A czy nowe technologie wpływają na odbiór przedstawień i teatru w ogóle? W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie teatru przez odbiorcę?
Z pewnością wpływają i są różnie wykorzystywane. Wprowadzenie operatorów, kamer czy Internetu na scenę i ich nieumiejętnie używanie jest straszną nudą i tandetą. Mieliśmy kilka takich spektakli. 10 lat temu miałem okazję oglądać spektakle Franka Castorfa w Niemczech i tam nowe technologie były świetnie wykorzystane – zbliżały widza do czegoś, czego nie jest w stanie odczuć ani zobaczyć z odległości. Teraz mam wrażenie kopii tych rozwiązań. W takiej sytuacji wprowadzenie operatora kamer, a zepchnięcie na drugi plan aktora nie ma sensu. Nie jest wtedy ważna literatura, liczy się tylko technika. To jest słabe.
Tak jak wspomniałeś, rozwój technologii to również zmiany w podejściu samych artystów do sztuki. Czy zauważasz takie zmiany w swojej pracy artystycznej?
Raczej nie. Staram się być tradycjonalistą i poszukuję przede wszystkim literatury; ona jest dla mnie najważniejsza, począwszy od Markiza de Sade, po ordynarnego, wulgarnego Witkowskiego. Nie korzystam z techniki przede wszystkim z racji tego, że mnie nie kręci. Sama w sobie jest ciekawa, dokonania są imponujące, ale czy wszystkich muszą pociągać?
Nowe technologie nie są więc dla Ciebie narzędziem artystycznego wyrazu. A czy równie tradycyjnie i „analogowo” traktujesz etap przygotowań do realizacji spektaklu?
Raczej tak. Trudno w moim przypadku mówić o wielkich mistrzach, bo nie kończyłem reżyserii tylko wydział aktorski. Ale w pracy reżyserskiej jestem raczej tradycjonalistą. Uczył mnie śp. Bogdan Hussakowski, który wyznacza do tej pory moje zachowania w teatrze. Byłem związany z Igorem Przegrodzkim, który nadal siedzi gdzieś we mnie głęboko. I jestem przywiązany do Edwarda Linde-Lubaszenki, który uczy mnie przede wszystkim dystansu i odpowiedniej miary we wszystkim. Pracuję ze wspaniałym, niezwykle utalentowanym aktorem Pawłem Sanakiewiczem. Spotkałem w swoim życiu Janusza Marchwińskiego, dziennikarza, aktora i mecenasa. Ale Teatr Nowy to przede wszystkim grupa wspaniałych młodych ludzi, gdzie młoda energia rozwala ściany przy Gazowej.
A czy według Ciebie rozwój nowych technologii wpłynął na obecny stan polskiej kultury?
Myślę, że tak. Widać ten wpływ choćby w dostępie do literatury i filmu w Internecie, gdzie jesteś w stanie znaleźć, obejrzeć czy przeczytać wszystko: najstarszy, najciekawszy film czy spektakl, książkę w wersji elektronicznej. Zmienił się również sposób weryfikacji sztuki – kiedyś można było ocenić spektakl dopiero po jego obejrzeniu a książkę po jej przeczytaniu – dzisiaj możesz wcześniej poznać nie tylko stanowisko krytyków, ale też niezależną opinię internautów, wyrażoną często w słowach typu „co ty pierdolisz ” czy „gówno” – takie głosy możesz poskładać i stwierdzić, czy jest to interesujące czy nie. A zatem dostęp do kultury jest dużo łatwiejszy.
Czego, Twoim zdaniem, w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polski teatr?
Z jednej strony odwagi, z drugiej – rozsądku i rzetelności; dzisiaj teatr jest niejednokrotnie hochsztaplerski, a reżyserzy nadużywają cierpliwości widza.
A jakie wyzwania stoją przed polską sceną teatralną na najbliższe lata?
Myślę, że musimy zmierzyć się z nową Polską – z nowym sposobem myślenia, nowymi zjawiskami, choćby z tematem związków partnerskich, który teatr powinien podejmować. Naszemu pokoleniu jest dużo łatwiej i wydaje mi się, że to starsze pokolenie musi się z tym zmierzyć i uwierzyć, zaufać albo odejść. Pokolenia się zmieniają i to powoduje, że świat biegnie. My, trzydziestolatkowie, traktujemy teatr zupełnie inaczej niż sześćdziesięcio-, siedemdziesięciolatkowie; to myślenie w zupełnie innych kategoriach. Pytanie, czy możemy się dogadać?
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.