Tegoroczne 65. Berlinale przyniosło nie tylko Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą reżyserię dla Małgorzaty Szumowskiej za film «Body/Ciało», ale również w sekcji Forum Expanded Łukasz Ronduda i Maciej Sobieszczański zdobyli nagrodę Think Film Award za film «Performer», a polsko-rosyjsko-ukraińska koprodukcja «Pod elektrycznymi chmurami» Alekseja Germana juniora otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia za wybitne osiągnięcia artystyczne. Natomiast w sekcji Perspektywy Niemieckiego Kina dostrzegłam australijsko-niemiecki film «Elixir», w którym grali między innymi Polacy. Także autorka scenariusza, Anya Watroba, ma polskie korzenie. Interesująca fabuła filmu opowiadała historię życia grupy współczesnych artystów mieszkających razem w Glashaus (Szkalnym Domu) w Berlinie. W obrazie zagrało dwóch polskich aktorów: Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Pawlak. Operatorem był Michał Englert.
Anya Watroba urodziła się w Polsce. W wieku pięciu lat wyjechała z rodzicami do Melbourne. Ukończyła wydział filmowy na Uniwersytecie w Melbourne. Obecnie jest australijską producentką i scenarzystką.
Alexandra Hołownia: Jak na Australijkę mówisz dobrze po polsku.
Anya Watroba: Mój tata mówił do nas zawsze po polsku. Czytał mi polskie książki. Wcześnie poznałam twórczość Zanussiego i Kieślowskiego. Filmy tych reżyserów wywarły na mnie ogromne wrażenie. Moim marzeniem było zrobienie filmu w Polsce. Zawsze pragnęłam zamieszkać znowu w Polsce.
Na Uniwersytecie w Melbourne studiowałaś film, ale nie zajmujesz się reżyserią?
Studiowalam film, reżyserię i scenopisarstwo. Pisanie scenariuszy bardziej mi pasuje. Myślę, że reżyser powinien być twardy, nieugięty, silny w postanowieniach. Jestem zbyt wrażliwa. Dlatego wybrałam pisanie scenariuszy. Piszę w języku angielskim. Ale zawsze chciałam napisać coś po polsku. Polski jest dla mnie pięknym językiem. Obecnie uczę się polskiego.
W filmie Elixir poruszyłaś problematykę wspólnie mieszkających ze sobą artystów. Proszę powiedzieć, skąd to zainteresowanie artystami?
Nie krępuję się powiedzieć, że sama staram się być artystką. Żyłam z artystami, przebywałam wśród nich. A więc piszę o tym, co mnie dotyczy i co dobrze znam. Pragnę przekazać odbiorcom coś warościowego. Zależy mi na tym, by ludzie chcieli mnie wysłuchać.
Elixir dotyczy środowiska berlińskiego, dlaczego?
Mieszkając dwa lata w Berlinie spotkałam kreatywnych ludzi z całego świata. Stwierdziłam, że wiele osób przyjeżdża do Berlina po to, by sprawdzić się twórczo. W latach dwudziestych mekką przyciągającą artystów był Paryż. W latach sześćdziesiątych Nowy Jork. Obecnie takim kultowym miejscem stał się Berlin. W Berlinie życie nie jest drogie. Znałam artystów, którzy potrafili się utrzymać za pięćset euro miesięcznie. Wiadomo, artyści potrzebują dużo czasu, by móc swobodnie myśleć i tworzyć. Artyści berlińscy mają czas. Nie muszą pracować osiem godzin dziennie, by przeżyć. W Australii natomiast wielu artystów pracuje od poniedziałku do piątku właśnie po osiem godzin dziennie. Gdy przychodzą do domu, są zmęczeni i nie mogą uprawiać sztuki z wolnymi głowami. Scenariusz do filmu Elixir napisałam w Melbourne. Niestety australijscy artyści nie praktykują zwyczajów mieszkania razem. Dlatego zdecydowaliśmy się pojechać do Berlina. W Berlinie pomysł artystycznego kolektywu stał się autentyczny. W filmie Elixir artyści stanowili dużą rodzinę. Byli razem dla sztuki, która wypełniała ich całe życie i ratowała przed problemami dnia codziennego.
Pokazałaś jak artyści mieszkający w Glashaus żyli z dnia na dzień, nic nie robiąc. Czy chciałaś uwypuklić ideę mówiącą, że życie jest sztuką, a sztuka życiem?
O to właśnie chodziło. Wielu artystów, szczególnie w Berlinie, gubi się w seksie i narkotykach. Zatraca w „party” zapominając o wykonaniu pracy artystycznej. Naturalnie artysta musi szukać inspiracji. Kiedyś jednak przychodzi moment, że trzeba usiąść i pracować. Należy umiejętnie dysponować swymi siłami. Do tego potrzebna jest dyscyplina.
W filmie Elixir jeden z artystów zmarł z powodu przedawkowania narkotyków. To spowodowało, że główny bohater zaczął się bać i już narkotyków nie próbował. W filmie również kobieca bohaterka, Lexia, płacze ze strachu. Każdy z nas nosi w sobie strach, ale musimy umieć go opanować. Georgia O’Keeffe powiedziała: „W moim życiu bałam się co minutę, ale nigdy nie przestałam pracować…”.
Lexia była legasteniczką?
Lexia to naturalna poetka, jak Basquiat. Ona nawet nie chodziła do szkoły. Nie studiowała Susan Sontag. Miała jednak intuicję twórczą. Nosiła w sobie coś, co koniecznie musiała z siebie wyrzucić. Chciała skomentować otaczającą ją rzeczywistość. Wyrażała siebie poprzez graffiti.
W filmie panowała mroczna atmosfera. Czy kręciliście oszczędzając na oświetleniu?
To jest film niskobudżetowy. Ale z drugiej strony chcieliśmy odtworzyć atmosferę wspólnego mieszkania. Artystom wyłączyli prąd, bo nie płacili rachunków. Dlatego wnętrza były ciemne. Oni biedowali w tym Glashaus.
Wykreowane przez siebie postaci nazwałaś: André Breton, Man Ray, Tristian Tzara. Wskrzesiłaś znanych z historii sztuki surrealistów, dadaistów?
Pisząc scenariusz zastanawiałam się nad tym, czy André Breton stworzyłby również tak prężną artystyczną grupę, gdyby żył dzisiaj… Gdzie się podziali dzisiejsi artyści, o których będziemy pamiętać za sto lat? Czy współcześni twórcy wpadną na jakieś wielkie pomysły? Wydaje mi się, że od czasów surrealistów żadna grupa artystyczna nie miała tak wielkiego wpływu na rozwój światowej sztuki.
Uchwyciłaś artystów na początku kariery. Nie wprowadziłaś postaci marszandów ani kolekcjonerów. Pokazałaś tylko jednego zaprzyjaźnionego z grupą dziennikarza.
Budujac postać dziennikarza wzorowałam się na Clemencie Greenbergu. Słynnym dziennikarzu, który w latach pięćdziesiątych mieszkał w Nowym Jorku. On właśnie wymyślił nazwę „abstrakcyjny ekspresjonizm“ i pierwszy skomercjalizował Jacksona Pollocka. To był cwaniak, który zarobił na Pollocku.
W Elixirze usłyszałam język polski. Podobał mi się pomysł umiędzynarodowienia grupy.
W Berlinie środowisko artystyczne jest międzynarodowe. Kiedy mieszkałam w Berlinie, dookoła spotykałam cudzoziemców. Gdzieś mówiono po francusku, obok po niemiecku, dalej po angielsku, po polsku.
W Elixirze „wykarczowałaś” typową niemieckość. Wszyscy byli na luzie. Nikt nie był zapobiegliwy. Olewano przepisy.
Lubię Berlin, ale nigdy nie czułam sią w tym mieście jak w domu. Język niemiecki był dla mnie trudny w słuchaniu. Nie znam niemieckiego i nie miałam kontaktów z Niemcami. Miałam tylko dwie koleżanki z Berlina. Głównie przebywałam w międzynarodowym towarzystwie z Francuzami, Amerykanami, Polakami. Dlatego w scenariuszu oparłam się na własnych doświadczeniach, na tym co znałam.
Ilu polskich aktorów grało w Elixirze ?
Dwóch, Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Pawlak. Naszym opertorem był Michał Englert. To jest jeden z najlepszych operatorów na świecie. Ma ogromna wiedzę i odwagę eksperymentowania.
Jak oceniasz sytuację artystów w Warszawie?
W Warszawie kręciliśmy film Painting Painting. W 2014 roku mieszkałam w Warszawie osiem miesięcy. Jest tam inaczej niż w Berlinie. Ludzie mają super pomysły. Szczególnie w świecie teatralnym istnieje wielkie zrozumienie dla literatury polskiej. Poza tym Polacy ogromnie dużo czytają. W Warszawie znajduje się najwięcej księgarni na świecie i to mi się bardzo podoba. Ale nie znam zbyt wielu artystów warszawskich. Powiem tylko, że w Australii chyba ciężej być pisarzem niż w Polsce, ludzie znacznie mniej czytają. Dlatego autorom trudniej dotrzeć do czytelnika.
Czy 65. Berlinale to Twój pierwszy festiwal?
Nie, byłam z krótkim filmem w Sundance. Muszę powiedzieć, że to super uczucie móc uczestniczyć w festiwalu filmowym. Komunikacja pomiedzy ludźmi jest bardzo ważna. Sztuka jest jedyną rzeczą, która może nas połączyć. Patrzę na to, co nas łączy, a nie na to, co nas dzieli. Jesteśmy z jednej ludzkiej rodziny. Jeśli będę mówiła od serca i poruszała wartości związane z miłością, to łatwiej dotrę do międzynarodowej publiczności.