Monika Nowakowska: Ten rok jest dla Pani szczególny. Czy dziewięć wystaw indywidualnych, jakie Pani otworzyła od stycznia po listopad w różnych miejscach w Polsce to swoisty prezent urodzinowy? Która z tych prezentacji była dla Pani szczególna i dlaczego?
Maria Wollenberg-Kluza: W tym roku w lipcu skończyłam 70 lat i ta data stała się dla mnie pretekstem do zorganizowania szeregu wystaw, żartobliwie mówię, że urządziłam sobie roczny festiwal. Te wystawy nie odbyły się w przypadkowych miejscach. Swego rodzaju inauguracja miała miejsce na pokazie w Teatrze Wielkim w Warszawie, towarzyszącym Gali Biznesu BCC. Pokaz nieduży, w foyer Teatru, ale ze znakomitą widownią. Pokazałam dwa obrazy z cyklu SALIGIA, trzy z cyklu CAMINO (najnowsze prace) oraz kilka nieco mniejszych formatowo.
Z okazji czterdziestolecia mojej twórczej w 2008 roku miałam m.in. wystawę Człowiek i architektura w Muzeum Gazownictwa w Warszawie. Także i w tym roku z okazji nowego jubileuszu zaproponowano mi ekspozycję o tematyce muzycznej Od Chopina do Paderewskiego. Muzeum Gazownictwa w Warszawie to wyjątkowe miejsce. Część galeryjna – przestronna, z dobrym światłem przylega do części ekspozycji stałej, czyli starych maszyn, urządzeń gazowniczych, niektóre z nich są piękne jak rzeźby, potężne, żeliwne. Wszystko to razem tworzy niepowtarzalny nastrój. Lubię to nietypowe, wyjątkowe miejsce.
W tym samym czasie miałam niezwykle ważną dla mnie wystawę w Centrum Kultury w Lublinie. Ważną, bo z szeregiem powiązań rodzinnych. Urodziłam się w Puławach, gdzie moi rodzice zamieszkali po wojnie. Mój ojciec, Piotr Wollenberg, absolwent warszawskiej ASP w Warszawie, uczeń Tadeusza Pruszkowskiego, po wojnie z racji zamieszkania w Puławach związał się ze ZPAP w Lublinie. Dla Lublina opracowywał (podobnie jak i dla Warszawy) plany odbudowy starówki. Do wykonania rekonstrukcji elewacji zaproszono wielu artystów-plastyków, głównie z warszawskiej Akademii. Sam ojciec był autorem elewacji dwóch lubelskich kamieniczek. W Puławach również starał się odtworzyć zabytkowe obiekty i nadać im właściwe przeznaczenie, np. wykonał polichromię dla muzeum w Domku Gotyckim, rekonstrukcję fresków w kościele Wniebowstąpienia NMP projektu Piotr Aignera. Tak więc przede wszystkim ze względu na pamięć o dokonaniach ojca moja wystawa jubileuszowa w Lublinie miała bardzo uroczysty charakter. Patronat nad nią objął prezydent miasta, Krzysztof Żuk, a zorganizowano mi ją w okazałym obiekcie Centrum Kultury, w samym środku miasta. W sali dawnego oratorium o wysokości dziewięciu metrów mogłam pokazać m. in. Drzewo życia – pionowy tryptyk o łącznej wysokości prawie sześciu metrów. To był obszerny pokaz mojej twórczości. Początkowym hasłem wystawy (nie tytułem) był ruch – taniec. Zwłaszcza ta koncepcja przypadła do gustu dyrektorowi Centrum, Januszowi Opryńskiemu, znanemu reżyserowi nowoczesnego teatru. W sumie w oparciu o pierwotne założenie ekspresji i ruchu powstała duża wystawa, w pewnym sensie retrospektywna. Do wystawy został opracowany i wydrukowany album, który obok ponad stu reprodukcji prac zawiera też bardzo ciekawy esej profesora Lechosława Lameńskiego o mojej twórczości, tekst opracowany przez Zdzisława Brudnickiego o moich związkach z pisarzami oraz moje wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w Puławach (Magia Puław).
W roku jubileuszowym postanowiłam przypomnieć, jak ważną rolę w moim malarstwie odgrywa romantyzm i to nie jako nurt w sztukach pięknych, ale przede wszystkim jako kierunek myśli literackiej. Romantyzm to wielki ruch narodowy, który odegrał ważną rolę nie tylko w Polsce, choć tu szczególnie. Uważam, że moje skłonności do refleksji w malowaniu, do szukania znaczeń często niedosłownych zapoczątkowane zostały wnikliwą lekturą dzieł Norwida. W 1981 roku, jeszcze przed stanem wojennym, w warszawskiej Kordegardzie pokazałam cykl malarski Obrazy z Norwida. Większość z tych prac zakupiła Biblioteka im. Cypriana Kamila Norwida w Elblągu.
Jednym z wielkich polskich romantyków jest Zygmunt Krasiński. Większość swoich utworów napisał w rodzinnej posiadłości Opinogóra (na Mazowszu, koło Ciechanowa). Tam jest jego grób oraz dużej części jego rodu. Obecnie w Opinogórze znajduje się Muzeum Romantyzmu i tam zamarzyłam sobie pokazać prace. To takie zderzenie myśli dawnej, romantycznej z jej interpretacją współczesną. Inna epoka, inne realia, a podobna potrzeba deklarowania patriotyzmu. Poprosiłam dyrektora Muzeum Romantyzmu o wypożyczenie moich obrazów z Biblioteki w Elblągu. Przyznam, miałam dużą tremę zobaczyć je po przeszło 30 latach. Przecież zmieniał się w tym czasie mój warsztat, moje widzenie świata – mam dziś inną dojrzałość. Jednak z pewną satysfakcją stwierdziłam, że starsze moje obrazy wytrzymały próbę czasu i można je zestawiać z o wiele młodszymi pracami. Na wystawie Romantyzm, refleksje pokazałam głównie prace inspirowane muzyką Fryderyka Chopina i dawną muzyką polską aż po czasy Ignacego Paderewskiego. Szczególny fragment wystawy stanowiły obrazy z różnych moich cyklów, ale wybrane pod kątem pisarzy odwołujących się do mojej twórczości. Ci pisarze, już nieżyjący, to: Zbigniew Jerzyna, Roman Śliwonik, Piotr Kuncewicz, Krzysztof Gąsiorowski, Zygmunt Trziszka, Wojciech Siemion. To była wystawa w otoczeniu słów lirycznych, słów zmuszających do zastanowienia, do przemyśleń. Swoim malarstwem chcę prowadzić dyskurs o sprawach ważnych dla człowieka. Pochylam się nad jego przeżyciami. Staram się wyrażać ogólnoludzkie emocje i uczucia.
Kolejna tegoroczna ekspozycja odbyła się w Muzeum w Nysie i wynikła z wystawy, jaką dwa lata wcześniej miałam przy okazji konferencji Muzyka i wartości w Chorzowie. Znalazło się tam kilka prac muzycznych , „zaprosiłam” też widza do mojej pracowni sprzed lat i do obecnej pracowni. Trochę chciałam go postraszyć grzechami (z cyklu SALIGIA), ale sama patrzę na nie z dużym przymrużeniem oka więc i oglądającym to się udzieliło. Przyznam, że pięknie eksponowały się prace w okazałym wnętrzu Pałacu Biskupów, siedzibie Muzeum w Nysie.
Galeria Kordegarda w Warszawie, miejsce kolejnej jubileuszowej prezentacji w tym roku, jest dla mnie szczególne. Przeszło 30 lat temu moim największym marzeniem była wystawa w tej galerii. I udało się, pokazałam tam „Norwidowe” obrazy. To był prawdziwy sukces. Po kilku latach znów miałam szczęście pokazać w Kordegardzie Impresje z Hiszpanii, namalowane po powrocie ze stypendium artystycznego w tym kraju. Wystaw indywidualnych miałam naprawdę dużo w różnych miastach w kraju i za granicą, nawet indywidualną wystawę w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki w 1989 roku, a jednak w roku jubileuszowym ponownie wymarzyłam sobie wystawę w Galerii Kordegarda, która teraz podlega Narodowemu Centrum Kultury. Kordegarda jest niedużą galerią, natomiast znakomicie usytuowaną. To miejsce bardzo prestiżowe. Pokazałam tu fragment mojego najnowszego cyklu CAMINO. Camino po hiszpańsku znaczy droga, ale i pielgrzymowanie. To dobry tytuł na czas jubileuszu. To znaczy, że mam za sobą znaczną część przebytej drogi, obecnie też jestem w drodze i mam nadzieję podążać dalej. To droga mojej twórczości. Na wystawie pokazałam fragment drogi wiodącej przez miasto, współczesne miasto, miasto napierające na człowieka, miasto zagrażające, chwilami wydawałoby się, że bez wyjścia, zawikłane. Nie byłabym sobą, gdybym nie dawała tym ludziom, energicznie kroczącym, nadziei. W moich obrazach zawsze pojawia się światło, światło prowadzące, światło optymizmu. Kilka obrazów z cyklu CAMINO znalazło się na kolejnej mojej tegorocznej wystawie w Galerii Willa w Łodzi, m.in. Cisza krajobrazu, Finisterre, Nihil novi, na których człowiek nie wędruje przez miejskie blokowiska, tu jest oddech pejzażu lub nawiązanie do antyku.
Wystawa w Galerii Willa jest moją trzecią obecnością w łódzkich przestrzeniach wystawienniczych i to w krótkim czasie. Pierwszy pokaz prac w Łodzi miałam w 2012 roku w Galerii Bałuckiej, podlegającej Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi. To doskonałe pod względem ekspozycyjnym wnętrze. Bardzo dobrze wspominam tę wystawę, która zresztą zaowocowała zaproszeniem mnie do pokazania prac w następnym roku w Muzeum Kinematografii. To przepiękny obiekt – dawny pałac XIX-wiecznego przemysłowca Karola Scheiblera – ale sala wystawiennicza trudna. W moim przekonaniu znajdujące się tam meble rozpraszały czystość przekazu. Co zaś tyczy się Galerii Willa, gdzie aktualnie mam wystawę, to prawdziwa perełka secesyjnej architektury, perfekcyjnie odrestaurowana i przygotowana do ekspozycji sztuki. Wzbudza mój zachwyt. Nawiasem mówiąc, prace ze znawstwem rzeczy powieszone. Wchodząc do obiektu jednym spojrzeniem ogarnęłam dwie sale, a w nich moje dwa duże obrazy. Do wystawy w Willi został wydany album dopracowany z ogromną dbałością, zaprojektowany przez artystę grafika z Warszawy, Janusza Golika. Ten album, poza reprodukcjami obrazów i wstępem Eugeniusza Kabatca cytuje wiersze i utwory napisane przez moich przyjaciół literatów do moich obrazów. To mój hołd dla klasyków polskiej literatury, z którymi miałam szczęście prowadzić długie inspirujące rozmowy o sztuce.
Mogę powiedzieć, że „z marszu” pojawiła się propozycja następnej wystawy na Stadionie Arena w Gdańsku w pomieszczeniach VIP. Pokazałam tam prace związane z podróżami do Hiszpanii, Gruzji, Turcji. Temat „podróże” mam zamiar pokazać szerzej na ekspozycji zaplanowanej na styczeń przyszłego roku w Warszawie.
I ostatnia moja indywidualna ekspozycja, która aktualnie trwa, to Polski Listopad w Galerii Delfiny w Warszawie. Z Drogi (CAMINO) pokazywanej dopiero co w Kordegardzie zeszłam, aby zatrzymać się na temacie „niepodległość”. Wystawa dedykowana jest Ignacemu Paderewskiemu, stąd prace: Portret Ignacego Paderewskiego, Rok 1918, Przed koncertem, Po pierwsze Ojczyzna, kilka obrazów poświęconych Chopinowi, jak również utworom Ogińskiego, Wieniawskiego.
Rok jubileuszowy zamknę w całość pod koniec tego miesiąca krótkim pokazem prac lekkich, muzycznych, trochę zadumanych, lirycznych, żeby nie powiedzieć – poetyckich. Takie spotkanie planuję może nie tyle w wąskim, ile w zamkniętym gronie w Pałacu Prymasowskim w Warszawie.
Na 2016 rok szykują się kolejne plany wystaw, m.in. w lutym na Wilanowie pokażę pastele i rysunki, mam też wyznaczony termin wystawy moich pejzaży inspirowanych Bałtykiem w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.