Katarzyna Kowalska: Jakie wydarzenie w ciągu ostatnich lat najsilniej wpłynęło na obraz polskiej kultury?
Roma Ligocka: Wydarzenia przeniosły się, niestety, na inną zupełnie sferę naszych zainteresowań: na obyczajowość, politykę. Kultura próbuje reagować na to i reaguje dość słabo. To, co mną wstrząsa, to właśnie wydarzenia dnia codziennego, w których widać koszmarną znieczulicę, koszmarne skłócenie Polaków, brak empatii wśród ludzi. Chyba dokładnie tydzień temu, gdy przechodziłam przez krakowski Rynek Główny bardzo zachwycona światem, bo akurat kupiłam sobie bilet na podróż do ciepłych krajów, przed delikatesami zobaczyłam nieprzytomnego człowieka. Nikt nawet nie spojrzał na tego mężczyznę; przez pół godziny nie wydarzyło się zupełnie nic, a przecież posterunek policji znajdował się trzy kamienice dalej. To jest dla mnie polska kultura, szczególnie w takim mieście jak Kraków, a nie to, co się dzieje w operze, teatrze. W ostatnich latach nic w kulturze mną nie wstrząsnęło. Jedynie film „Pokłosie” był ostatnią rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie.
Kto według Pani odegrał znaczącą rolę w polskiej literaturze?
Dla mnie odegrali i nadal odgrywają znaczącą rolę ci pisarze, którzy próbują nas nauczyć pięknego, polskiego języka. Niezależnie od mód krótkotrwałych są oni dla nas nauczycielami. Bardzo się zdziwiłam, że w recenzji mojej książki „Dobre dziecko”, która ukazała się rok temu i jest nadal bestsellerem, ktoś napisał, że jest ona napisana pięknym, wyniosłym, polskim językiem. Pięknym – to bym się zgodziła, ale czy wyniosłym? Wtedy pomyślałam, że ludzie są już przyzwyczajeni do niechlujnego, prawie gwarowego języka. Wszyscy ci, jak Zbyszek Herbert, czy Miłosz, czy nawet zapomniani, tacy jak Parandowski, o którym nikt już dzisiaj nie pamięta i ich dziedzictwo powinno być przekazywane młodszemu pokoleniu. Oczywiście rejestruję mody literackie, ale niekoniecznie poddaję im się już wiem, że one mijają.
Zależy mi na tym, żeby literatura była pisana pięknym, polskim językiem. Ona działa jak malarstwo czy muzyka – najpierw zmysłowo, później intelektualnie, więc o czym to jest i tak się czytelnik dowie i sam się odnajdzie w pewnych tematach. Natomiast ktoś, kto powie „och, jakie to ładne”, to jest podobne działanie jak tworzenie obrazu, czy muzyki. Jest ono zmysłowe, a dopiero potem intelektualne. Będzie to można zauważyć w mojej najnowszej książce „Wolna miłość”, która ukaże się końcem października. Jest to zbiór refleksji, opowiadań, obrazków dotyczących wszelkich rodzajów miłości: od miłości do mężczyzny przez miłość do dziecka, do przyjaciół aż po miłość do krajobrazów i do świata, w którym żyjemy. Jest to moja jedenasta moja książka. Kiedy pomyślę, że zaczęłam bardzo późno, to zdaję sobie sprawę, że w jakiś sposób tych dzieci się namnożyło i właśnie to dziecko –„Wolną miłość” – chciałabym dziś polecić.
W dawnych latach rozczytywałam się w tak zwanej Młodej Polsce: Przybyszewskim, Boy’u-Żeleńskim – to też był fascynujący język, inny niż nasz dzisiejszy. Nie wiem, czy Pani zwróciła uwagę, jak często ludzie, którzy występują w telewizji, ładnie przepraszają za swoją złą polszczyznę. To już jest jakaś choroba. Dawniej nikt nie przepraszał, tylko starał się ładnie mówić. Dla mnie wydarzeniem jest spotkanie z dobrą książką. Po prostu.
Czy w historii polskiej literatury było wydarzenie, które według Pani niesłusznie zostało pominięte lub niezauważone przez krytykę?
Myślę, że takich wydarzeń jest bardzo dużo. Nigdy nie wiemy, ilu jest ludzi piszących wspaniałe rzeczy, ale z jakichś powodów nie udaje im się wzbudzić zainteresowania czy uwagi publiczności. Na pewno wielu zapomnianych geniuszy wśród nas chodzi i pisze, tylko po prostu my nie umiemy ich odnaleźć. Ja miałam wielkie szczęście, kiedy zadebiutowałam już jako bardzo dojrzała osoba. Przedtem zajmowałam się malarstwem. Ciągle spotykałam wielu ludzi, którzy pokazywali mi drogę, nie musiałam się przebijać przez mur obojętności.
Do dziś pamiętam pewne wydarzenie, choć miało miejsce pół wieku temu. Byłam bardzo młodą miłośniczką literatury. Kupiłam gazetę, a w niej był artykuł Kazimierza Brandysa pt. „Nim będzie zapomniany”. A zapomniany miał być Czesław Miłosz, już wtedy wielki poeta. Zapomniany miał być dlatego, że wyjechał za granicę. Wyjechał, czyli „uciekł”, czyli „zdradził”. Historia pokazała, że Czesław Miłosz stał się jednym z największych polskich pisarzy, a zapomniano Kazimierza Brandysa. To uczy pokory. Kto będzie wielki, a kto zapomniany i kto o tym decyduje. Powinniśmy być bardzo ostrożni w wydawaniu wyroków – także i dzisiaj.
Czemu służy dziś literatura? Jaka jest jej największa wartość dla współczesnego człowieka?
Literatura uczy nas mówić, żebyśmy nie byli małpami wydającymi odgłosy. Sposób obcowania z książką jest zupełnie inny niż sposób obcowania z innymi mediami. To jest coś najbardziej intymnego i osobistego, polegającego na zupełnie innym sposobie odbierania. Proszę zauważyć, jak abstrakcyjną sztuką jest sztuka czytania. Mamy znaczki na papierze, ewentualnie na ekranie, a musimy zrobić z nich świat, my czytelnicy musimy coś sobie wyobrazić. Jak mówię „ogary poszły w las”, to muszę wiedzieć, co to są ogary i muszę zobaczyć ten las. Natomiast wszystkie inne sztuki dzisiaj, od filmu do wideo, po prostu nam to już dają na talerzu. W związku z tym doznania, jakie mamy przy czytaniu literatury są z niczym nieporównywalne i to jest ich największa wartość.
Co wyróżnia naszą literaturę na tle innych krajów? Z jakich osiągnięć możemy być dumni?
Nie sądzą, abyśmy w tej chwili mogli być z czegokolwiek specjalnie dumni. To wszystko, o czym mówię jest na granicy życia codziennego, polityki i literatury. Na pewno mieliśmy zawsze talenty do takiej literatury emigracyjnej, bibułowej, podziemnej, nielegalnej. Kiedy jesteśmy prześladowani, to dochodzimy do wielkości, jesteśmy wspaniali. Począwszy od wielkiej emigracji, aż do stanu wojennego. Pamiętam, że nigdy mnie tak nie fascynowała literatura od artykułów politycznych aż do wierszy jak w czasie stanu wojennego, kiedy to wszystko była bibuła i zakazane. Wtedy jesteśmy po prostu genialni, coś się w nas otwiera. Anglicy, Francuzi, Szwedzi, Hiszpanie, oni piszą po prostu, kiedy mają ochotę, kiedy słońce świeci i kiedy dobrze się czują. A my piszemy, kiedy się źle czujemy i to może nas odróżnia.
Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Media świadome swojej władzy, a myślę, że już są świadome, nie bardzo podejmują wyzwania. Idą po najmniejszej linii najmniejszego oporu i twierdzą zawsze, że dają to, co ludzie chcą mieć; ja uważam, że ludzie to chcą mieć, co media im dają. Media mogłyby w ludziach budzić dużo więcej dobrych emocji, ciekawości świata, świadomości tego, że nie jesteśmy samotną wyspą, tylko że wokół nas dużo się dzieje; może takie jest O.pl, ale większość mediów szalenie tę sprawę banalizuje i daje ludziom papkę. Zawsze mówię, że to wszystko to „hamburger z takim mielonym”: informacji, emocji, uczuć, doznań przyklepanych, wyklepanych, i my to połykamy, połykamy, połykamy. Sama pracowałam w mediach, konkretniej w telewizji, filmie, teatrze, i wiem, jaka to szalona walka o egzystencję, w której strach jest chyba głównym motywem. Życie w strachu, że nie będzie się czytanym, oglądanym sprawia, że media rzeczywiście mało ryzykują, mało dają takich wartości, które dopiero „na „drugi rzut oka” okazują się ważne. Myślę, że to też jest fala, że ludzie znowu zaczną szukać lepszych mediów, ciekawszych, że trochę odejdą od takiej sieczki dnia codziennego.
W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie rodzimej literatury przez odbiorcę? Czy nowe technologie mają istotny wpływ na jej odbiór, czy też stanowią zagrożenie?
Myślę, że jedno i drugie. Media elektroniczne powinny uświadamiać ludziom, jakie mają możliwości. Prawdopodobnie będzie ich coraz więcej, ale ja nie jestem futurologiem i nie lubię myśli: „jak to będzie za ileś tam lat”, „może nie będzie książki?” Różne media zostały uznane za martwe, a żyją. Wydaje mi się, że to od nas zależy; każdy powinien odnaleźć dla siebie „balans”. Bardzo mi się podoba, jak informatycy czytają książki – biorą ten przedmiot do ręki, zdając sobie sprawę, że nie tylko elektronika jest na świecie. Nasza cywilizacja jest w tej chwili cywilizacją prądu elektronicznego, bo przecież elektronika to taki prąd elektryczny. Pewien profesor, egzaminując studenta z historii, na jego pytanie: „dlaczego profesor tego wszystkiego ode mnie wymaga? przecież to wszystko jest w Internecie” odpowiedział: „gdy zgaśnie prąd, to ty już wykształcenia nie masz, a ja mam je w głowie”. Tutaj widać, że rola mediów elektronicznych tam się kończy, gdzie wyłącza się prąd. Natomiast nigdy nie kończy się to, co się przyswoi i co zostanie w nas.
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska literatura?
Nie jestem pewna, czy kultura w Polsce ma taką rangę, jaka temu narodowi byłaby potrzebna – jeżeli w Polsce zamyka się biblioteki i jeżeli w Polsce książki są bardzo drogie; jeżeli na miejscu domów kultury, które kojarzą się z komuną, nie powstało nic innego; jeżeli ludzie prywatni muszą się angażować, szczególnie w mniejszych miastach, żeby zaprosić jakiegoś pisarza, bo nie ma na to pieniędzy. Na pewno nie brakuje chętnych, na pewno nie brakuje zainteresowanych, na pewno nie brakuje talentów. W rzeczywistości są pieniądze na wszystko, tylko finansowanie partii politycznych jest przeznaczone na tysiąc innych rzeczy. Natomiast nie na kulturę. Myślę, że mamy też za aktywne Ministerstwo Kultury. Dużo dzieje się w Polsce, ale jest to mniej, niż bym chciała. Widzę bardzo wielu zaangażowanych ludzi w mniejszych miastach, którzy naprawdę wypruwają sobie żyły, żeby istnieć w życiu kulturalnym. Nie jest u nas dobrze z gospodarowaniem kulturą; pewnie w innych krajach, chociaż nie we wszystkich, jest lepiej. Myślę, że w tej walce o przetrwanie marnuje się wiele talentów.
Jakie wyzwania stoją przed polską literaturą na najbliższe lata?
Wyzwania są zawsze te same, tylko okoliczności się zmieniają. Wrogowie kultury są inni – kiedyś to była inkwizycja, potem różne ideologie i rządy, często zbrodnicze, dziś uniezależnione od elektroniki i elektronicznych mediów. Musimy uświadomić ludziom, że nie możemy żyć prądem elektrycznym, tylko własną duszą, sercem i rozumem, a ten nie zawsze i nie tylko jest w Internecie. Musimy skromnie, ale uczciwie proponować nasze własne widzenie świata – to już było i nadal będzie zadaniem literatury, zadaniem, ale i przywilejem pisarzy.
Dziękuję za rozmowę.
1 comment
Witam serdecznie! Czy ten email dociera bezpośrednio do Pani Romy? Blogoslawionych Swiat BOzego Narodzenia
Sr Agnieszka
Comments are closed.