w coraz to dojrzalszym i odważniejszym traktowaniu formy. Jak w perspektywie takiej twórczej ewolucji kształtują się Pani kolejne plany artystyczne?
Ja właściwie nie mam planów artystycznych rozumianych jako projekty. Tak, jak mówiłam wcześniej, w moim przypadku jest to proces, coś, za czym ja podążam. I to dotyczy zarówno konkretnego obrazu, jak i całości. Malując obraz nigdy nie szkicuję, czasem jedynie ograniczam się do prostych znaków i notatek. Na podstawie tego, co pojawiło się w wyobraźni „stawiam” obraz, który w pewnym momencie staje się na tyle mocny, że mnie „ciągnie” i za nim idę.
Właściwie nie skupiam się na formie. Forma jest jedynie materializacją przekazu.
Jeśli chodzi o całokształt, to jest tak, że obraz rodzi obraz, czasem pojawia się coś spontanicznie. Oczywiście, że mam przeczucia. Na pewno nadal będę pracować w desce i zaprawie kredowej. Ogólna tendencja, o której trochę mówiłam, jest widoczna w moich dotychczasowych pracach. Myślę, że jeszcze kiedyś powrócę do figury, bo kocham malować człowieka oraz dlatego, że mam świadomość, że będzie ona otwierać mi nowe obszary w malarstwie.
Teraz mam już przygotowane podobrazia, które są jeszcze bardziej przestrzenne, z pogłębionym reliefem i dwustronne. Być może doprowadzi mnie to do formy rzeźbiarskiej na poziomie podobrazia. Mam wrażenie, że moja obecna twórczość idzie w kierunku obiektu, co widać na ostatniej wystawie, przy czym zachowuję czystą formę malarską. Poza tym, detale obrazów chciałabym pokazywać w dużych skalach. Są to rzeczy, które teraz realizuję.
Dziękuję za rozmowę.