W niewoli mitu
Popkultura, korzystając z kultury wysokiej, zawłaszcza motywy, wątki i bohaterów. Odtwarza, przysposabia, przybliża. Upraszcza to, co zawiłe i niejednoznaczne. Spłycając i ślizgając się po powierzchni zjawisk, które chce oswoić oddala się od ich istoty. Powstają „produkty” lekkostrawne, przeznaczone dla masowego odbiorcy. Nonszalancko traktując fakty uwzględnia je o tyle, o ile potrzebne są one do snutej opowieści. W końcu tak ściśle spaja je z interpretacją, że trudno jest je od siebie oddzielić. Powstaje mit – rodzaj skostniałej opowieści. Nie podlega żadnym zmianom, nie poddaje się czasowi. Interpretacja wydarzeń, od której wziął początek, zamienia się w niepodważalną prawdę, staje się modelowa, funkcjonuje poza czasem. Nic nie jest jej stanie naruszyć.
Z wielkiego mitu, jakim obrosło „istnienie poszczególne” Witkacego masowa wyobraźnia wybrała jako nośny temat – jego niezwykłe życie, zwłaszcza romanse i przygody z kobietami. Najnowszym wyrazem tej fascynacji jest książka Małgorzaty Czyńskiej Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem. Temat kobiet jako żon, kochanek, towarzyszek życia sławnych ludzi XX wieku od kilku lat jest mocno eksploatowany, zwłaszcza, że istnieje bogata literatura wspomnieniowa i epistolografia. W przypadku Witkacego to Pamiętniki Ireny Solskiej, Wyznania gorszycielki Ireny Krzywickiej, Dzienniki i wspomnienia Anny Iwaszkiewicz, książka Barbary Winklowej o Zofii i Tadeuszu Żeleńskich, Kobiety Kossaków Joanny Jurgały-Jureczki. Informacji o epoce dostarczają także wspomnienia Witolda Gombrowicza, Jarosława Iwaszkiewicza, Rafała Malczewskiego. Najcenniejszym jednak źródłem wiedzy o Witkacym i jego świecie są listy, a wśród nich ponad tysiąc dwieście jego listów do żony Jadwigi z Unrugów Witkiewiczowej. Są one bowiem jedynym w swoi rodzaju zapisem jego stanów psychicznych. Przemawia w nich z miłością, ale potrafi także pisać w paroksyzmie zazdrości, prosi o zgodę na ślub nie kryjąc jednocześnie, że jest nieprzewidywalny, wiecznie bez pieniędzy, nie chce dzieci. Przyznaje się do romansów i przygód zaznaczając, że musi mieć swą przestrzeń wolności, że nie potrafi iść na smyczy. Lektura kilku tomów tych listów to wgląd w psychikę jednego z najbardziej frapujących i niejednoznacznych twórców XX wieku. Wiedzę o artyście uzupełnia bogata epistolografia z epoki, do której również odwołuje się autorka Metafizycznego haremu.
Centrum rekonstruowanych zdarzeń czyni Czyńska właśnie postać żony, Jadwigi. Od niej ta opowieść się zaczyna, jej wspomnieniami przeplatane są relacje o pozostałych „bohaterkach” i na jej czułych myślach o „Stasiu” się kończy.
Wyrazem jego fascynacji kobietą była przemożna chęć jej sportretowania. I tak najczęściej zaczynała się znajomość. W książce pojawiają się – poza żoną i ostatnią przyjaciółką, Czesławą Oknińską-Korzeniowską – sylwetki ośmiu pań. To Eugenia Wyszomirska (Hanka), żona jubilera z Częstochowy poznana na warszawskiej ulicy, hrabianka Ewa Tyszkiewiczówna, młodzieńcza miłość, Irena Solska (toksyczny związek z uwodzicielką), Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Helena Czerwijowska (serdeczna więź duchowa), narzeczona Jadwiga Janczewska, Janina Turowska, Maria Zarotyńska, młoda dziewczyna „uprowadzona” z zakopiańskiego zakładu fryzjerskiego.
Mimo, że autorka nie szczędzi nam informacji o witkacowskich kobietach, a zwłaszcza o ich dalszym losie, szybko jasnym się staje, że głównym bohaterem książki pozostaje jednak On. Historie, które się przed nami przesuwają, układają się w psychologiczny portret Stanisława Ignacego Witkiewicza. Portret znany już i opisany. Egotyzm, poczucie własnej wartości i godności szły w parze z samotnością; wrażliwość, czułość potrzeba ciepła i bliskości była ukrywana pod maską ironisty, szydercy. W liście do Heleny Czerwijowskiej wyznaje:
(…) Pani kochała mnie bez zastrzeżeń człowieka pełnego perwersji i zastawek, zasłaniających rzeczy prawdziwie wielkie[7].
We wspomnianym reportażu sprzed lat Joanna Siedlecka przy okazji dziennikarskiego „śledztwa” przedstawiła także kawałek niełatwego życia w PRL ludzi z tamtej, witkacowskiej epoki. Zdążyła jeszcze dotrzeć do tych, którzy znali go osobiście, pamiętali. Portret, który powstawał na pewno nie był obiektywny, nie mógł być w pełni prawdziwy. Czerpali ze swej pamięci, sięgali do zdarzeń sprzed dziesięcioleci, przefiltrowywali go przez swoje sympatie, urazy i uprzedzenia. Mimo woli tworzyli zręby mitu, od którego się już Witkacy nie uwolni. Utrwala go także książka Czyńskiej.
Autorka bogato cytuje Witkacego z trzy tomowej edycji Listów do żony, opiera się na wspomnieniach Jadwigi Witkiewiczowej spisanych po wojnie i na wielu innych opracowaniach, jak choćby Wędrówki bez powrotu Anny Micińskiej. Równie chętnie i często przywołuje świadectwa osób utrwalone przez Joannę Siedlecką we wspominanym już reportażu. Nie wychodzi już jednak poza pewien ustalony schemat. Schemat – czujemy to – za ciasny dla Witkacego i jak każdy schemat upraszczający. Jakby na potwierdzenie tego wydawca umieścił na okładce książki utrzymaną w typowo marketingowym stylu notkę zachęcającą do lektury.
Wyłania się z niej bohater książki – ale to nie Witkacy, lecz dandys uwodzący „z błyskiem w oku”. Nie mający nic wspólnego z niepowtarzalną osobowością Stanisława Ignacego, artysty wyprzedzającego swych współczesnych bolesną świadomością mających nadejść nieuchronnych i tragicznych zmian.
***
W okresie poprzedzającym wyjazd ojca, Stanisława Witkiewicza do Lovrany i w czasie jego tam pobytu syn był z nim w konflikcie, starał się nie poddawać osobowości ojca, wywalczyć dla siebie wolną przestrzeń. Jednak dwukrotnie odwiedzał go we Włoszech, korespondowali. W jednym z listów ojciec napisał:
Stój ciągle na wirchu, z którego widać najdalsze horyzonty i szykuj skrzydła myśli i czynu do lotu poza nie. Da ci to wielką miarę do poznawania ludzi i oceniania wartości ich czynów[8].
Przekonany o nieprzeciętnych zdolnościach syna namawiał do nadludzkiej wprost aktywności i doskonałości, nawet gdyby przyszło za nią płacić wysoką cenę:
Bierz raczej męczeństwo niż roztapianie się w płaskim łatwym życiu ludzi oddanych na pastwę odruchów instynktownych[9].
P.S.
Osobą, która wspominała pogrzeb Witkacego na wiejskim cmentarzu na Polesiu we wrześniu 1939 roku był Włodzimierz Ziemlański, syn Walentego Ziemlańskiego, właściciela majątku w Jeziorach.
Ulica, przy której znajdował się w Zakopanem zakład fryzjerski Adolfa Pinno nosiła przed wojną nazwę Przecznica. Imieniem Stanisława Witkiewicza została opatrzona dopiero po wojnie.
1 comment
Słyszałem wiele na temat mitu Witkacego (wobec którego sam zainteresowany odnosi się we wstępie do
“Narkotyków”) i niestety obawy co do książki pani Czyńskiej zostały potwierdzone.
Świetny artykuł, pozdrawiam. :)
Comments are closed.