Opisując postać marszałka, Czechowicz wraca do znanego z poprzedniego wiersza motywu śmierci, przywołanego w słowach: „nie deszcz kwiecia czeremchy siny mundur oblepił / krzyżów orderów gwiazd na piersiach jezioro więc srebrno”. Kolor siny i srebrny to u lubelskiego poety niemal zawsze barwy kojarzone z umieraniem. Poza tym według bliskiej autorowi Piłsudskiego tradycji ludowej symbolem śmierci była również czeremcha – wierzono, że jeśli krzew ten wyrośnie na czyimś grobie, spoczywający w nim człowiek potrzebuje modlitwy i pamięci innych. Owej siności i srebru śmierci przeciwstawione zostaje „serce”, którym zagrano „na mapach jak czerwoną kartą” i które stukało, dopóki mu nie otwarto. We fragmencie tym pojawia się jednocześnie nawiązanie do ewangelicznego zapewnienia Jezusa „stukajcie, a będzie wam otworzone”, jak i aluzja do „kołatania” „do waszych serc, do waszych kies” z Pierwszej Brygady.
W dwóch ostatnich częściach wiersza autor Kamienia ponownie przywołuje wydarzenia z 1918 roku („działa bagnety nike to było 10 lat / przygasły wybuchy śmierć ogniste smugi grzywy”), konfrontując je z pokojowym rozwojem:
westchnieniem maszyn w tęgim znoju
oddychają za miastem niwy
domy ceglane chaty łakną chleba pokoju
Gwarantem i filarem postępu jest „belweder (…) dom stary biały jak księżyc”:
dwoje w nim oczu a tyle światła
patrz nocą na tym domu widać jak ziemia cięży
tam dźwiga ją na barach atlas
O ile mitologiczny Atlas podtrzymywał niebo, o tyle u Czechowicza mieszkaniec Belwederu dźwiga na barkach ziemię. Obraz ten nie tylko stanowi przykład heroizowania postaci Piłsudskiego, ale może być także świadectwem charakterystycznego dla ówczesnej twórczości autora Poematu o mieście Lublinie (chodzi o przełom lat 20. i 30.) odrzucania porządku nadprzyrodzonego. Ponadto pobrzmiewa tu nuta filozofii Fryderyka Nietzschego, którego młody Czechowicz bardzo chętnie czytywał. W tym właśnie czasie powstał wiersz legenda, w którym lubelski poeta deklarował:
wzdychają miłością piersi
nie doczekasz się niebo przemian
niech się wiersz łamie jak pierścień
przybywaj ziemio
ziemia skała glina
a ja to mięśnie i kościec
kończy się co się zaczyna
nie może być jaśniej i prościej
W tym samym tomie dzień jak co dzień z 1930 roku znaleźć można wiersz do tereski z lisieux, w którym do przywołanej w tytule świętej poeta zwracał się z ironią i goryczą:
odejdź teresko
na swoją wysoką steczkę
niech tam na niebie będzie święto niebiesko
pozostanę niedoli dzieckiem
nie anioł ale ziemic
nie chcę błogosławić
z wieków i chwil wydzieram krzyk
Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę, że na wizerunek marszałka przedstawiony w utworze z 1928 roku mogły wpłynąć poglądy redakcji czasopisma, na zamówienie którego tekst ten powstał, czyli wspomnianego miesięcznika „Droga”, wydawanego przez Wilama Horzycę. W cytowanym już liście do Kazimierza Miernowskiego z grudnia 1928 roku Czechowicz wspominał, że pokazał swój wiersz o Piłsudskim i „miał satysfakcję widzieć, jak pewien stary piłsudczyk płakał czytając rękopis”[18]. Tadeusz Kłak przypuszcza, że płakać mógł właśnie Horzyca. Kto wie, czy redaktor „Drogi” nie znalazł w tym utworze dokładnego odbicia swoich własnych przekonań, które opisał w książce Dzieje Konrada, nawiązując do Karmazynowego poematu Jana Lechonia: „Cień, który nawiedzał poetę, opowiadał mu wiele o tych chwilach, gdy się było naczelnym wodzem bez armii, pierwszym generałem i ostatnim żołnierzem w jednej i tej samej osobie, gdy przechodziło się pod jarzmem jednego upokorzenia, by zaraz zostać rozpiętym na drugim, jak na krzyżu. A jednak zawsze, na dnie najokrutniejszej nędzy narodowej, czuło to serce, gotowe wszystkie przysięgi spełniać i wszystkie łamać, że przez nie płynie wielki i żywy strumień dziejów, że tu, nie gdzie indziej, odbywa się historia. I w tym ogniu świadomości i odpowiedzialności za dzieje jest wielkość Piłsudskiego. (…) Bo Piłsudski to nie fakt fizyczny: to idea, to możliwość każdego Polaka, ale tylko możliwość. Lecz on sam przestał być swą własną możliwością; on jest swym urzeczywistnieniem, tym zawsze był, odkąd poczuł się twórcą, a nie nędznym widzem dziejów, i dlatego przerósł w Polsce wszystko. I takim właśnie pełnym człowiekiem, który wbrew losom dokonał siebie i dlatego jest sprawcą dziejów, takim widział go w snach swoich Lechoń. Któż to z nim szarym równać się może w tej przyziemnej Polsce?”[19].
Wydaje się, że taki przykład „pełnego człowieka”, będącego wzorem, jak walczyć z wszelkimi ograniczeniami, Piłsudski mógł stanowić również dla Józefa Czechowicza – literata, nauczyciela i dziennikarza, który nigdy do końca nie zapomniał, że był synem pary folwarcznych robotników z Garbowa, urodzonym w ciemnej suterenie przy ulicy Kapucyńskiej w Lublinie.