Kwestia ta jest znacznie mniej skomplikowana w odniesieniu do obiektów sportowych. Miłośnicy wysiłku fizycznego preferują zazwyczaj treningi na wolnym powietrzu. Gdy jednak nie pozwalają na to warunki atmosferyczne, chronią się w halach. W 2013 roku zapanowała swoista moda na budowle nazywane pasywnymi, czyli takie, w których stosuje się izolację zmniejszającą zużycie paliw grzewczych. Jest to typ budownictwa powitany z entuzjazmem przez samorządy miejskie, zainteresowane obniżaniem kosztów wydawanych na obiekty sportowe. Wypada ubolewać nad tym, że jedynie inwestorzy hal sportowych wykazują szczególne zainteresowanie materiałami energooszczędnymi. Ze względu na kary nakładane na polskie elektrociepłownie, produkujące energię opartą na spalaniu węgla, izolowanie budowli, podobnie jak zamontowany system ekonomicznego zużycia wody, są atutami nowoczesnych realizacji.
Stosowanie ekologicznych nowinek nie jest wyłącznie problemem technicznym. Decyzje projektantów w zakresie kształtu i rodzaju okien wpływają na estetykę architektury, a jednocześnie determinują sposób funkcjonowania budynku. Można się o tym przekonać na przykład oceniając nagradzany w 2013 roku wielokrotnie gmach CINIBA w Katowicach. Jego elewacje budzą zachwyt entuzjastów architektury. Byliby oni jednak znacznie mniej zachwyceni, gdyby siedzieli w pozbawionych tlenu i światła czytelniach tej „biblioteki uniwersyteckiej” (jak wyjaśnili mi projektanci, jest to nowoczesny magazyn książek, gdyż biblioteka jest historycznym przeżytkiem), w której wąskie okienka nie tylko nie dostarczają światła, ale też nie można ich otworzyć, by wpuścić trochę tlenu do pomieszczeń pozbawionych klimatyzacji. To właściwie dość standardowa dzisiaj sytuacja: administratorzy obiektów publicznych robią wszystko, by nie płacić wielomilionowych rachunków za energię uruchamiającą klimatyzację, tymczasem architekci „z uporem maniaka” wymuszają na nas zakaz wietrzenia, uszczęśliwiając oknami pozbawionymi jednej z ich najważniejszych funkcji.
Chociaż polscy architekci doskonale zdają sobie sprawę z totalitarnych predylekcji proroków modernizmu naśladujących Le Corbusiera, przekonanych o konieczności wymuszania na użytkownikach budowli „prawidłowych” zachowań, nie dążą wcale do tego, by zmienić sposób rozumowania. Wręcz przeciwnie, nawet nagradzają propozycje, które zwolennikom postaw liberalnych wydają się wręcz nie do zaakceptowania.
Naturalnie każdy z nas cieszy się z tego, że młodzi absolwenci architektonicznych uczelni startują w międzynarodowych konkursach i zdobywają w nich główne nagrody. Toteż z entuzjazmem przyjęliśmy informację o sukcesie Hugona Kowalskiego, autora „najlepszego dyplomu architektonicznego świata”, uhonorowanego nagrodą Archiprix International/Hunter Douglas Awards 2013. Jego projekt Porozmawiajmy o śmieciach oparty został na wnikliwym studium slumsów Dharavi w Bombaju, wymagającym zrozumienia fenomenu życia w zatłoczonej aglomeracji azjatyckiej, diametralnie różnej od metropolii świata zachodniego. W tym projekcie jest jednak kilka elementów niepokojących. Zastanawiająca jest na przykład niezwykła gotowość młodego architekta do tego, by „pomóc” rozwiązać zaistniały w Bombaju problem. Gdy historyk sztuki słyszy wiadomość o tym, że jakiś milioner kupił teren zajmowany przez slumsy, i że jego dotychczasowi mieszkańcy muszą się wyprowadzić ze swoich mieszkań, zastanawia się, jak uruchomić pewne mechanizmy, umożliwiające tym ludziom pozostanie w ich rodzinnych pieleszach. Tymczasem architekt natychmiast obmyśla, jak mógłby ułatwić życie inwestorowi, który zdecydował się zmienić charakter pewnego skrawka ziemi. Ta skłonność do apodyktycznych rozwiązań zawiera się chyba w specyfice zawodu. Jego cechą jest nakładanie na rzeczywistość sztucznie wykoncypowanego porządku. To chyba właśnie ta kwestia sprawia, że zaprojektowana przez Hugona Kowalskiego biblioteka w Mosinie nie ma wyglądać jak biblioteka, lecz ma nawiązywać do kształtu kombajnu.
Niejednokrotnie zresztą inwestorzy wręcz oczekują od architektów przyjęcia na siebie roli menedżerów, którzy wymyślą i opracują program budowli tak, że przyczyni się ona do rozwiązania miejscowych trudności gospodarczych. Tego oczekiwano między innymi od Franka O. Gehry’ego, gdy zaproszono go do udziału w zamkniętym konkursie na siedzibę muzeum Guggenheima w Bilbao. Zapewne – w nieco może mniejszej skali – takiego efektu spodziewano się również po rozwiązaniu architektonicznym Małopolskiego Ogrodu Sztuki, zaproponowanym przez biuro projektowe Ingarden & Ewý. Choć to niezwykle wysmakowana budowla, nagradzana w 2013 roku w wielu konkursach, w której wielofunkcyjną salę widowiskową poprzedza półotwarty ogród i która swą ceramiczno-szklaną fasadą subtelnie wpisuje się w lokalny kontekst, jej funkcjonowanie nie w pełni zaspokaja nadzieje i oczekiwania użytkowników. Koncepcji architektonicznej można tam postawić właściwie tylko jeden zarzut: jej twórcy zmuszeni byli kształtować program użytkowy obiektu zgodnie z wymaganiami narzuconymi przez dysponentów unijnych funduszy, niekoniecznie adekwatnie do konkretnych warunków i potrzeb krakowian, którzy spodziewali się na przykład tego, że przy znajdującej się w MOS-ie mediatece będzie funkcjonować księgarnia oraz sklep muzyczny.
W tym kontekście wyjątkowo dobrą lekcją dla działających w Polsce biur projektowych powinny się stać wspomnienia Jerzego Halbersztadta, opublikowane w 2013 roku w związku z oddaniem do użytku zarządzanego przez niego w latach 1998-2011 Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Obiekt ten został zaprojektowany przez biuro fińskiego architekta Rainera Mahlamäki, w następstwie wygrania międzynarodowego konkursu. Bez wątpienia sprawna realizacja tego – niezwykle prestiżowego – stołecznego muzeum, adekwatność jego formy do funkcji i niemal bezproblemowa aranżacja ekspozycji są dzisiaj możliwe właściwie tylko dlatego, że w najważniejszym etapie planowania gmachu za jego program funkcjonalny odpowiadał Jeshajahu „Shaike” Weinberg, który upierał się, by koncepcję wystawienniczą dookreślono w niemal najdrobniejszych szczegółach już na etapie wstępnym, zanim architektom postawione zostanie zadanie, by dla wykoncypowanej przez specjalistów ekspozycji stworzyć odpowiednią skorupę. W tym bowiem tkwi sedno problemu: architekt nie działa nigdy w próżni. Jego aktywność zawodowa jest wypadkową wielu czynników, z których najważniejszym jest logiczne i funkcjonalne zarysowanie programu budowli, a kolejnym – sensowne ustawienie kwestii finansowych. Kondycja polskiej architektury w roku 2013 jest więc przede wszystkim odzwierciedleniem sytuacji ekonomicznej, polityki władz różnych szczebli oraz intencji i poziomu inwestorów działających na terenie naszego kraju. Talent i umiejętności zawodowe polskich projektantów są w dużej mierze zakładnikami zleceniodawców oraz fundatorów wznoszonych współcześnie budowli.
*
Zachęcamy również do czytania i komentowania rankingu najważniejszych realizacji architektonicznych 2013 roku, który przygotowała Irma Kozina: Ranking 2013: architektura.