Monika Nowakowska: W albumie wydanym na trzydziestolecie Twojej pracy twórczej, w 2014 roku, zostałeś określony mianem „spadkobiercy i kontynuatora artystycznych tendencji, które ukształtowały charakter krajobrazu w polskim malarstwie”. Czy mógłbyś wskazać artystyczne autorytety, które ukształtowały Cię jako malarza i pejzażystę?
Józef Panfil: Większość odbiorców porównuje moje obrazy do prac Jana Stanisławskiego, upatrując we mnie kontynuatora polskiej szkoły pejzażu. Właściwie to powinienem bronić się, że nie jestem jego epigonem, choć akurat takie porównania to przecież żadna ujma. W sztuce współczesnej, opierającej się na kulcie indywidualności, postawa jaką reprezentuję może być uznawana za wsteczną – maluję podobnie jak artyści żyjący sto lat temu. Chociaż ja sam to powinowactwo znalazłem po pewnym czasie, gdy zacząłem odkrywać na nowo wielkość polskiego malarstwa z przełomu XIX i XX wieku, bodajże najlepszego w dziejach polskiej sztuki. Nie obruszam się, gdy ktoś mówi: ten obraz, to jak Szczygliński albo Ruszczyc… To wielcy mistrzowie polskiego pejzażu. Z taką postawą twórczą i zainteresowaniem plenerem jako źródłem malarskiego tematu nie jestem kojarzony z łódzką PWSSP.
Co dały Ci studia?
Przywiązywanie uwagi do kompozycji obrazu, która jest dla mnie bardzo ważna – to zasługa łódzkiej szkoły i pewnej dyscypliny formalnej, jaką mi tam wpojono. Dlatego prace komponuję z rozmysłem, konsekwentnie – zarówno pejzaże, jak i motywy z architekturą czy martwe natury. W malowanym obecnie cyklu Cyprysy z Toledo „rozsadzam” płaszczyznę obrazu sylwetami cyprysów, prawie nie mieszczących się w kadrze obrazu. Dążę do syntezy, pawie abstrakcji. Nieco odmiennie traktuję panoramy tego miasta z zamiarem ukazania przestrzeni i powietrza w rozległym ujęciu pejzażu. Wracając jednak do kwestii studiowania malarstwa, to uważam że relacja mistrz i uczeń jest zasadnicza. Przez kilka lat prowadziłem seminaria z rysunku i malarstwa w Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie. Studenci w czasie korekt oczekiwali odpowiedzi na zasadnicze pytania dotyczące warsztatu malarskiego. Odsyłałem ich do muzeum, tam może znajdą pomoc. Jerzy Duda-Gracz mówił: uczyć malarstwa może tylko malarz „praktykujący”.
Co zatem poradziłbyś młodym adeptom sztuki – z perspektywy malarza funkcjonującego poza tak zwanym środowiskiem uczelnianym, a do tego mieszkającego na wsi?
Absolwenci szkół artystycznych po otrzymaniu dyplomów oczekują sukcesów. Czują się namaszczeni na artystów. Statystyka jest jednak okrutna: jeżeli jeden na stu absolwentów danego rocznika funkcjonuje na rynku sztuki to jest to wynik optymalny, wręcz optymistyczny. Młodym artystom brakuje znajomości tradycyjnego warsztatu z zakresu malarstwa, rysunku, rzeźby, dlatego współczesna sztuka, zwłaszcza realistyczna, jest tak słaba. To rezultat systemu kształcenia i deprecjonowania tradycji. Nic zatem dziwnego, że jak ktoś dziś słyszy gdzie studiowałem, to jest zaskoczony, delikatnie mówiąc. Moje malarstwo nie przystaje do tradycji awangardowych łódzkiej ASP.
A jednak to Twoje pejzaże reprezentować będą dorobek kulturalny Łodzi w Hiszpanii w ramach projektu Fundacji Art-Eriae „Łódź – miasto z duszą” na wystawie w Sala de Exposicines Espacio Prado w Ateneo de Madrit w październiku tego roku. Twoje malarstwo okazuje się być najlepszym „towarem eksportowym” centralnej Polski, dodajmy, że towarem, na który jest też popyt w kraju, dzięki czemu utrzymujesz się z malowania obrazów.
Sztuka może oczywiście funkcjonować bez odbiorcy, ale czy to jest normalna sytuacja? Przy takim myśleniu każdy może twierdzić, że stworzył coś wyjątkowego, a ci którzy tego nie akceptują to idioci. To jeden z największych problemów komunikacji między twórcą a odbiorcą, aktualny od wieków. Moich obrazów nie trzeba objaśniać, są skierowane do odbiorcy wrażliwego, ceniącego tradycję i rzetelność warsztatową.
Jakie nadzieje wiążesz z ekspozycją w Madrycie i co planujesz na niej pokazać Hiszpanom?
Podchodzę do tego projektu z entuzjazmem – to będzie kolejna prezentacja mojej twórczości w ramach promocji polskiej sztuki zagranicą. Propozycja wyszła od organizatorów, czyli Fundacji Art-Eriae oraz Hiszpańsko-Polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego FORUM, przy poparciu Instytutu Kultury Polskiej w Madrycie, Ambasady Polskiej w Hiszpanii, Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie – zatem sprawa jest prestiżowa. Dano mi zupełną swobodę jeśli chodzi o wybór prac, ograniczeniem była ich ilość ze względu na możliwości ekspozycyjne kameralnej sali wystawowej. Pierwotnie myślałem o połączeniu polskich pejzaży np. z moich rodzinnych Smardzewic z motywami południowymi, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że byłoby to zbyt banalne. Uznałem, że lepiej będzie pokazać hiszpańskiej publiczności jak malarz z Polski inspiruje się Hiszpanią, jej architekturą, kolorytem, światłem, przyrodą. Na południe Europy jeżdżę od lat 90. XX wieku, w Hiszpanii byłem na plenerach w Granadzie i Tossa de Mar koło Barcelony, motywy z Toledo, które pokażę w Madrycie, to nowy cykl, nad którym aktualnie pracuję. W sumie na wystawę wybiorę około 30 obrazów z motywami z południa Europy.
Kiedy i gdzie Twoje prace będzie mogła zobaczyć polska publiczność?
Wspólnie z Muzeum im. Antoniego hr. Ostrowskiego w Tomaszowie Mazowieckim przygotowujemy dużą indywidualną prezentację mojej twórczości na początek 2017 roku, w ramach obchodów dziewięćdziesięciolecia tej placówki. Chciałbym uczcić ten piękny jubileusz wystawą około stu moich najważniejszych obrazów z różnych okresów twórczości, posiłkując się głównie zbiorami własnymi – w ciągu ponad 30 lat powstało parę tysięcy obrazów, rysunków i szkiców. Zastanawiam się, czy nie pokazać wczesnych prac z czasów szkoły podstawowej i liceum plastycznego. Druga koncepcja, jaką rozważam, to ekspozycja samych motywów ze Smardzewic – mojego miejsca na ziemi. Smardzewice są stale obecne w mojej twórczości, ukształtowały moje widzenie polskiego pejzażu i ciągle mnie inspirują.
Artystą bywa się od czasu do czasu czy to raczej stan umysłu?
Nominalnie jestem zwykłym magistrem sztuki. Za artystę może uważać się każdy. To popularny epitet, często stosowany. Czas zweryfikuje, czy byłem pospolitym malarzem, jakich wielu, czy nieco wybitniejszym.