Czy w świecie pełnym oczekiwań i samotności, pędu za sukcesem i bezradności można żyć w zgodzie z samym sobą? Anna Przybył udowadnia, że tak. Pragnienia, jej debiutancka płyta, to poetycka podróż po zakamarkach ludzkiej wrażliwości i meandrach kobiecości, która staje się uniwersalną opowieścią o człowieku. „Jestem przeciwna uciekaniu od samego siebie” – mówi artystka. Na Pragnieniach zmieściło się jedenaście stonowanych, melancholijnych, utrzymanych w stylistyce poezji śpiewanej utworów, których teksty to interpretacje wierszy m.in. ks. Jana Twardowskiego, Haliny Poświatowskiej i Pawła Greca.
Marta Haiger: Załóżmy, że nikt jeszcze nie miał w ręku Pani debiutanckiej płyty Pragnienia, nie słyszał o Pani i nie spotkał Pani osobiście… Co mu odpowiedzieć, gdy zapyta, kim jest Anna Przybył?
Anna Przybył: To trudne pytanie, myślę że moja odpowiedź na nie uzależniona jest od pory roku, dnia, nastroju. Bywają dni, gdy czujemy się silni, zdolni do przenoszenia gór, a innym razem trudno jest wstać z łóżka. Dziś czuję, że Anna Przybył jest przede wszystkim kobietą bardzo wrażliwą. Chłonę niczym gąbka wszelkie bodźce docierające do mnie ze świata zewnętrznego i wewnętrznego. Wielu moich znajomych, a nawet bliskich, uważa mnie za szaloną i radosną dziewczynę. Dopiero, gdy zostaję sama i zaczynam tworzyć, wypływają ze mnie nagromadzone emocje. Wrażliwość, a czasem może wręcz nadwrażliwość to z pewnością główna cecha, która mnie opisuje. Potrafię godzinami myśleć o dziewczynie w tramwaju, która miała takie smutne oczy, czy o dziadku, który mijając mnie na ulicy ściągnął kapelusz. To niewątpliwie pomaga w pisaniu…
Pomaga w pisaniu i tworzeniu, ale czy pomaga w zmaganiach z codziennością…? To chyba bardzo trudne żyć z taką wrażliwością w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie coraz bardziej stają się obojętni, zapominając w pośpiechu o tym, co najistotniejsze.
Uczę się życia wśród ludzi i chcę ich poznawać, choć wciąż cenię chwile samotności. Czasami myślę sobie, że wolałabym urodzić się w innych czasach, takich w których do ukochanego pisze się listy i wkłada do nich zasuszony kwiatek, takich w których tak bardzo się nie pędzi, a kobiety nie doradzają sobie na forach internetowych, jak zostać zołzą i że tylko tak można osiągnąć szczęście. Tęsknię do delikatności, spokoju, pogodnego uśmiechu i randek w kroplach deszczu. Chyba jestem niepoprawną romantyczką.
Mimo wielkiej wrażliwości, patrząc na Pani osiągnięcia, wydaje się Pani silną osobowością, pewną siebie, zmotywowaną. Co nadaje rytm pracy i motywuje Annę Przybył? Jak powstały Pragnienia?
Przede wszystkim motywuje mnie cel. Podobnie jest z życiem, które nie da nam radości, jeśli nie będziemy czuli, że ma ono jakiś sens, że jest po coś. Jestem zmotywowana, gdy wiem, co może mnie czekać na końcu drogi, mam przeczucie piękna. Ważni są także ludzie. Potrzebuję czuć, że osoby, z którymi współpracuję są podobnie jak ja „nakręcone” na wspólny projekt, że tworzymy drużynę, która wierzy w to, co robi. Fundamentalne jest również poczucie, że praca, którą wykonujesz jest pożyteczna, że może być dla kogoś cenna.
Proces nagrywania płyty Pragnienia był bardzo trudny i często rzucano mi kłody pod nogi. Dotrwałam do końca tylko dzięki wierze, że znajdą się ludzie, którym materiał ten dostarczy wzruszeń, a także dzięki kilku zaufanym osobom, które miały ten sam cel i wielką wiarę w to, co robimy.
Proszę opowiedzieć o swoich zainteresowaniach – czy ich główną osią pozostaje muzyka? Wiem, że mocno ukształtowała Pani osobowość literatura, szczególnie poezja. Co daje poezja wokalistce, jak przekłada się na jej wrażliwość muzyczną?
Odkąd pamiętam w centrum moich zainteresowań znajdowały się słowo i muzyka.
Myślę, że słowo było pierwsze, a muzyka w moim odczuciu powinna pomagać dawać mu upust, wyrażać je. Zawsze kochałam poezję. Zręczny autor potrafi w kilku słowach zawrzeć wielkie myśli, wzruszyć i rozbawić. Poezja przeprowadziła mnie przez najtrudniejsze momenty w życiu, przez nieszczęśliwe miłości, choroby bliskich i często miała odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Od Haliny Poświatowskiej uczyłam się miłości, ona potrafiła tak pięknie kochać. Myślę, że chłonęłam jej uczuciowość, a na pewno czułam, że jest mi bliska. Ksiądz Twardowski z kolei tak zręcznie pisał o życiu, prosto i niesamowicie, trafiając w sedno. Tłumaczył trudne sensy z uśmiechem na ustach. Tak bardzo cieszę się, że mogę dziś zaprezentować płytę także z tekstem poetów, którzy mnie ukształtowali. Sama również staram się dużo pisać, tak po prostu, recenzje książek, wiersze, pamiętnik, artykuły na tematy, które nie dają mi spokoju.
Jak wyglądała Pani droga artystyczna, aż do powstania Pragnień?
Chyba nie ma czegoś takiego jak moja droga artystyczna. To życie najwięcej mnie nauczyło, to najprostsze i zupełnie zwyczajne. Można znać doskonale zasady muzyki i mieć opanowaną grę na wszystkich instrumentach świata, ale kiedy ma się przy tym zamknięte oczy na rzeczywistość, wyłączone czucie, będzie to zawsze za mało. Można także znać tylko kilka akordów, ale mieć taką bazę doświadczeń i umiejętność odczuwania, że porywa się tłumy. Zapewne najlepszy jest złoty środek, mnie jednak łatwiej przychodziło zbieranie życiowych doświadczeń. Owszem, uczęszczałam na zajęcia ze śpiewu, aktorstwa. Niektóre pozostaną pięknym wspomnieniem np. lekcje w Art Of Voice Studio w Poznaniu z niezastąpioną Panią Ewą Nawrot, kobietą niezwykle ciepłą i uczuciową. Tylko ja nie jestem obiektywna, bo nawet w szkole oceniałam swoich mentorów przez pryzmat ich serc i przy tych pięknych zostawałam [uśmiech].
Pani utwory wydają się mocno przefiltrowane przez Pani emocje, doświadczenia i wrażliwość. Sprawiają wrażenie pozbawionych nadmiaru przekazu i przeintelektualizowania, cech charakterystycznych dla współczesnej sztuki. Skąd to zamiłowanie do prostoty i emocjonalnego przekazu? Po jaką sztukę sięga Pani sama najchętniej, czego od niej oczekuje?
Nie lubię skomplikowanych tekstów, definicji. To banalne, ale dla mnie piękno tkwi w prostocie. Wspominam moją babcię. Jej młodość przypadła na czas wojny, kiedy była malutka zmarła jej mama, tata był na froncie, ukończyła zaledwie kilka klas. Była to jednak najmądrzejsza osoba jaką w życiu poznałam. Dysponowała też najpiękniejszym wachlarzem emocji. Cenię ludzi, którzy mają w sobie pewnego rodzaju prostotę i cenię też taką twórczość. Zawsze oczekiwałam od sztuki wzruszeń, dlatego też sama pragnę ich ludziom dostarczyć. Żyjemy w dziwnych czasach. Wszyscy pędzą, lecz sami nie wiedzą do końca dokąd. W wolnej chwili pragną rozrywki. Rozumiem to. Ale to jest tylko połowa. Na tym świecie są łzy, a my za wszelką cenę chcemy o tym zapomnieć. Znów nawiążę do babci – ona dużo płakała. Nie nad sobą. Płakała, gdy machała na pożegnanie, gdy komuś działa się krzywda, gdy tęskniła za kimś kogo bardzo kocha. I to były takie czyste łzy. Nie bójmy się ich. Kobiety – nie wstydźcie się swoich słabości, nie musicie być twardzielkami, czasami pozwólcie sobie na odrobinę delikatności, kobiecości.
Jak rodzina reaguje na Pani sukcesy, musi Panią bardzo mocno wspierać. Jest Pani przecież jeszcze bardzo młoda…
Rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Choćby w moim życiu przytrafiły się najpiękniejsze momenty nie potrafię się nimi cieszyć, jeśli nie mogę jej o tym powiedzieć, jeśli nie ma między nami zgody. Wychowałam się w rodzinie wielopokoleniowej, na wsi. Najpierw mieszkała z nami prababcia, potem babcia, które dały mi najpiękniejszy prezent, pokazały jak wygląda prawdziwa miłość. Nie ma ich już wśród żywych, a ja często odczuwam wielki smutek, że takich miłości jest wokół nas coraz mniej. W związku z tym przemijanie było motywem, który chciałam zgłębiać.
Ludzie dzisiaj nie za bardzo lubią się uzewnętrzniać, mówić otwarcie o swoich problemach i uczuciach. Jak słuchacze reagują na Pani twórczość? Potrafią „otworzyć” się na taką dawkę emocji?
Zdarzało się, że po występie ktoś do mnie podszedł i powiedział, że „płakał podczas piosenki…”, ale o dziwo te osoby już nie były smutne, miały uśmiech na twarzy, to wzruszenie je oczyściło. Dziękowały. Wierzę, że mój repertuar jest okazją do refleksji. Refleksji nad życiem, miłością, przyjaźnią, więzami, przemijaniem, nad sobą. Ufam, że dociera do zapomnianych zakamarków duszy. Wierzę, że obudzi w ludziach wrażliwość, że przypomną sobie, że nie są z kamienia i że nie muszą być.
Jaki Pani zdaniem jest współczesny odbiorca muzyki? Czego mu brakuje?
Nie chciałabym kategoryzować, każdy człowiek jest inny. Chcę wierzyć, że pod twardymi skorupami, które ukształtowało życie kryją się wrażliwe serca. Te serca radzą sobie ze światem na bardzo różne sposoby. Jedne uciekają od swojej wrażliwości w muzykę zupełnie zwyczajną, która nie porusza zmysłów i pozwala im zachować nad sobą kontrolę, inne próbują uwolnić się od emocji tkliwymi, delikatnymi dźwiękami, a kolejne mogą to uzyskać tylko poprzez mocne, rockowe brzmienia. Jest ich jeszcze więcej, podobnie jak gatunków muzycznych. Osobiście jestem przeciwna uciekaniu od samego siebie.