Agnieszka Wnękowicz-Smenżyk: Na początku chciałabym zapytać, czy może Pan wskazać wydarzenie bądź wydarzenia, które Pana zdaniem najsilniej wpłynęły na obecny obraz polskiej kultury?
Wojciech Klemm: Ciężko mówić mi o kulturze w ogóle. Na „terenie” teatralnym z pewnością byłoby to pojawienie się nowej generacji twórców – zarówno realizatorów, jak i aktorów – którzy całkowicie zmienili myślenie o teatrze.
A czy jest ktoś taki, kto Pana zdaniem najsilniej zapisał się w historii polskiego teatru?
Warto zadać sobie pytanie, czy patrzeć na historię polskiego teatru z perspektywy Polaków, czy z zewnątrz. Z tej drugiej perspektywy byliby to z pewnością Kantor i Grotowski, którzy są najbardziej rozpoznawalnymi polskimi twórcami teatralnymi na Świecie.
A z Pana prywatnej perspektywy?
Ponieważ moja socjalizacja teatralna odbyła się w dużym stopniu poza krajem, moje wzorce też są po części z poza Polski. Mój kontekst polskoteatralny nie jest więc zbyt silny.
Rozumiem. A czy w historii polskiego teatru jest takie wydarzenie, które według Pana zostało niesłusznie pominięte lub niezauważone przez krytykę teatralną?
Nie, nie mam takiego. Tym bardziej, że nam jako twórcom trudno jest odnosić się do opinii recenzentów. Są dzieła, które nam się podobają, a im nie, i na odwrót. Tak już ma być.
Czemu Pana zdaniem służy dzisiaj teatr? Jaka jest jego największa wartość dla współczesnego człowieka?
Między teatrem a kinem czy telewizją jest jedna, podstawowa różnica: w teatrze widownia musi się spotkać, by obejrzeć czy posłuchać sztukę. Spektakl teatralny nie jest jeden raz przygotowany i później tylko odgrywany, ale za każdym razem powstaje na nowo. Przez to teatr jest medium, nad którym można się ciągle zastanawiać i próbować ciągle na nowo docierać do widza: zadawać mu pytania, razem z nim myśleć.
Widać to było w czasie głośnych protestów, które miały miejsce rok czy dwa lata temu; teatr nie jest czymś, co można definiować jako produkt, jako coś, co się sprzedaje i zawsze jest takie samo, gotowe. Obowiązkiem teatru jest myślenie i zadawanie krytycznych pytań o teraźniejszość i rzeczywistość jego widzów. Drugoplanowym, mniej ważnym obowiązkiem teatru jest podawanie widzom lekkostrawnej rozrywki. Tym zajmują się i w tym celu istnieją teatry prywatne. A teatr finansowany przez państwo, pomyślany jako dzieło sztuki, musi zapracować na ten przywilej, zadając pytania zmuszające do myślenia. Musi być krytyczny wobec świata.
Jakie zjawiska, według Pana, mają obecnie najsilniejszy wpływ na kształt naszej sceny teatralnej?
Jednym z nich jest z pewnością zatarcie granic między dziedzinami sztuki; już dawno zaniknęła choćby granica między teatrem a sztuką wideo, podobnie pomiędzy teatrem a tańcem współczesnym: choreografowie pracują nad spektaklami, reżyserzy zaś coraz częściej „pracują ciałem”. Wydaje mi się, że te dwa nurty są coraz bardziej w naszym teatrze obecne.
Jako trzecie zjawisko wymieniłbym odejście od klasycznego tekstu dramatycznego na rzecz pracy nad nowo powstałymi tekstami. Dobrym przykładem są teksty, jakie pisze René Pollesch, czyli wielkie monologi udające rzeczywistość świata, zmieniane na rzeczywistość sceniczną.
A co wyróżnia nasz, polski teatr na tle innych krajów? Czy są jakieś osiągnięcia, z których możemy być szczególnie dumni?
Polska scena jest jedną z najbardziej żywych w Europie – tutaj się bardzo dużo dzieje. Wyrazistych teatrów narodowych nie ma zbyt wiele: we Francji teatr jest właściwie martwy, w Anglii – skomercjalizowany. Na tym tle teatr polski zdecydowanie się wyróżnia.
Chciałabym również zapytać o kwestie związane z nowymi technologiami. Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Obawiam się, że media kształtują kulturę przede wszystkim swoją formą. Internet zmienia nasze pojmowanie myślenia o kulturze. Świadczą o tym choćby produkowane przez firmy internetowe seriale telewizyjne i filmy. Widziałem ostatnio serial do wyświetlania wyłącznie w serwisie YouTube, którego odcinek nie mógł być dłuższy niż 5 minut. Zmienia to całkowicie myślenie o dramaturgii. Forma przekazu medium jakim jest Internet zmienia film tak, jak kiedyś zmieniła ją taśma VHS, ponieważ można było produkować taniej, więcej i szybciej, ale też w niższej jakości niż na taśmie filmowej. Podobnie w momencie, gdy powstawały słuchowiska radiowe, całkowicie zmieniła się percepcja odbiorcy.
Istotne jest też to, że prędkość i dostępność informacji zmusza do zupełnie innego czasu reakcji. Skrócił się czas kontemplacji – twórcy muszą szybciej odpowiadać na pytania, które zadaje im rzeczywistość. Z drugiej strony mogą szybciej zweryfikować to, co robią. W dzisiejszych czasach każdy obraz i każda informacja są ogólnodostępne; właściwie nie ma czegoś, czego nie można się dowiedzieć – w legalny czy nielegalny sposób. To zmienia sposób myślenia, ponieważ nie ma już czasu przeznaczonego na poszukiwania. A jeżeli ktoś wybiera drogę poszukiwań, robi to świadomie – idzie dookoła, gubi się, ale z premedytacją. Nie ma więc sytuacji, w której ktoś rusza ze znakiem zapytania. W dzisiejszych czasach wszystkie informacje są dla nas dostępne. I to wpływa na proces twórczy.
A jeśli chodzi o sam teatr – w jaki sposób zmieniło się w ostatnich latach jego postrzeganie przez odbiorcę? Czy nowe technologie mają wpływ na ten odbiór?
Nowe technologie na odbiór wpływają, ponieważ zanikają tradycyjne media na rzecz mediów elektronicznych. Nowe media niszczą zakorzenione, stare przekazy informacyjne i kulturowe.
Drugą sprawą jest to, że w mediach elektronicznych jest coraz mniej poważnych recenzentów kultury. Recenzje stają się krótsze – nowe media wymagają szybkiego przyswajania informacji, podają więc pozbawione głębi treści. W ten sposób koło się zamyka. Recepcja przyspiesza i nie jest zawsze dobra.
Rozwój technologii zmienia też podejście twórców do teatru. Czy Pan dostrzega związane z tym zmiany w swojej pracy artystycznej?
Nie, ale równocześnie zauważam – zarówno u siebie, jak i u innych twórców – znacznie więcej możliwości. Myślenie w kategoriach nowych mediów jest już dla nas normą, choć uważam, że jesteśmy jeszcze generacją, która nadal się tego uczy. Natomiast dla pokolenia naszych dzieci ten sposób myślenia jest już tak normalny, że to teatr będzie medium, do którego będą musiały się przyzwyczajać i którego będą musiały się nauczyć. W ten sposób coraz mniej jest rzeczy, które byłyby niemożliwe do wykonania, ponieważ nowe technologie dają tysiące różnych możliwości.
Na moją pracę twórczą technologie nie mają większego wpływu; rzadko wykorzystuję na scenie wideo czy komputery. Jeśli jednak chodzi o pracę przed spektaklem, to rzeczywiście jestem w stanie szybciej się przygotować, więcej się dowiedzieć; mogę obejrzeć fragment pracy, którą wykonuję, w trakcie jej trwania. Szybciej porozumiewam się z innymi twórcami – choćby praca nad plakatem trwa nieporównywalnie krócej niż kiedyś. Wymiana informacji jest znacznie prostsza.
A w jaki sposób nowe media i ich rozwój wpłynęły, Pana zdaniem, na całościowy, ogólny stan polskiej kultury?
Czynią ją mniej elitarną. Nowe media w masowy, a tym samym demokratyczny sposób, przekazują informacje. Niestety często sprowadzają je do prostoty, podają w kawałkach, banalizują wiele rzeczy.
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska scena teatralna?
Pieniędzy od państwa. Dotacje dla teatrów są obcinane, tak jak zresztą dla wszystkich innych dziedzin sztuki. Państwo próbuje wycofywać się ze swojej odpowiedzialności za sztukę. A sztuka, by mogła być wolna i niezależna, potrzebuje wsparcia. Obowiązkiem państwa i jednocześnie jednym z największych osiągnięć demokracji jest dbanie o niezależną sztukę i prasę oraz możliwość podawania informacji za darmo wolnym ludziom.
Sytuacja w większości polskich teatrów jest katastrofalna: twórcy i aktorzy pracują za śmieszne pieniądze. Pomijam fakt, że w teatrach są dziury w ścianach czy brakuje właściwego wyposażenia technicznego. Przede wszystkim jest bardzo mało funduszy na produkcje, tak zresztą jak we wszystkich innych dziedzinach sztuki, za które odpowiedzialne jest państwo.
Rozumiem, że mówiąc o potrzebach naszej sceny teatralnej, mówi Pan wyłącznie o teatrach państwowych?
Teatry prywatne nie są naszym dzisiejszym tematem. Jeśli ktoś otwiera prywatną korporację i chce oferować produkt, najczęściej rozrywkę, jest to jego problem. Teatr prywatny nie ma obowiązku być dostępnym dla każdego, może indywidulanie ustalać ceny biletów, dlatego też nie powinien starać się o dotacje państwowe. A obowiązkiem teatrów miejskich jest ich dostępność i osiągalność dla każdego widza, niezależnie od jego możliwości finansowych, i właśnie dlatego zmuszanie ich do zarabiania na siebie biletami jest złym rozwiązaniem. Każdy bilet powinien być dotowany, w przeciwnym wypadku tylko mała grupa ludzi będzie mogła go kupić. Teatry prywatne oczywiście mogą istnieć, nie mam nic przeciwko, ale nie można mieszać ich z kwestią kultury publicznej. Teatry prywatne są jak sklep, supermarket.
Podsumowując: jakie najważniejsze wyzwania, Pana zdaniem, stoją przed naszym teatrem w najbliższych latach?
Udowodnić, że jest potrzebny i zapracować na to. Próbując być „pod publiczkę”, idąc w komercję, będzie tak jak w Anglii czy w Stanach, gdzie poza teatrami offowymi nie ma w ogóle żadnego teatru, o którym można by myśleć poważnie. System angielski wymaga 2–3 tygodniowego czasu prób; jest tam jeszcze mniej pieniędzy. Teatr jest więc niszową zabawą kulturalną bądź zabawą dla mas na West Endzie czy Brodwayu, gdzie za horrendalne pieniądze produkuje się badziewie. Jeżeli chcemy w tym kierunku podążać, a niestety pojawia się sporo osób, które takiego kierunku sobie życzą, choćby niektórzy dyrektorzy teatrów, to niedługo pójdziemy w tę stronę. Bo zostaną może dwa teatry nie rozrywkowe, a reszta będzie robiła musicale, będzie szastać pieniędzmi.
Dziękuję za rozmowę.