Lucian Bran był jednym z laureatów ostatniej edycji konkursu dla debiutujących fotografów, organizowanego w ramach krakowskiego Miesiąca Fotografii. W nagrodę, wraz z kilkoma innymi artystami, został wzięty pod skrzydła odpowiedniego kuratora – w jego przypadku był to Nicolas Grospierre, z którym zorganizował wystawę zgłoszonego przez siebie projektu. Fotografował ludzi czerpiących wodę pitną z naturalnych źródeł położonych na wzgórzach wokół niemal trzystutysięcznego rumuńskiego miasta – Braszowa.
Bran nie wzbudził wśród gości Festiwalu sensacji, choć jego projekt chyba jako jedyny można było nazwać klasycznym dokumentem fotograficznym. Zdjęcia estetyczne, ale bez zbędnych fajerwerków; podejmujące temat ciekawy, ale bardzo bliski każdemu człowiekowi. To o takich fotografiach lata temu Susan Sontag napisała, że dają nam ułudę prawdy, bo jedynym potencjalnym źródłem przekłamań jest fotograf.
Być może to właśnie klasyczne podejście do medium nie przysporzyło serii popularności w czasie Festiwalu. Ta opowieść o człowieku w mieście i o tym, co ze sobą do miasta przywiózł jest jednak fascynująca i godna uwagi. Bran wykreował ją – tak jak część ze swoich prac – w pobliżu swojego rodzinnego domu. Dziś, gdy przeszliśmy już globalny, kilkutygodniowy szał wylewania sobie kubłów wody na głowy, ta opowieść wybrzmiewać powinna ze zdwojoną siłą. Powrót do źródła to w końcu historia przede wszystkim o wodzie – jej znaczeniu i miejscu w naszym życiu.
Filip Stańczyk: Jak to wszystko się zaczęło?
Lucian Bran: To był niedzielny, styczniowy poranek. Poszedłem zrobić inne zdjęcia, którymi byłem zainteresowany. Tak się złożyło, że spotkałem w lesie ludzi czerpiących wodę ze źródła i zaciekawiło mnie to. Podszedłem bliżej, zrobiłem parę zdjęć i chwilę z nimi porozmawiałem. Powiedzieli mi, że są jeszcze dwa inne źródła wody w innej części doliny i tam też się udałem.
Zapytałeś się ich czemu to robią?
Nie pytałem się, ale uważam, że to po części utrzymywanie kontaktów towarzyskich. W lecie, kiedy pogoda jest sprzyjająca, siedzą przy źródłach, piją piwo i rozmawiają. To także okazja do obcowania z naturą, bo –ciekawa sprawa – Braszów, którego większość mieszkańców sprowadzono z terenów wiejskich, był bardzo zindustrializowanym miastem w czasach komuny. Kiedy się tutaj wprowadzali, przenosili się z całym swym dobytkiem. Nie byli w stanie natychmiastowo przystosować się do miejskiego stylu życia, dlatego nie zaprzestali czerpania wody z źródeł, co jest przecież zwyczajem typowym dla ludności spoza miast. Myślę, że ten nawyk jest w nich zakorzeniony.
Sądzisz, że to zwyczaj mający w sobie coś z duchowości czy to raczej przyzwyczajenie?
Możesz przypisać temu jakiś rodzaj duchowości, zważywszy, że woda i źródło mają silne interpretacje semiotyczne, ale jest to raczej nawyk, coś jak wyjście na zakupy.
Pewnego dnia sam zacząłeś czerpać wodę ze źródła. Jak się czułeś jako część tego rytuału?
Robiłem to z moim przyjacielem, który zajmował się tym już wcześniej, o czym nie miałem pojęcia. Przyjemnie było odbierać telefon i słyszeć w słuchawce „hej, chodźmy zaczerpnąć wody”. Zachowywała niską temperaturę i świeżość przez cały dzień. Było czuć, że jest dobra. Matka mojego kolegi pracuje w firmie sprzedającej wodę i często robiła testy tej ze źródła. Pomimo że nie miała żadnych cech jakościowych, była bardzo czysta. Woda z kranu potrzebuje wiele chloru i innych składników, żeby być zdatną do picia.
Była smaczniejsza?
Tak, smakuje lepiej. Jest trochę błotnista, nie ma tak silnego wapiennego posmaku jak woda z kranu.
Kuratorem twojej wystawy na Festiwalu w Krakowie był Nicolas Grospierre, a zatem znana postać w świecie fotografii. Jak przebiegała wasza współpraca?
Byłem pozytywnie zaskoczony, Nicolas i Daniela (Daniela Dostálková, druga fotografka, za której wystawę odpowiadał Grospierre – dop. aut.) okazali się bardzo mili. Nicolas był bardzo podekscytowany projektami i powiedział mi, że mocno dotarł do niego duchowy aspekt mojej serii.
W mojej ocenie, twoje zdjęcia były zupełnie inne niż wszystkie pozostałe w kategorii ShowOFF. Uważasz się za fotografa zaangażowanego, takiego który obserwuje świat wokół siebie i stara się powiedzieć coś ważnego o swoim otoczeniu?
Mogę powiedzieć, że naprawdę wierzę w to, co robię i w projekty wkładam całą swą osobowość. Kiedy zaczynam nad czymś pracować, dużo myślę o temacie zdjęć. Jest w tym też zaangażowanie, ale ma ono różne oblicza. Jest zaangażowanie dla zabawy, które nie jest tak silne i jest zaangażowanie „na poważnie”. Myślę, że skłaniam się ku temu drugiemu – jestem bardzo oddany temu, co robię.
Jak ten projekt umiejscawia się w całym Twoim dorobku? Jest podobny do tego, co robiłeś wcześniej czy to coś innego?
Jest podobny w kwestii tematu – relacja człowieka z naturą, ale inny w zakresie podejścia do realizacji. To był pierwszy raz, kiedy fotografowałem ludzi i po raz pierwszy praca nad projektem zajęła mi tak dużo czasu. Była dobrze zaplanowana, w odniesieniu do każdej pory roku, i poświęciłem jej wiele uwagi.
Do jakiego stopnia w Twojej fotografii ważna jest estetyka? Pytam, dlatego że widzę różnice pomiędzy poszczególnymi zdjęciami. Jedno wydaje się być zwykłym „pstrykiem”, nie jest perfekcyjnie skomponowane. Na innym widać bardzo miękkie światło i drzewo przecinające kadr diagonalnie, przyciągając spojrzenie odbiorcy.
To pierwsze zostało wykonane na początku moich prac nad projektem. Musiałem znaleźć odpowiednie miejsce do zrobienia zdjęcia, ale nie byłem zbyt obeznany z okolicą, a napotkałem tam wiele komplikacji. Byłem otoczony przez wielkie rośliny, a jednocześnie nie znajdowałem się w najwyższym możliwym punkcie. Nie miałem wiele czasu, by dobrze ustawić kompozycję. Ale ostatecznie jest w porządku, ta seria ma w sobie coś z decydującego momentu. Fotografując, musiałem być bardzo ostrożny – ludzie się ruszali, a musiałem dobrze ich wkomponować w kadr. Estetyka jest dla mnie bardzo ważna i myślę, że to widać.
Dziecko z pierwszego zdjęcia patrzy na Ciebie. Uznawali cię za intruza? Jak reagowali na wchodzenie przez Ciebie w ich przestrzeń?
Z dziećmi było łatwo, ponieważ one nie reagowały, ale bywało różnie ze starszymi kobietami. Jedna z nich nie była pewna co do mnie, więc po tym jak zrobiłem zdjęcie, podszedłem do źródła zaczerpnąć wody i wytłumaczyłem, że pracuję nad projektem.
Zrozumiała?
Tak, ludzie byli zadowoleni. Rumuni mają pewną fobię związaną z aparatami fotograficznymi ze względu na różne skandale, które wybuchały wśród celebrytów.
W opisie Twojego projektu znajdziemy frazę, że „jest to pokaz kolejnej paradoksalnej porażki nowoczesności”. Uważasz, że poprzez ten projekt możemy dowiedzieć się czegoś o dzisiejszych czasach?
Jak wiesz ostatnio odbywa się wiele debat na temat dostępu do wody. Firma Nestle podważyła ideę wody jako dobra wspólnego, co odbiło się szerokim echem. Im bardziej będziemy rozwinięci, im więcej czasu upłynie, tym ważniejsza stawać się będzie woda, a nieograniczony dostęp do niej będzie przywilejem, tak jak dziś w niektórych regionach Afryki. Nie doceniamy dostępu do wody jaki obecnie posiadamy i to w mojej opinii odnosi się do nowoczesności oraz współczesnego społeczeństwa.