Na wyspie mieszka około 50 osób. Jak Was przyjęła taka mała społeczność?
Dobrze, choć trzeba pamiętać, że jest to ich praca. Przede wszystkim chodzi im o „markę” wyspy, zbudowanie jej pozytywnego wizerunku. W związku z tym obdarzyli nas kilkoma uśmiechami, naszyjnikiem z kwiatów. Takie powitanie pewnie zostałoby zorganizowane na każdej z wysp Pacyfiku. Dopiero później okazuję się, jacy mieszkają tam ludzie.
Jak długo przebywaliście na Pitcairn?
Dokładnie 26 dni.
W jaki sposób spędzaliście każdy z nich?
Na każdy dzień zaplanowany był plan zdjęciowy. Pojechaliśmy robić film i właśnie na tym upływały nam dni. Żyliśmy wśród mieszkańców wyspy, słuchaliśmy, próbowaliśmy to wszystko pojąć, aby móc później w miarę uczciwie przedstawić widzom, czym według nas jest Pitcairn.
Na czym polega praca mieszkańców? Jak wygląda ich dzień?
Pracują na rzecz wyspy i samych siebie. W dokach, na budowie, sklepie, przy wytworze pamiątek. To powolne życie, skoncentrowane dookoła własnych, codziennych problemów.
Kiedy mówimy o Pitcairn, nie sposób pominąć pytań związanych z procesem z 2004 roku dotyczącym afery obyczajowej, przede wszystkim związanej z molestowaniem dziewczynek. Czy w czasie Waszego pobytu na wyspie jej mieszkańcy wspominali coś o tym fragmencie ich historii?
Żeby poznać stosunek mieszkańców do tych wydarzeń, warto zobaczyć materiał na YouTube, w którym oni sami mogą się o nich wypowiedzieć. Filmik nosi tytuł Trouble in Paradise. To materiał nakręcony przez Brytyjską telewizję. Nie mówi wszystkiego i nie jest w stanie wyjaśnić złożoności tej sytuacji, ale jest dobrym odnośnikiem. Jeśli chodzi o nas, to rozmawiały z nami o tym trzy osoby. Trochę zajęło zanim się przed nami otworzyły, ale nie chcieliśmy nikogo do niczego zmuszać. Osobiście nie daję sobie prawa do rozumienia tej sytuacji. Może za parę lat, gdy wrócę na Pitcairn, będę mógł się na ten temat wypowiedzieć, zobaczyć co uległo zmianie, spokojnie i otwarcie o tym rozmawiać. Na razie jest jeszcze za wcześnie, a ból zbyt silny. Często jednak myślę o dzieciach niedotkniętych tymi wydarzeniami. Co będzie jak za kilka lat pojadą do szkoły w Nowej Zelandii i na dobre odkryją Internet? Poczytają o swoim ojcu i jak będą dalej żyć? Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, więc na razie nie pozwalam sobie na żadne osądy we wspomnianej sprawie.
Są jakieś inne tematy, których podczas pobytu nie powinno się poruszać?
Nie ma. Pedofilia i molestowanie to najtrudniejsze rzeczy. Mieszkańcy wyspy dużo mówią sami, jednak, żeby to się stało muszą ci zaufać, trochę z tobą pożyć. Chociaż to skryci ludzie, ufający najbardziej sobie. Nie wiem więc, czy możemy mówić o zaufaniu do obcych osób. Nie możesz robić nic za ich plecami. Najważniejsze to być z nimi szczery. Naszym założeniem było obiektywne sportretowanie wyspy i do tego dążyliśmy. Słyszeliśmy historię o dziennikarzach czy filmowcach przypływających na Pitcairn, mówiących, że robią materiał o czymś innym, a naprawdę skupiających się tylko na aferze pedofilskiej. Wyspiarze mają do nich bardzo negatywny stosunek.
Historia Pitcairn zaczyna się od historii buntowników z Bounty. Mieszkańcy opowiadali o tym ze swojego punktu widzenia?
Oczywiście, z tym, że jest to okrutna historia pełna gwałtów, bijatyk i pijaństwa. Kompletnie odarta z pięknych haseł o romantyzmie. Tak naprawdę buntownicy z Bounty to marynarze uciekający przed wyrokiem Korony Brytyjskiej. Porwali z Tahiti kobiety i mężczyzn. Traktowali ich jak służące i niewolników. Nie ma w tym za grosz romantyzmu. Zaczyna się on dopiero, gdy większość zbrodniarzy wzajemnie się wyrżnęła, a na wyspie został ostatni z buntowników, John Adams, kobiety i dzieci. Oni zaczęli budować cywilizację.
Na wyspie mieliście zupełną swobodę działania?
Przeważnie tak. Na początku nieustannie podążały za nami dzieci. Domyślam się, że miały kontrolować, czy nie szperamy w miejscach, gdzie zaglądać nie powinniśmy. Po kilku dniach to ustało. Od tego momentu zdobyliśmy zaufanie, a co za tym idzie, mogliśmy nieskrępowanie kręcić.
Czy Pitcaireńczycy dążą do tego, by żyć jak Europejczycy, ludzie Zachodu?
Zdecydowanie nie. Czują się mieszkańcami Pitcairn, utożsamiają się ze swoją wyspą. Gdybyś na przykład powiedział im, że są Brytyjczykami, będą na Ciebie obrażeni.
Średnia wieku na Pitcairn wynosi jakieś 50-60 lat. Mieszkańców jest około 50. Czy wyspiarze dostrzegają problem, jakim jest starzejące się społeczeństwo?
Są tego bardzo świadomi i mają z tym problem. Nieustannie myślą o tym, jak temu przeciwdziałać.
Czy mieszkańcy Pitcairn dążą do zwierzchnictwa i ingerencji Wielkiej Brytanii?
To bardzo ciekawa sytuacja. Brytyjczycy łożą na wyspę pieniądze i dzięki nim ma ona szansę przetrwania. Z drugiej strony mieszkańcy chcieliby od nich jak najwięcej funduszy i jak najmniej ingerencji. Z kolei Brytyjczykom nie w smak finansowanie wyspy. Najchętniej wysiedliliby mieszkańców i założyli na Pitcairn bazę wojskową, bo nie oszukujmy się – teren jest pod to idealny. Legenda buntowników z Bounty przybrała jednak zbyt wielkie rozmiary, a wyspa Pitcairn ma zbyt dużą symbolikę. Mieszkańcy po prostu nie dadzą sobie zabrać miejsca, które jest dla nich domem. Krótko mówiąc: sytuacja jest patowa.
Dlaczego chcecie wysłać rodzinie królewskiej kopię waszego filmu?
Żeby pokazać jaka jest wyspa, która im podlega, a na której od zbyt dawna nie byli. Ostatni przedstawiciel rodziny królewskiej był tam w 1971 roku. Oczywiście nie sądzimy, że ktokolwiek z rodziny królewskiej to obejrzy, traktujemy ten pomysł raczej jako swego rodzaju zwieńczenie naszego projektu. Choć z drugiej strony istnieje cień szansy, iż zainteresuje to królową.
Teraz chwilę o procesie postprodukcji. W jednym z wywiadów zapowiadaliście premierę na koniec 2013 roku. Z czego wynika ten poślizg?
Mateusz stwierdził, że wstawimy do filmu trochę animacji. Nie było jednak komu ich wykonać. Tak więc sam musiał je tworzyć od podstaw. Potem przyszły poprawki montażowe. Zawinił też brak pieniędzy. Chcieliśmy otrzymać dobrze zmontowany, profesjonalny, pokolorowany, udźwiękowiony film z oryginalną muzyką. To wszystko mnóstwo kosztuje i zabiera dużo czasu.
Skoro mowa o muzyce… Na potrzeby filmu stworzyliście specjalny zespół?
Tak, właściwie to ja stworzyłem zespół złożony z kolegów z mojej poprzedniej grupy. Nazywamy się Wolf in My Heart i mam nadzieję na współpracę z nimi przy ewentualnych następnych projektach. W Uciec na Pitcairn, poza dwoma utworami do których zakupiliśmy prawa, reszta jest już naszym oryginalnym tworem.
Prapremiera odbędzie się 26 października w poznańskim Zamku. Kiedy można oczekiwać oficjalnej premiery?
Obecnie planujemy premierę oraz idącą za nią promocję i dystrybucję filmu. Powinien on ukazać się na wiosnę 2015.
Planujecie teraz coś nowego?
Wspólnie nie. Mateusz na dobre zajął się animacją i życiem rodzinnym. Ja, cóż mogę powiedzieć, staram się „wrzucić” w kolejną przygodę.
4 comments
Super wywiad, bardzo ciekawy, do zobaczenia na prapremierze :)
Facebook twierdzi, że strona “GetAway to Pitcairn” nie istnieje. Czy można dostać prawidłowy link? Dziękuję.
Stronę filmu można znaleźć na Facebooku pod linkiem: https://www.facebook.com/GetAwayTo
Link został również dodany w tekście.
Chciałabym też zwrócić uwagę, że przemoc, gwałty i zastraszanie to nie jest “skandal obyczajowy”. Afera obyczajowa to może być wtedy, jak się okaże, że jakiś minister jest swingersem albo że słynna profesorka zdradza męża. A na Pitcairn, tej “najmniejszej demokracji”, to były zbrodnie i być może łamanie praw człowieka. Nie stosujmy eufemizmów na określanie krzywd wyrządzonych kobietom.
Comments are closed.