Rondo znaczy koło – taki tytuł nosi najnowsza wystawa Anny Zaradny, jednej z najwybitniejszych artystek wizualnych i przedstawicielek sound artu w Polsce, którą można oglądać w krakowskim Bunkrze Sztuki. W jej absolutnie niezwykłej i oryginalnej pod każdym względem twórczości chodzi przede wszystkim o wywołanie intensywnych emocji, głównie za pomocą dźwięku, co za każdym razem artystce się udaje. Muzyczne realizacje Zaradny nikogo nie pozostawiają obojętnym – wgryzają się mocno w ucho, ożywiając ukryte na co dzień pokłady dźwiękowej świadomości. Najnowsza ekspozycja artystki jest wielowątkowa, intertekstualna, można doznać na niej rozkosznego pomieszania zmysłów, prowadzącego ostatecznie do upragnionej harmonii, niemalże cielesnego ukojenia, docierającego aż do szpiku kości. Na początku jednak należy wyjaśnić nieco enigmatyczny tytuł wystawy. Rondo w tym kontekście oznacza utwór, w którym pewne części powtarzają się, nawracają i zapętlają. Stąd też pojawia się aluzja do koła, przyjmującego na ekspozycji różnorodne, symboliczne znaczenia. Rondo także znaczy, tworzy krąg, pewnego rodzaju mandalę, centralny punkt, który łączy w sobie to, co pozornie zintegrować się nie da – zewnętrzne, jak i wewnętrzne doświadczenia, wymykające się werbalnemu opisowi. Doświadczenia, które zaczynają tworzyć idealną całość, idealny porządek. Carl Gustav Jung twierdził, że mandala, która w sanskrycie oznacza „koło”, posiada znaczenie rytualnego instrumentu (jantra), którego zadaniem jest umożliwienie medytacji i koncentracji[1]. Artystka, podążając tym tropem, funduje widzom wysublimowane przeżycia prowadząc ich w kierunku absolutu. Nie bez powodu można przeczytać w tekście towarzyszącym wystawie, że ekspozycja Zaradny to „niepokojąca podróż równocześnie w głąb i wzwyż, od absolutnego fizycznego i psychicznego dna po słodycz ekstazy”, którą można porównać do „inicjacji, stopniowego wnikania w niezwykłą tajemnicę[2]. I tak też się dzieje na krakowskiej wystawie.
Zwiedzanie wystawy Zaradny ma coś w sobie z marszu odkrywcy i wypraw kolekcjonera. Kiedy widz wchodzi w wyciemnioną przestrzeń zaaranżowaną przez artystkę, magiczne dźwięki wydobywające się z głośników stają się wystarczającym powodem, aby wstrzymać oddech, na chwile zawiesić myśli i uspokoić przyspieszone tętno codzienności. Artystka buduje hipnotyzującą przestrzeń, składającą z muzyki i okręgów, które na wystawie przyjmują różne formy i odwołuje się do rozmaitych kontekstów. Anna Zaradny narrację swojej ekspozycji zbudowała wokół postaci, które ją inspirują. A są nimi Hildegarda z Bingen, średniowieczna kompozytorka i mistyczka, Tekla Bądarzewska, wybitna XIX-wieczna pianistka, architektka Krystyna Tołłoczko-Różycka, która zaprojektowała budynek Bunkra Sztuki, dyrygent i kompozytor Witold Lustosławski oraz awangardowy, muzyczny twórca Karlheinz Stockhausen. Ich obecność nadała ostateczny, pełny kształt wystawie, która swoją aranżacją przypomina niezwykłe misterium ciemności i światła.
Pierwszą odsłoną ekspozycji jest część poświęcona Hildegardzie z Bingen – wizjonerce i kompozytorce, która bez wątpienia swoim sposobem myślenia wyprzedzała średniowieczną epokę o lata świetlne. Była także uzdrowicielką, a receptury lecznicze, które stworzyła, do dnia dzisiejszego wykorzystywane są w medycynie niekonwencjonalnej. Twierdziła, że człowiek jest idealnym odwzorowaniem porządku i piękna świata, a jego wygląd odzwierciedla budowę nieba. „Kulisty kształt głowy ludzkiej odpowiada krągłości firmamentu (…). Jak bowiem głowa odznacza się doskonałą proporcją, tak i firmament zawiera równą miarę, tak iż z każdej strony ma równy obwód, a żadna jego część nie przekracza innej w sposób nieuprawniony”[3] – twierdziła Hildegarda. Innymi słowy, kształt człowieka da się wpisać w koło[4]. Anna Zaradny stworzyła dźwiękowo-wizualny portret wielkiej średniowiecznej mistyczki. Przestrzeń galerii została maksymalnie wyciemniona, a do uszu widzów docierają prawdziwie niebiańskie dźwięki. Pierwsza instalacja, Can’t Illumination (2016), która powstała dzięki wykuciu przez samą artystkę otworów w ścianie, tworzących świetliste koło, jest odwzorowaniem anielskiej hierarchii stworzonej przez Hildegardę. Przepływa przez nie blask, delikatnie rozpraszający się w ciemności, a także pył i kurz – pozostałość twórczego procesu Zaradny. „Wysokie tony są jak oślepiające światło, blask ogłusza, «choć dźwięk ten nie dociera»” – słowa mistyczki oddają sens tej realizacji, która stanowi także dźwiękową werbalizację wewnętrznych przeczuć artystki związanych z destrukcją, ograniczonością ciała i niemożnością poznania rzeczywistości.
Kontynuacją koncepcji Hildegardy staje się następna instalacja Zaradny, Najsłodszy dźwięk krążącego firmamentu (2011). Jest to realizacja pełna harmonii i niebywałej wręcz muzycznej intuicji artystki. Przypomina ona mandalę, na której zostały zawieszone okrągłe, małe głośniki. Wydobywają się z nich kompletnie obezwładniające dźwięki, z których niczym z jesiennej mgły wyłania się zmysłowy, kobiecy głos, przykuwający niemalże natychmiast do podłogi stopy widza, nie zamierzającego już nigdzie dalej odchodzić. Ów zmysłowa melodia nieco zmienia się w czasie, by potem znów oszołomić i uwięzić ludzkie ucho w stanie niewypowiedzianego zachwytu, którego nie jest w stanie opisać żaden język. Dźwięki instalacji mamią, są natarczywie kuszące i diabelsko uzależniające, nie dają o sobie zapomnieć. Widz przemieszczając się po dalszych częściach wystawy intuicyjnie za nimi tęskni, czuje jakiś audialny brak, niespokojnie kierując się w stronę światła. Ta cześć ekspozycji poświęcona wspominanym wcześniej kompozytorom i architektce Bunkra, którym artystka składa swój osobisty, prywatny hołd. Tutaj Zaradny funduje zwiedzającym dźwiękowo-wizualny seans, w którym na pierwszy plan chcąc nie chcąc wysuwa się spiralny, stworzony z tkaniny labirynt. W jego środku został umieszczony fragment muzycznej realizacji artystki Octopus z 2012 roku, który integruje zarówno obszar obrazu i ruchomego dźwięku. Tymczasem praca Lutosławski Cut (2014/2016) to symboliczne nawiązanie do twórczości tego wybitnego kompozytora. Zaradny stworzyła betonową rurę, na której końcu zostało umieszczone wideo. Aby widz mógł je zobaczyć, musi zmienić pozycję swojego ciała, kucając w kierunku ruchomego obrazu. Zaradny zapętla w swoim wideo dyrygencki gest Lutosławskiego, którego dłoń dosłownie przecina filmową przestrzeń. Natrętnie powtarzany przez kompozytora gest sam w sobie zaczyna zmieniać swoje znaczenie – nie wytycza on już dźwiękowej przestrzeni. Staje się cielesnym spektaklem, bliskim performansowi[5].
Tymczasem instalacja Pracownia (2016) poświęcona w całości postaci Tekli Bądarzewskiej, to praca badająca przestrzeń i to, w jaki sposób rozchodzi się w niej dźwięk. Składa się ona z głośnika, po którym pływa skrobia wymieszana z wodą. Artystka próbuje nadać w ten sposób kształt temu, co słyszalne, fizycznie odczuwalne. Jednakże kiedy widz próbuje wziąć do ręki białą substancję, wszystko zaczyna się rozpadać, przepływać. Jednakże zostawiona swobodnie samej sobie, zaczyna drżeć i falować w rytm wydobywających się z głośnika dźwięków. Ten spektakl powstawania i rozpadu, bliski jest wytyczonej na krakowskiej wystawie przez Zaradny ścieżce, przypominającej alchemiczną inicjację, której celem staje się wyrwanie ze wszelkich ograniczających schematów, także tych interpretacyjnych. Zaradny zapętla znaczenia, wciąż od nowa dodaje nowe treści, aż do maksymalnego wyczerpania jej wyobraźni i powrotu do punktu wyjścia, w którym znów od nowa zaczyna się cały twórczy proces. I tak w kółko. Jednakże okrąg to także pułapka, z której trudno jest wyjść, skazując się na nieskończoną ilość powtórzeń i tych samych znaczeń. Jednakże dla Zaradny jest to „początek drogi, zamknięcie swego rodzaju biologicznego i duchowego cyklu”[6]. Cyklu, który w swoim punkcie kulminacyjnym prowadzi do ekstazy a jej miękki puszysty dźwięk rozprasza ciemność i rozgrzewa w mroźny zimowy wieczór, głaszcząc ucho szeptem obiecującym wieczność. Tego nie można zobaczyć – to trzeba przede wszystkim usłyszeć. A Zaradny potrafi dźwiękiem tworzyć zupełnie nowe przestrzenie, o których obecności nie śniło się w nawet najbardziej surrealistycznych snach.
- C.G. Jung, Mandala. Symbolika człowieka doskonałego, Poznań 1993, s. 1.↵
- Anna Zaradny, Rondo znaczy koło, folder wystawy, Kraków 2016, s.10.↵
- Cyt. za B. Matusiak OP, Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki, Kraków 2003, s.49.↵
- Tamże, s.49.↵
- J. Stasiowska, Fizyczne ślady krążenia, [w:] Glissando, 19 października 2016, [dostęp: 5.11.2016], Dostępny w Internecie: http://www.glissando.pl/aktualnosci/fizyczne-slady-krazenia-o-wystawie-anny-zaradny-rondo-znaczy-kolo/.↵
- Anna Zaradny, Rondo znaczy koło, folder wystawy, Kraków 2016, s. 11.↵