„Z wiatru przybywasz / I w wiatr odchodzisz / Obcy jak ulotne ziarno piasku”. Można powiedzieć, że „odejść z wiatrem” to jedno z marzeń Saharyjczyka. Bo wiatr kojarzy się im z pustynią, a pustynia to dom. Wolny dom.
Reportaż Bartka Sabeli Wszystkie ziarna piasku rozpoczyna się opisem, nie krajobrazu, a sposobu parzenia herbaty. Brak w nim tej finezji, wręcz boskiego pierwiastka, który cechuje proces przygotowywania herbaty w Japonii, ale to przecież nie Azja, a Afryka. Dokładnie: teren Sahary Zachodniej, która wciąż pozostaje pod okupacją marokańską. Tutaj wszystko jest inne. Nawet herbata. Czynności mają bardzo praktyczny charakter, są wykonywane tak, by herbata była po prostu smaczna. A smaczna znaczy „gorzka jak życie”. Sabela cały proces nazywa herbacianym misterium, którego się uczy – opisuje je tak, jakby chciał dokładnie zapamiętać wszystkie etapy.
Jak dziennikarz został architektem…
Marokańczycy wobec obcokrajowców są bardzo podejrzliwi. Trzeba uważać nie tylko na to, co się mówi, ale również na to, co się robi – „jak zasłonimy zasłony, to będzie podejrzane, mówi mój gospodarz. Lepiej mieć odsłonięte i nie zbliżać się do niego [okna – dop. K.D.] zanadto – niebezpieczeństwo czai tuż za oknem, nie można wiedzieć czego się spodziewać”. Już na początku czytelnik dowiaduje się, że nie są to tereny do zwiedzania. Okazuje się, że Sabela jest jednym z trzech, może czterech obcokrajowców w El Aaiún. Udało mu się pozostać w ukryciu już od czterech dni, co jest nie lada sukcesem. Policja szuka każdego, bo chce mieć kontrolę nad obcymi.
Kim jest turysta w świecie marokańskim według Sabeli?
„Turysta nie martwi się tym, że El Aaiún to miasto okupowane, że wczoraj wyrzucili z niego trzech obcokrajowców, a dwóch innych przetrzymują w areszcie hotelowym. Turysta nie wie też o tym, że przedwczoraj i trzy dni wcześniej na ulicach tego miasta pobito do krwi wielu ludzi, niektórych skatowano, innych zamknięto w więzieniach i torturowano. Przecież nie oglądał każdego dnia doniesień z El Aaiúnu, nie widział zakrwawionych kobiet, wozów pancernych na ulicach i oddziałów specjalnych policji szturmujących prywatne domy. Nie widział tego wszystkiego. I nie chce tego oglądać”.
Sabela turystą więc nie jest i nawet być nie może. A przyznanie się do bycia dziennikarzem byłoby równoznaczne z wydanie na siebie wyroku, więc na pytanie, jaki wykonuje zawód, odpowiada: architekt. Nie tylko dziennikarze są zagrożeniem – są nim także aktywiści zajmujący się prawami człowieka i „popaprańcy z wypaczonymi ideami”.
Dla Marokańczyków obcokrajowiec to źródło dochodów, dla Saharyjczyków to szansa na wolność. Dlatego też polski dziennikarz przed podróżą otrzymał jasne i wyraźne wskazówki: „Nie rozmawiaj z nikim dłużej niż czterdzieści sekund, nigdy nie podawaj żadnych szczegółów, miejsc, nazwisk. Spotkanie na tych terenach „brzmi prawie jak miłość w czasie zarazy” – te słowa Bartka Sabeli zapadły mi najbardziej w pamięć.
Zaufany przewodnik
Hamza. Urodzony w 1982 roku, pro-POLISARIO, aktywista, z zawodu poeta. Wydał tomik poezji we Francji, którego nigdy nie widział, ponieważ nie uzyskał zgody na wyjazd na wieczór autorski. Wydawca chciał przysłać mu jeden egzemplarz pocztą, ale to też się nie powiodło. Poezja stała się dla niego pewnego rodzaju bronią – „to Darwisz uświadomił Hamzie, że poezja może być bronią w walce o wolność, równie skuteczną jak karabin”.
Z każdym kolejnym słowem można bardziej wyraźnie poczuć grozę, strach, która wciąż „czuwała” nad autorem. Obcokrajowcy to chyba jedyni, którzy odczuwają tego typu emocje. Potwierdza to zresztą Hamza, mówiąc „jak się tu urodziłeś, to już się niczego nie boisz. Żyjesz bez strachu”. Wojna między partyzantami POLISARIO a marokańskim wojskiem trwała 16 lat, potem 25 lat negocjacji i zero efektu. Ci, którzy mieli więcej szczęścia zdołali uciec do Algierii, do obozu uchodźców – państwa na wygnaniu. Tego typu obozy są zazwyczaj tymczasowe, w tym przypadku „tymczasowy” znaczy 40-letni. Pozostali żyją w sferze okupacyjnej, którą od „algierskiego raju” dzieli tzw. „mur wstydu”, zbudowany przez Marokańczyków. Reportaż Bartka Sabeli to reportaż o wojnie, która została zapomniana przez świat, ludziach, którzy ciągle żyją „tymczasowo” i wydarzeniach, których ofiary widzimy do dziś.
W naszym kraju kraty w okna wstawiamy, by uchronić się przez przestępcami, kradzieżami. Robią to głównie ludzi mieszkający w blokach, na najniższych piętrach. Chroni nasz też policja i inne służby mundurowe. W El Aaiúnie kraty wstawiane są we wszystkie okna w domach, by uchronić mieszkańców przed… policją – „wejść do domów strzegą obowiązkowo ciężkie stalowe, ryglowane kilkoma zamkami drzwi. Czasami do wejścia domurowany jest niewielki przedsionek z drugimi stalowymi drzwiami lub metalową siatką. Wierzchy murów okalających wewnętrzne dziedzińce domów jeżą się zatopionym w betonie porozbijanym szkłem. Domy wyglądają niczym wieże warowne, gotowe stawić czoło wszelkim przestępcom. Tylko że w El Aaiúnie przestępczość w zasadzie nie istnieje. Te wszystkie wyszukane środki ochrony mają zabezpieczyć mieszkańców przed stróżami prawa – policją”.
W stolicy Sahary Zachodniej nie ma instytucji kultury – bibliotek, galerii, muzeów, opery, kina, teatru, nic. Brak tutaj też porządnej infrastruktury – chociażby dworca, uczelni wyższej, wiele do życzenia pozostawiają drogi, oprócz rządowej części 5-kilometrowej ulicy Smara, inaczej Boulevard Mekka, stanowiącej „El Aaiún, który pokazuje się przyjezdnym, delegacjom, politykom”. Boulevard Mekka w innym odcinku, biegnącym przez stare dzielnice miasta, służy także do tłumienia demonstracji – jest na tyle szeroka, że mieszczą się na niej i demonstranci, i policja z całym swoim sprzętem.
W części miasta, którą dziś zamieszkują Marokańczycy, nie ma śladu po biedzie, zacofaniu i represjach Saharyjczyków. Są tu urzędy, instytucje, centra administracyjne, szpital wojskowy i w końcu… „jądro ciemności” miasta, gdzie znajduje się szpital miejski i dwa więzienia. Jedno tajne – PCCMI (Point de Commandement de la Campagne Mobile d’Intervention, Komenda Krajowej Komórki Interwencyjnej), o którym wiedzą wszyscy, i drugie, jawne. Pięćset metrów za Czarnym Więzieniem można zobaczyć biały budynek „otoczony barykadą, zasiekami i drutem kolczastym” – kwaterę ONZ.