Pod koniec lat sześćdziesiątych Laura Ulewicz wciąż żyje tym „kobiecym” tematem i ciągle nie może dać sobie rady z problemem relacji: kobieta–mężczyzna. Życie ostatecznie pozbawia ją złudzeń, gdy ta linia tematyczna nakłada się na pamięć i doświadczenia zaznane w czasach Beatu, co autorka wyraża w wierszu Zaciemnione okno, powstałym i rozprowadzanym bezpłatnie metodą powielaczową na Haight-Ashbury pod koniec lat sześćdziesiątych, a opublikowanym w grudniu 1978 w „Haight Ashbury Newspaper”:
A oni uśmiechali się, ta druga para.
„Chce cię wykorzystać” – mówili –
„Ukrywa się za symbolami i grą”.
„Kochajmy się” – powiedziała – „i zapomnijmy o nim”.
I zrobili to na tylnym siedzeniu.
Ulewicz rozprawia się ostatecznie z Beat Generation w wierszu Exotica (1969), podsumowując w postscriptum swój związek z tym pokoleniem: „Kawiarnię I-Thou na Haight Street otwarto mniej więcej w tym samym czasie, co Psychedelic Shop. Byłam tam najpierw klientką, potem w niej pracowałam, a wreszcie nią kierowałam (w latach 1967–1969), po czym zdecydowałam, że najlepszym związkiem z kawiarnią jest bycie w niej zmywakiem…”. Kończy, zdesperowana, ten utwór tak:
Wszystkie nasze porażki nawarstwiają się wokół nas,
Jak zbite butelki po winie,
Torebki po rybach i czipsach, psie łajno.
Nie jest już możliwe przejść obok,
Można tylko odejść z powodu wyczerpania.
Nawet do cytowanego już, napisanego w 1959 roku, wiersza Olśnienie poetka dodaje dziesięć lat później postscriptum, wyjaśniając w nim dedykację dla Ginsberga i Kaufmanna: „Napisane ku pamięci tych dni, zanim cały ruch zatrzymano, za szybko go nazywając i reklamując. A[llen] G[insberg], który pozostał sobą w obliczu sławy, B[ob] K[aufman]”.
Rozczarowanie Laury Ulewicz ruchem Beat Generation osiągnęło u progu lat siedemdziesiątych swój punkt graniczny i później już nigdy ona do tego tematu nie wraca – nawet negatywnie. Lecz przecież jej osobowość i wrażliwość, ukształtowana generalnie za bitników, wydaje owoce także w wielu utworach późniejszych, jak np. w wierszu Białe jabłka z zadziwiającej publikacji Four Dogs Mountain Songs (wiersz ukazał się jednocześnie w magazynie „Tractor”, 1973). Składa się na to wydanie dziesięć luźnych arkuszy poetów wybranych przez Kennetha Rexrotha (obok Ulewicz m.in. Jessica Hagedorn, Barbara Alexandra Szerlip i sam Rexroth). W niektórych z tych wierszy treść wprost olśniewa czytelnika – jak mnie; choćby w następującym fragmencie:
Jestem wypełniona fontanną światła
Tryskającą mi z głowy
Opływającą moje ciało jak liście
Zwracającą mi do wewnątrz
Kolory.
*
Czas przyjrzeć się innemu wyraźnemu wątkowi tej poezji, zdecydowanie nakreślonemu w tomiku Inheritance – mianowicie tematowi pochodzenia, czyli polskości autorki. Już wcześniejsze wiersze zawierają dostrzegalne ślady zmagania się autorki z tą tematyką. Choćby początek wiersza Elegia dla pijanej babki, napisanego w Wiedniu w 1960 roku:
Mówiłaś o fladze z białym orłem
Wylatującym z krwi swoich wrogów
Ale prawda jest taka, że myślę o nich tutaj
O tych Polakach niemoich krewnych
Smarujących czarny chleb smalcem.
Połączenie romantyzmu „białego orła” z chłopskim „czarnym chlebem ze smalcem” zdaje się przypominać motywy z Wyspiańskiego. Ale co z tego wynika dla utrzymania polskości i dla tematyki dziedzictwa? Oto:
Gdy wiatr ubiera się w firanki
Słyszę, jak sen płacze echem na korytarzu
Wyraża się po polsku z podejrzeniem
Że szpieguje go rama łóżka.
Ktoś kradnie ojczyznę, język,
Z kieszeni na piersi.
W oczy od razu bije kwestia utrzymania języka, który nagle ktoś nam „kradnie”. Laura Ulewicz zauważa dalej, że ci ludzie w obozie przejściowym, mówią po polsku ukradkiem, i poddaje ich konfrontacji z Nowym Światem, przenosząc ich w tym samym wierszu do Ameryki i umiejscawiając tam, gdzie będą toczyć swoje batalie o lepsze życie:
Dokładnie ten sam, powiedzmy, Małaszyński,
Emigrant, nowobogacki
Z radiem tranzystorowym i dziewczynami pasującymi do jego samochodów
Dostanie solidne lanie w moim kraju
I będzie to – do trzeciego lub czwartego pokolenia –
Bagatelizować (…)
Długo będą pracować, aż ich wnuki
Będą mną.
Długo mogą nie rozumieć, będąc imigrantami,
Dlaczego zdecydowałam się pozostać obcokrajowcem.
Nie ma tam już ani szczypty romantyzmu, jest tylko czarna rzeczywistość, dobitnie opisana w innym wierszu z tego samego zbioru, zatytułowanym W mniejszości, ponownie przywołującym czarny chleb, jak wszechogarniający symbol:
(…) mojego ojca
Nazywają parszywym Polaczkiem, ponieważ moje kanapki
Są robione z czarnego chleba.
W całym tym zamieszaniu, autorka wraca do roli języka i ubolewając nad jego losem, dochodzi do smutnej konkluzji, że w końcu jednak nie można uniknąć poddania się, co tak ujmuje w tym wierszu:
Dzisiaj
Nie ma potrzeby mówić po polsku;
(…)
Moja matka mówi, że gdy
Ta stara odeszła, zabrała ze sobą cały
Żal za Polską.
Walka o język, raz podjęta, trwa jednak dalej w tej poezji; w powyższym fragmencie matka pojawia się jako próba utrzymania tego dziedzictwa. Ale to może być za mało, jak okazuje się w innym fragmencie, o różach, z wiersza Dziedzictwo – Michigan:
Moja pani matka odcinała pnące róże
(…) Po dziewięć i piętnaście
W bukiecie – te „Siedem Sióstr”. Aż pewnego wieczoru
Przycisnęła jedną do swego policzka w sekrecie
Płacząc, bo zapomniała ich nazwy po polsku.