Jerzy Błeszyński pojawił się po raz pierwszy w domu Jarosława Iwaszkiewicza na Stawisku w bardzo prozaicznej roli – przyszedł wraz z kolegą poprosić pisarza o odczyt w pobliskim Brwinowie. Pracował tam w fabryce Kafar. W pierwszym roku znajomości widywali się rzadko. Dopiero spotkanie w maju 1955 roku rozpoczyna związek, który tak dramatycznie odcisnął się na życiu obydwu mężczyzn. Został on utrwalony w pełnych ekspresji i miłosnego uniesienia listach pisarza słanych do młodego przyjaciela. Po ponad pięćdziesięciu latach ten intymny zapis ujrzał światło dzienne.
Po jego lekturze sięgnęłam ponownie do opowiadań pisarza. W wielu z nich istotnym, egzystencjalnym przeżyciem bohaterów jest doświadczenie śmierci bliskiej osoby. Tak jest w Pannach z Wilka (1932) i wydanej w tym samym roku Brzezinie. Tatarak (1958) i Kochankowie z Marony (1960), nawiązujące wyraźnie do fascynacji Błeszyńskim odnoszą się dodatkowo do motywu Erosa i Thanatosa. Miłość i śmierć dramatycznie się w nich splatają.
W Tataraku historia starzejącego się pisarza i młodego mężczyzny znajduje swoje literackie przetworzenie w nieśmiałej, erotycznej fascynacji dojrzałej kobiety i wiejskiego chłopca. I tu pojawia się cień nieuleczalnej choroby, lecz to Boguś ubiega bohaterkę, tonąc w wiejskim stawie.
Najwyraźniej do miłosnego związku Iwaszkiewicza z Błeszyńskim nawiązują Kochankowie z Marony. Jest tam pogmatwana więź między Olą, nauczycielką w wiejskiej szkółce, chorym na gruźlicę Jankiem i jego przyjacielem Arkiem. Pisarz wymieszał cechy postaci autentycznych i fikcyjnych, pozmieniał ich role, pozostało jednak to, co najważniejsze: obraz bolesnego uczucia zrodzonego w cieniu śmierci i desperacka nadzieja, że zwycięży życie.
W opowiadaniach inspirowanych losem Jerzego pojawia się motyw, który jest obecny już we wcześniejszych utworach pisarza. Za każdym razem jest to niejako asystowanie śmierci. Doświadcza tego bohater Wzlotu, będąc mimowolnym świadkiem egzekucji trzech żydowskich kobiet, Marta w Tataraku obserwując ostatnie chwile Bogusia na głębinie, a potem jego tężejące na trawie ciało i wreszcie Ola, gdy przez chwilę dostrzega z sąsiedniego pokoju umierającego Janka.
*
Wydawca w obszernym wstępie pisze o okolicznościach poznania obydwu mężczyzn, przedstawia osoby dramatu i uznaje stosunek pisarza do młodszego o prawie czterdzieści lat Jerzego jako uczucie miłości, a listy jako ich poruszający zapis. I rzeczywiście ich lektura porusza. Fascynacja młodym, ciężko chorym chłopakiem, jego wyjątkową urodą stopniowo wypełnia prawie całe życie Iwaszkiewicza. Wydaje się, że jego obowiązki w redakcji, udział w posiedzeniach sejmu, służbowe wyjazdy, nawet praca twórcza są tylko tłem dla tego skomplikowanego układu. Równocześnie jednak z listów mało dowiadujemy się o adresacie. Głównym bohaterem jest raczej ich autor, a tematem stan duchowego napięcia, w jakim przebywał. Analizuje swoje uczucia, świadomy nieracjonalności swego postępowania. Często się żali i skarży na milczenie lub oschłość Jerzego. Jednak wciąż zabiega o jego względy, podkreśla swoje od niego uzależnienie, przywołuje go w listach czułymi słowami, wciąż szuka okazji do spotkania. Ze stanu euforii po wspólnej krótkiej podróży przechodzi w stan zwątpienia, gdy uświadamia sobie beznadziejność swego położenia. Egotyczna natura pisarza powoduje, że momentami można ulec wrażeniu, że to on jest w tej historii najważniejszy:
„(…) stanąłem tak w ciepłej, ciemnej ciszy przed domem, noc mnie ogarnęła i samotność. Mówiłem do siebie: po co ci to wszystko, stary? Na co ta męka te smutki, rozpacz i rozczarowania – te ubogie, niepełne radości? Porzuć to wszystko, do cholery, przejdź się samotnie po lesie – to najważniejsze – noc, drzewa ptaki (…) – daj sobie spokój (…)”
Staje się to szczególnie bolesne, gdy wkracza kobieta, w której Jerzy zakochuje się. Iwaszkiewicz tłumaczy sobie wtedy:
„(…) on będzie dzisiaj szczęśliwy, radosny on ciebie nie potrzebuje (…)
Wszystko co masz od niego to ochłapy z pańskiego stołu – i za to powinieneś go całować w nogi, bo dobrze, że ciebie spostrzega, jest młody, piękny, wesoły, normalny – jeżeli uśmiecha się do Ciebie, to już powinno być Twoim największym szczęściem”. ( list 127)
W miarę lektury potwierdza się wrażenie, że w istocie Iwaszkiewicz zajmuje się właściwie przede wszystkim sobą, opisem swych stanów emocjonalnych: tęsknoty, smutku, rozpaczy i zazdrości. Stworzył Jerzego, wykreował go dla siebie i wymaga od niego, by wypełniał wszystkie chwile jego życia.
„(…) takie życie to nie jest życie, ja nie mogę bez Twego głosu, Twoich telefonów, Twoich przygód, Twojego spojrzenia nawet bez Twojej cichej, ale chwilami bardzo wymownej złości” (list 95)
Czasami przychodzi opamiętanie. Iwaszkiewicz zdaje sobie sprawę z przewagi jaką ma nad swym przyjacielem. Ma rodzinę, dorosłe córki, oddaną żonę, której przywiązanie docenia, jest uznanym pisarzem, podróżuje, no i przede wszystkim jest zdrowy.
„(…) jakże ja mogę Ciebie obwiniać za to, że szukasz dla siebie miłości, której potrzebujesz.(…) Jakże ja mogę wymagać od Ciebie tak okrutnie potraktowanego przez los i życie abyś był inny niż wszyscy młodzi ludzie (…)” (list 157)
Nie wyciąga jednak z tego rozpoznania żadnych wniosków dla siebie i dramat trwa nadal. Jerzy opuścił żonę Halinę i dwójkę małych dzieci. Nie zrezygnował jednak z przygodnych znajomości z kobietami. Gruźlica pogłębia się, decyduje się ponownie poddać sanatoryjnemu leczeniu, a równocześnie nie stroni od alkoholu, lekceważąc reguły obowiązujące pacjentów. Iwaszkiewicz nie dotyka prawie w listach tematu choroby przyjaciela. Być może uwzględniając jego niechęć do poruszania tego problemu. Pojawiają się za to konkretne dowody pomocy, gdy zdobywa na Zachodzie – za pośrednictwem Konstantego Jeleńskiego – nowe lekarstwo.
Trzeba także przyznać, że ciepło pisze o dzieciach Jerzego, wspomaga finansowo ich matkę, niepokoi się o ich los.
Równocześnie wyprowadzony kluczeniem i niesłownością Jerzego, który starał się ukryć swoje romanse, Iwaszkiewicz grozi milczeniem. Po czym jeszcze tego samego dnia pisze kolejny list…
„(…) ja już nie mogę pozwolić sobie na luksus takich stosunków, które przyprawiają mnie o takie niepokoje i taką dezorganizację życia mojego i mojej rodziny – ale nawet na dezorganizacje pracy, która jest podstawą mojego bytu – i na razie Twojego”. (list 128)
Można by to skomentować, że przecież to nie Błeszyński zabiegał o względy pisarza i nie on oświadczał się i dawał wyraz swej trudnej do opanowania namiętności. To sam Iwaszkiewicz dezorganizował sobie życie na własne życzenie, ulegając fascynacji, przeradzającej się prawie w obsesję. Pisał codziennie. Czasem, nie doczekawszy się telefonu lub telegramu, dwukrotnie w ciągu dnia przypominał o swoim namiętnym przywiązaniu. Mało jest listów wykraczających poza horyzont uczuć Iwaszkiewicza. Wyjątek stanowi list z 16 maja 1958 roku, w którym pisarz stara się przełamać pesymistyczny ogląd świata załamanego i ulegającego samobójczym myślom młodego przyjaciela.
Mężczyzn dzieliła duża różnica wieku. Gdy poznali się w styczniu 1953 roku, pisarz miał sześćdziesiąt lat, Błeszyński dwadzieścia jeden. Stąd w stosunku Iwaszkiewicza do Jerzego dużo ojcowskiego wręcz rozczulenia i przywiązania. „Przydziela” mu rolę syna, którego utracił (wyobraził sobie, że jego trzecim, nie narodzonym z powodu choroby żony dzieckiem byłby chłopiec). Chce go na nowo ukształtować. Nie tylko „ubiera go”, kupując dobre ubrania, krawaty, kapelusze, obdarzając zagranicznymi prezentami. Wynajmuje mieszkanie w Warszawie. Próbuje również nakłonić do czytania książek, chce wypełnić luki w jego humanistycznym wykształceniu. Delikatnie wytyka mu błędy gramatyczne i ortograficzne, które pojawiają się w listach.
Bohaterów tej korespondencji dzieliło także życiowe doświadczenie. Trauma dzieciństwa i młodości, które przypadły na czas wojny, właściwie wykoleiła Jerzego. Nie był zdolny zapanować nad swym życiem. Uroda, którą tak zachwyca się pisarz, wcale nie ułatwiła mu życia, lecz w pewnym stopniu przyczyniła się do jego kłopotów. Ciężka choroba jeszcze bardziej skomplikowała to młode życie. Iwaszkiewicza urzekł prawdopodobnie ten splot osobistego uroku młodego chłopaka z jego burzliwym doświadczeniem, które czyniło go dla pisarza niepochwytnym. Nie poddawał się jego wpływom, pozostawał sobą. Wydawało by się, że to w końcu Iwaszkiewicz się poddał się woli Jerzego, a najlepiej ilustruje to użyty przez niego zwrot: „wszystko jak chcesz”.
Czy rzeczywiście? Nawet będąc uwikłany w ten namiętny związek, nie pozbawiony doznań erotycznych, Iwaszkiewicz nie przestaje być pisarzem.
W dramacie który się rozgrywa pełni podwójną rolę: jest jednym z bohaterów i zarazem jego twórcą. Częściowo ma tego świadomość, gdy literackim temperamentem usprawiedliwia swą egzaltację lub zbytnią ekspresję (pełne żalu oskarżenia o nielojalność przeplatają się z najczulszymi słowami miłości i oddania). To właśnie z pisarskiej pasji notowania, przymusu nadania uczuciom słownego kształtu zrodził się ten obfity epistolarny zbiór, liczący ponad dwieście listów (nie licząc tych pisanych już po śmierci Błeszyńskiego).
Jest on sam w sobie dziełem literackim i chyba tak należy je czytać. Ustalenie prawdy, które było tak ważne dla Iwaszkiewicza, schodzi na dalszy plan. Pozostaje historia obsesyjnej namiętności, którą znamy tylko z jednej strony. Jak jawiła się ona Jerzemu, na ile pisarz był dla niego rzeczywiście postacią ważną, znaczącą, tego się nie dowiemy, poznajemy go tylko oczami Iwaszkiewicza – przedstawiającego swoją wersję dramatu.
Potrafi on go zresztą wykorzystać literacko. Poza wspomnianymi już opowiadaniami powstaje Wzlot. To wynurzenia młodego człowieka przypadkowo spotkanego przez narratora w podwarszawskiej knajpie. Oparte są na autentycznych przeżyciach Jerzego Błeszyńskiego, z których zwierzył się Iwaszkiewiczowi. Pisarz zgrabnie wplótł je w chaotyczne, urywane wspomnienia snute przez bohatera przy wódce. To skondensowany obraz dzieciństwa oraz młodości znieprawionej i okaleczonej przez wojnę. Dominuje w niej strach i wczesne doświadczenie śmierci. Szmugiel, wyprawy „po towar”, brak rodzicielskiego domu, ale także denuncjacja bliskiego przyjaciela, zabójstwo, już po wojnie dwukrotna odsiadka – to w przybliżeniu bagaż życiowy Jerzego.
Opowiadanie spotyka się z uznaniem krytyki, jego edycję zapowiada niemiecki wydawca, z czego Iwaszkiewicz wydaje się być bardzo dumny, donosząc o tym Jerzemu. Pisze też osnutą na ich znajomości komedię (!) pt. Wesele Pana Balzaka. Na jej sceniczną premierą autor czeka z niecierpliwością, roztaczając przed przyjacielem perspektywę niezłych tantiem.
**
Listy pośmiertne w tonie i treści nie różnią się właściwie od pisanych za życia Jerzego. Być może bardziej przypominają konstrukcją literacką, zważywszy, że adresata nie ma już wśród żywych. Iwaszkiewicz nie przestaje w nich dociekać faktów, zestawia dni i godziny, konfrontuje wersje Jerzego z tym, czego dowiedział się od jego kochanek. Uświadamia sobie, że był oszukiwany co sprawia, że najpiękniejsze i najdroższe dla niego chwile spędzone razem z młodzieńcem tracą bezpowrotnie swoją wartość i czar, ale nie może się ich wyrzec. Do końca łudzi się, że był kochany. Nawet po śmierci łaknie jego obecności, wręcz domaga się jej:
„(…) chciałbym mieć Ciebie chociażby „przez ścianę” jak na Szucha i wiedzieć, że to Ty sam kaszlesz i męczysz się, Ty, „mój Jurek” – obojętne, że mnie okłamujący – ale który „jest ze mną”, jak często mówiłeś i pisałeś w ostatnich dniach, któremu jestem potrzebny i który mnie jest potrzebny, jak powietrze, jak blask słońca…” (list 241)
***
Wydawca starał się przybliżyć kontekst, w którym powstawały listy. Można więc znaleźć katalog postaci i miejsc związanych z przedstawionymi w korespondencji wydarzeniami, kalendarium znajomości. Te wiedzę uzupełniają przypisy. W tomie nie znajdziemy listów Jerzego Błeszyńskiego, gdyż, jak pisze wydawca, nie udało się ich odnaleźć, nie wiadomo nawet czy jeszcze istnieją.