Niebezpieczny fetysz
Ciąg celebracji różnych postaci geniusza zakłócił swoim wykładem Jacek Dukaj, który mówił o „banalności geniuszu”. Pisarz wprowadził rozróżnienie na geniusz oświeceniowy — taki, którego osiągnięcia podlegają weryfikacji, a więc raczej związany z nauką — oraz geniusz romantyczny — polegający na samodzielnym, oryginalnym akcie twórczym, i charakterystyczny bardziej dla sztuki i literatury. I to właśnie ten drugi rodzaj geniuszu, zdaniem Dukaja, uległ dzisiaj fetyszyzacji. Gospodarka oparta na wiedzy i innowacjach od każdego wymaga, aby był w jakiejś dziedzinie genialny. To, co jeszcze niedawno miało stanowić znamię wyjątkowości, a co opiewali podczas festiwalu George Ellis czy Michał Heller, w XXI wieku stało się przedmiotem hodowli. Według autora Innych pieśni, tendencja ta może zagrozić samym podstawom ustroju demokratycznego i doprowadzić do powstania radykalnych nierówności społecznych. Jak mówił pisarz dla Magazynu O.pl:
„W świecie spowszedniałego geniuszu najmuje się naukowców dziesiątkami, setkami do poszczególnych projektów, jako po prostu »pracowników sektora innowacyjności«. Ich geniusz został zważony, zmierzony, wliczony w koszta i wpasowany w harmonogram. I nie jest wcale »słabszy« niż geniusz odkrywców i wynalaców dawnych epok – po prostu współcześnie dysponujemy już tak ogromnymi masami »pracowników branży wiedzy i innowacyjności«, że możemy ich łopatami dosypywać do pieca tego czy tamtego projektu badawczego i biznesowego, jako swoiste »paliwo cywilizacji technologicznej«. Toteż coraz częściej kluczowym geniuszem okazuje się tu ten kierujący owym procesem, czyli biznesmen-innowator, wizjoner-decydent, ktoś w rodzaju Elona Muska czy Siergieja Brina”.
Zapytany o rolę geniuszu w literaturze, dodawał:
„Geniusz oświeceniowy ma szansę się tu wykazać właśnie dzięki coraz precyzyjniejsznym i tańszym metodom zbierania informacji o odbiorcach, konsumentach. Jeszcze do niedawna autorzy i wydawcy kierowali się wyczuciem: co się podoba, co nie podoba, czego oczekują od lektury rozmaite grupy czytelników, jaki Zeitgeist narzuca wartościowania w gremiach prestiżodawczych itd. Teraz zaś wszystko to da się opisać, policzyć, wyzyskać analitycznie. Inna rzecz, czy w tak niskodochodowej dziedzinie jak literatura będzie się to komukolwiek opłacać. I proszę nie traktować powyższego jako cynicznego podważenia wartości literatury. Że wiemy, jakie procesy chemiczne i organy czuciowe odpowiadają za smak potraw, to nie znaczy, że jedne rzeczy naprawdę nam nie smakują, a drugie naprawdę smakują. Poznanie neurologii emocji nie unieważnia siły i głębi uczucia miłości. Rozum odczarowuje kolejne mechanizmy świata i człowieka — i na tym polega dojrzałość i siła danej kultury, że nie umiera na nihilizm POMIMO zdobycia tej świadomości”.
Perspektywa Dukaja była o tyle prowokacyjna, że stawiała pod znakiem zapytania całą ideę festiwalu skupionego wokół pojęcia geniuszu. Michał Heller zauważał w swoim wykładzie, że tradycyjny geniusz naukowy jest dziś w zaniku wskutek wzrostu znaczenia pracy zespołowej, o czym świadczy choćby fakt, że autorem jednego z najważniejszych opracowań z fizyki w ostatnim czasie, sprawozdania z odkrycia Bozonu Higgsa w CERN-ie, jest zespół złożony z ponad 3 tysięcy naukowców. W tym świetle festiwalowa celebracja geniuszu może wyglądać jak melancholijne wzdychanie za utraconym złotym wiekiem, w którym indywidualne osiągnięcia w nauce były jeszcze doceniane, a Albert Einstein był prawdziwym celebrytą. Jak jednak przekonująco pokazał Dukaj, tego rodzaju resentyment może działać raczej na korzyść mechanizmów rynkowych.
Tym bardziej szkoda, że diagnoz autora Lodu nie udało się wprost skonfrontować z bardziej tradycyjnym rozumieniem geniuszu, a w trakcie całego festiwalu samo to pojęcie nie uległo większej problematyzacji. Okazało się bowiem, nieco przewrotnie, że dziś to bardziej naukowcy niż artyści są przywiązani do myślenia o geniuszu.
Pomimo tych zastrzeżeń, a może właśnie z ich powodu, należy tym bardziej docenić zamysł organizatorów Copernicus Festival, by zająć się tym kluczowym problemem. Festiwalowe dyskusje nie przyniosły może rozstrzygnięć, ale pozwoliły przynajmniej sformułować szereg istotnych pytań. Przyznając w tym kontekście, że wszelkie projekty interdyscyplinarne są niezwykle trudne, Bartosz Brożek dodawał: — „Copernicus Festival ma stanowić przestrzeń, w której ludzie próbują wychodzić poza swoje dyscyplinarne ograniczenia. Przestrzeń, której na co dzień brakuje”.
W stronę piękna
Przyznana przez władze Krakowa 3-letnia promesa finansowa gwarantuje, że Copernicus Festival na stałe wpisze się w kalendarz najważniejszych wydarzeń kulturalnych w mieście. Trzeba się z tego cieszyć, bo poważna debata nad rolą i zadaniami nauki, szczególnie wobec jej rosnącego autorytetu, jest dziś niezbędna. Konieczne jest pytanie o to, na jakich podstawach budowany jest ten autorytet oraz jakie pozakademickie cele stawia sobie nauka. Copernicus Festival jest o tyle wyjątkową do takiej dyskusji okazją, że podobne pytania stawiają tutaj sami naukowcy.
Kolejna edycja festiwalu będzie się toczyć wokół pojęcia „piękna”. Jak tłumaczy Brożek: „Bardzo często mówi się o tym, że piękno jest jednym z kryteriów wyboru teorii naukowych. Zdarza się, że dysponujemy kilkoma teoriami równie dobrze wyjaśnijącymi zgromadzone dane obserwacyjne, i pojawia się pytanie, którą z nich wybrać. Najrozsądniejszą strategią wydawać się może poczekanie na dodatkowe dane z obserwacji czy ekspetymentów. Ale fizycy bardzo często twierdzą, że prawdziwa musi być ta z rozważanych teorii, która jest matematycznie najpiękniejsza. Prowadzi to do wielu frapujących pytań: jak matematyk czy fizyk definiują piękno struktury matematyczne, albo jaki jest związek między prawdą i pięknem? ”.
W świecie sztuki współczesnej, która już jakiś czas temu zdystansowała się wobec pojęcia piękna, miarą skuteczności jest dziś raczej zdolność do budzenia kontrowersji. I może właśnie takiego owocnego spięcia między pięknem teorii i burzliwą niezgodą należałoby sobie życzyć podczas kolejnej edycji Copernicus Festival.