Pitcairn. Niewielka wysepka na Pacyfiku. Charakteryzują ją trzy rzeczy: po pierwsze, jest to miejsce z którym wiąże się legenda buntowników z Bounty. 28 kwietnia 1789 na pokładzie tego pływającego pod angielską banderą statku, rozpoczął się bunt. Kapitan wraz z wiernymi mu marynarzami musiał opuścić okręt, a buntownicy popłynęli dalej, w poszukiwaniu schronienia przed oczywistymi konsekwencjami ze strony Anglii. Finalnie dopłynęli na wówczas niezamieszkane Pitcairn. Wyspa jest również znana z tego, iż to najmniejsza istniejąca demokracja świata. Cień na jej historii kładzie z kolei proces z 2004 roku, który dotyczył afery obyczajowej, ujawniającej proceder molestowania nieletnich. Jacy naprawdę są mieszkańcy wyspy? Jak wygląda ich życie? Na to pytanie starali się odpowiedzieć dwaj młodzi filmowcy z Polski – Mateusz Konopacki i Marek Ułan-Szymański. Jako jedni z niewielu na świecie uzyskali pozwolenie na odwiedzenie wyspy z kamerą. W swojej akcji GetAwayTo Pitcairn (z której zdają stałą relację na facebookowym profilu GetAwayTo) udali się w to miejsce i nakręcili portret wyspy. Wyniki ich pracy będzie można zobaczyć na wiosnę 2015 roku. Ja mam przyjemność spotkać się z Markiem Ułan-Szymańskim w jednej z poznańskich kawiarni i porozmawiać o kulisach tego przedsięwzięcia.
Jeśli ktoś twierdzi, że posiada monopol na prawdę, to ja twierdzę, że walczy z hydrą. Niech utnie jej głowę, zobaczymy, co się stanie.
Mikołaj Woźniak: Kiedy dokładnie wróciliście?
Marek Ułan-Szymański: 31 grudnia 2012 roku, czyli wprost na imprezę sylwestrową.
Co Was skłoniło do wyruszenia na Pitcairn, jakie były powody waszej wyprawy?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę się cofnąć do opowieści o moim pradziadku. Otóż kiedy był on w moim wieku zdobył już tytuł porucznika, krzyż Virtuti Militari i walczył na dwóch wojnach. Ja będąc w tym wieku, czułem, że nie osiągam pełni swoich możliwości. Podobnie było z Mateuszem. Dręczyła nas potrzeba zmian i zrobienia czegoś wielkiego. Jako, że zawsze pasjonowały nas podróże, a naszą drugą miłością jest kręcenie filmów, musieliśmy to wykorzystać.
Wtedy powstał pomysł wyjazdu na Pitcairn?
Dokładnie. Tak się składa, że mój brat jest marynarzem. To on uświadomił mi istnienie wyspy Pitcairn. Do tego powiedział, iż jest to najmniejsza demokracja świata, a mieszkają na niej potomkowie buntowników ze statku Bounty. Te dwie rzeczy zafascynowały mnie do tego stopnia, że pomyślałem o Pitcairn jako o świetnym miejscu do zrobienia filmu. Filmu o ucieczce na koniec świata. Traktowałem to jak projekt do wykonania za kilka lat. Mateuszowi opowiedziałem o nim na przystanku. Po kilku dniach to on zadzwonił do mnie i powiedział, że chce porozmawiać o pomyśle. Spotkaliśmy się wieczorem, a nad ranem wiedzieliśmy już, że to zrobimy! Od razu zaczęliśmy się zastanawiać skąd wziąć pieniądze na wyprawę.
Kiedy to było?
6 czerwca 2012 roku. 9 lipca wrzuciliśmy filmik na YouTube , a już cztery miesiące później wyruszyliśmy.
Czyli zbiórka trwała tylko cztery miesiące?
W naszym przypadku tak. Ktoś inny mógłby zbierać potrzebną sumę krócej, ale byliśmy debiutantami właściwie w każdym aspekcie. Mogliśmy uwinąć się w trzy miesiące, gdyby na chwilę przed wyprawą nie wycofał się jeden ze sponsorów. Nagle zabrakło jakieś 10 tysięcy, a nie było już możliwości wycofania się. Bilety zostały kupione, wyprawa zaplanowana. Chcąc, nie chcąc musieliśmy pożyczyć brakującą kwotę od rodzin…
A w jaki sposób uzbieraliście pozostałą sumę?
Dużą część za pomocą crowdfundingu. Ludzie, których zainteresował nasz projekt, wpłacali na niego pieniądze. Szukaliśmy też sponsorów prywatnych. Znaleźliśmy jednego sponsora głównego – firmę MATBET. Pan z tej firmy zobaczył nas w telewizji. Okazało się, że
w młodości też chciał popłynąć na Pitcairn i marzenie to w jakiś sposób nas połączyło.
Kiedy już stwierdziliście, że zrealizujecie swój plan, to z jaką spotkało się to reakcją otoczenia? Co mówiła rodzina, znajomi?
A jaka mogła być reakcja? Na pewno nie była entuzjastyczna, mówili: „Ok, płyńcie sobie”, bo i tak byli pewni, że zrezygnujemy. To motywowało nas jeszcze bardziej. Mieliśmy potrzebę udowodnienia wszystkim, że jesteśmy wstanie tego dokonać. Raz czy dwa ktoś powiedział: „Wierzę, że to zrobicie”. Reszta tylko piętrzyła przed nami problemy. Ani razu nie dostaliśmy konkretnej, pożytecznej rady.
Uciec na Pitcairn to pierwszy film, który zrealizowaliście?
Pierwszy pełen metraż. Zawsze chciałem być reżyserem, a Mateusz zawsze chciał być producentem. Tak też się podzieliliśmy. Naszą ambicją od początku było, żeby produkcja trafiła do kin. Wydarzy się to na wiosnę przyszłego roku.
Film będzie więc relacją z wyprawy?
Uciec na Pitcairn nie jest relacją z wyprawy. To nie reportaż, tylko film dokumentalny portretujący wyspę i jej społeczność przez pryzmat naszych oczu.
Czy napotkały was jakieś problemy techniczne związane z realizacją dokumentu?
Robienie filmów w szczególności, kiedy nie ma się żadnych znajomości, to jedna wielka przeszkoda. Tak więc przeszkód i problemów technicznych, było nadzwyczaj dużo. Gdybym miał o tym opowiadać, byłby materiał na kolejny wywiad…
Jak przebiegała wasza podróż na wyspę?
Ujmę to tak: cztery samoloty, dwa statki. Warszawa-Amsterdam, Amsterdam-Los Angeles, Los Angeles-Tahiti, Tahiti-Rikitea, następnie statkiem na malutką wyspę, a z niej już okrętem Claymore III na Pitcairn. Płynie on tam cztery razy w roku. Co więcej, na raz może wpłynąć 12 osób, których obecność została zatwierdzona przez rząd Pitcairn. Przykładowo – zanim zdecydowali, że wpuszczą nas z kamerą, odbyły się cztery posiedzenia rządu.
W jaki sposób funkcjonuje ta najmniejsza demokracja świata?
Jako, że jesteśmy przed premierą, to nie będę tego zdradzał. Zachęcam jednak do obejrzenia naszego filmu, a wszystkiego się dowiecie.
Wracając jeszcze na chwilę do podróży to wyczytałem, że pierwotnie miała się odbywać katamaranem z Francji. Co więc wymusiło na Was zmianę planów?
Niekonkretność pana, który miał nas ze sobą zabrać. Powiedział, że ma wolne miejsca, płynie na Pitcairn, ale nie wspomniał, iż może tam być tylko trzy dni… Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, zdecydowaliśmy o szukaniu innej drogi.
Przejdźmy teraz do samego Waszego pobytu na wyspie. Dopływacie do jej wybrzeży, widzicie ją po raz pierwszy i jakie są wrażenia?
Na papierze wyspa jest mała. Z perspektywy statku można odnieść inne wrażenie. Myślę, że największy wpływ ma na to ukształtowanie terenu. Jest bardzo wysoka, mierzy ponad 400 m n.p.m., więc to bardzo powiększa ją optycznie.
4 comments
Super wywiad, bardzo ciekawy, do zobaczenia na prapremierze :)
Facebook twierdzi, że strona “GetAway to Pitcairn” nie istnieje. Czy można dostać prawidłowy link? Dziękuję.
Stronę filmu można znaleźć na Facebooku pod linkiem: https://www.facebook.com/GetAwayTo
Link został również dodany w tekście.
Chciałabym też zwrócić uwagę, że przemoc, gwałty i zastraszanie to nie jest “skandal obyczajowy”. Afera obyczajowa to może być wtedy, jak się okaże, że jakiś minister jest swingersem albo że słynna profesorka zdradza męża. A na Pitcairn, tej “najmniejszej demokracji”, to były zbrodnie i być może łamanie praw człowieka. Nie stosujmy eufemizmów na określanie krzywd wyrządzonych kobietom.
Comments are closed.