W ramach pierwszej edycji Festiwalu Tradycji Literackich Rozdział I. Mickiewicz / Różewicz w Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu odbyły się międzypokoleniowe warsztaty fotograficzne, specjalnie przygotowane i poprowadzone przez Martę Przybyło-Ibadullajev i Zuzannę Zasacką z Fundacji Archeologia Fotografii. Tematem zajęć była fotografia pamięci oraz działania związane z prowadzeniem domowego archiwum. Był to jednocześnie doskonały punkt wyjścia do niniejszej rozmowy.
Maria Marszałek: Czym jest „archeologia fotografii”? Foucault nazywał „archeologią wiedzy” metodę historiograficzną mającą zdać sprawę z warunków możliwości zaistnienia konkretnej wiedzy w danym czasie. W konsekwencji wymierzoną w uniwersalność poglądów na wydarzenia z przeszłości. Czy archeologia fotografii to analogiczna metoda do badania obrazów fotograficznych, albo do badania historii za pomocą badania fotografii? Kim jest archeolog fotografii?
Marta Przybyło-Ibadullajev, Zuzanna Zasacka: W rozumieniu „archeologii fotografii” bliskie jest nam podejście Jerzego Lewczyńskiego (1924–2014), wybitnego fotografa, artysty, kolekcjonera – pasjonata. Poniższy cytat z Lewczyńskiego był swoistym mottem towarzyszącym fundacji od początku: „Archeologią fotografii nazywam działanie, którego celem jest odkrywanie, badanie i komentowanie zdarzeń, faktów, sytuacji dziejących się dawniej, w tzw. przeszłości fotograficznej”. Lewczyński w swojej twórczości i strategii artystycznej przywracał wartość i znaczenie fotografii znalezionej, amatorskiej, czy pozornie pozbawionej wartości artystycznej. Fundacja zajmuje się nie tylko porządkowaniem archiwów po czołowych polskich fotografach, ale też innym spojrzeniem na dorobek tych artystów, odczytywaniem ich twórczości według nowych kluczy, czy prezentowaniem jej w relacjach z twórczością innych artystów. Czasami zmierza to w kierunku zainteresowania marginalnymi zjawiskami, czy wcześniej pomijanymi tematami w dorobku utytułowanych artystów, czasem w kierunku odkrywania nowych autorów i wpisywania na powrót ich twórczości do historii sztuki. W tym kontekście strategia „archeologii fotografii” prowadzi do „uwalniania” mikrohistorii, które wpływają na nasze rozumienie ważnych zjawisk historycznych czy artystycznych.
Archeolog fotografii to uważny obserwator, który patrzy na to, co jest na zdjęciu: nie tylko to, co w „centrum”, ale też na „obrzeżach” – szczegóły tła, ubioru, architektury, bada pozornie nieistotne elementy. Zadaje dużo pytań, które często pozostają bez odpowiedzi, ale otwierają też czasem nowe pola interpretacji. Dla archeologa fotografii ważna jest także materialność odbitki (czy negatywu), ślady jej użytkowania, zapisy na rewersach, wysrebrzenia, to wszystko, co pomoże odtworzyć kontekst powstania zdjęcia, ale też losy samego obiektu i jego historię. Usiłuje zrekonstruować opowieść z fragmentów – bada i zestawia ze sobą odbitki, negatywy, stykówki, opisy na dokumentach.
Czym jest archiwum (nie tylko fotograficzne), jak to rozumiecie? Znowu według Foucaulta: każda epoka historyczna ma swoje archiwum wiedzy – zbiór teorii, poglądów, norm oraz reguł ich wytwarzania (takich jak prawo, gramatyka). Jak to odnieść do archiwum rodzinnego? Jakiego rodzaju logiką się ono rządzi? Na pierwszy rzut oka zwyczajną (zdjęcia z wakacji, komunie, śluby, pogrzeby), ale też miejscami pokrętną i ciemną (rodzinne tajemnice, zdjęcia „przypadkowe”). Jak pracować na takim materiale?
Większość archiwów rodzinnych, z którymi mamy do czynienia, w przeciwieństwie do archiwów profesjonalnych, bazuje na odbitkach, są to często też zdjęcia ułożone w albumach. Dużo rzadziej stykamy się z negatywami (częściej już chociażby z popularnymi w latach 80. slajdami). Praca na takim zespole wychodzi od analizy odbitki. Ważne są też notatki na rewersach, awersach. Opracowując swój zbiór rodzinny, warto sięgnąć do dokumentów, ale przede wszystkim do opowieści osób starszych. Zazwyczaj namawiamy właścicieli takich zbiorów do opisywania odbitek na odwrocie miękkim ołówkiem, żeby informacje, do których dotrą, nie „uciekły” i mogły zostać przekazane dalej. W archiwach domowych nacisk kładziony jest na dokumentowanie ważnych momentów w życiu rodziny. W starszych zbiorach znajdujemy przede wszystkim fotografie portretowe, dużo rzadziej inne tematy fotograficzne. Bardzo często więc przy analizie takich zdjęć przydaje się wiedza np. z zakresu historii ubioru. Autorami fotografii z archiwów domowych są przeważnie różni autorzy – zarówno fotografowie zawodowi, jak i amatorzy – członkowie rodziny. Materiał jest więc często zróżnicowany pod względem jakościowym, technicznym, co zresztą przekłada się też na różny stan zachowania poszczególnych odbitek. To, co łączy ten zbiór, to przeważnie osoby bohaterów.
W archiwach rodzinnych, skromniejszych pod względem ilościowym od archiwów zawodowych fotografów, jest często za to szerszy przedział czasowy, bo zbiory te są gromadzone od pokoleń i przekazywane kolejnym członkom rodziny. Warto też dodać, że zdjęcia rodzinne znajdują się często też w archiwach profesjonalnych fotografów, często stanowią ważną jego część, jak w przypadku np. archiwum Zofii Chomętowskiej czy Wojciecha Zamecznika. W pewnych sytuacjach podział na archiwum profesjonalne czy rodzinne nie jest aż taki czytelny.
Czy fotografia (zbiór fotografii) jest narracją?
Zbiór fotografii rodzinnej, skupionej na dokumentowaniu ważnych momentów z życia rodziny, czy jej konkretnych członków, z pewnością można odczytywać jako swego rodzaju narrację, w odniesieniu do konkretnego czasu życia jednostki, rodziny. W archiwach rodzinnych często spotykamy się z albumami, tworzonymi nierzadko na przestrzeni lat, które również są ciekawym przykładem narracji. Fotografie są w nich wybrane, ułożone w konkretny sposób, często obrazom towarzyszą podpisy. Warto też zwrócić uwagę, że oglądaniu tego rodzaju fotografii często towarzyszy opowieść o historii bliskich osób czy całych rodzin, nie tylko więc same są opowieścią ale też do niej prowokują.
Obszerne archiwa artystów, którymi fundacja się zajmuje, można tak interpretować, chociażby w kontekście rozwoju artystycznego konkretnego fotografa. Z drugiej strony zawierają one w sobie ogromną ilość innych narracji. Każdy 36-klatkowy czy 14-klatkowy negatyw (czy towarzysząca mu stykówka), na którym znalazł się zapis kilku tematów czy motywów, albo rozwój jednej sytuacji, można w ten sposób postrzegać. Taki negatyw jest zapisem obecności fotografa w konkretnych miejscach. Dla nas jako „archeologów fotografii” jest szczególnie ciekawe śledzenie takich narracji, odtwarzanie tych poszczególnych procesów. Oczywiście praca z archiwum, czy z archiwami po kilku autorach, dostępnych dla nas jednocześnie, stwarza możliwość budowania nowych narracji np. na wystawach czy w książkach – opartych na miejscach styku w twórczościach kilku artystów, czy wyłapywaniu wątków nie następujących po sobie, a przewijających się na różnych etapach twórczości danego fotografa.
Narracyjność jest w pewnym sensie immanentną cechą fotografii, od której zresztą wielu fotografów usiłowało uciec np. poprzez poszukiwania z zakresu fotografii nieprzedstawiającej, czy różne eksperymenty na granicy fotografii i innych sztuk plastycznych.
Prawie każdy ma obecnie fotograficzne archiwum w chmurze (najczęściej na którymś ze swoich profili). Czy takie archiwum może podlegać badaniu i systematyzacji podobnymi metodami jak archiwa tradycyjne? W przeciwieństwie do analogowego, cyfrowe archiwum jest w pewnym sensie niezniszczalne, obrazy mogą być bez trudu zwielokrotnianie, a jego posiadacz może łatwo stracić nad nim kontrolę. W ramach warsztatu Soplicowo. Archiwum dziadkowie i wnuki będą pracować nad zbiorami wydrukowanych zdjęć. Natomiast kiedy obecne wnuki będą w wieku swoich dziadków, to być może ludzie nie będą się już posługiwać papierowymi fotografiami. W jaki sposób technologia zmienia myślenie o archiwum i o fotografii?
W badaniu archiwów fotograficznych obecny jest już od jakiegoś czasu temat konieczności dokumentowania takich efemerycznych zjawisk jak fotografie i towarzyszące im teksty pojawiające się na Facebooku, Instagramie czy innych portalach społecznościowych. Nie ma wątpliwości co do tego, że jest to ważne źródło wiedzy na temat życia społecznego, artystycznego, kulturalnego, politycznego. We wrześniu 2017 odbyła się konferencja Museums and the digital picture flow w Landskronie, poświęcona między innymi temu zagadnieniu. Wiemy o grupie roboczej złożonej z przedstawicieli krajów Skandynawskich i Finlandii, która na swoim gruncie ma dokonać selekcji danych z portali społecznościowych i zająć się ich archiwizacją. W Stanach Zjednoczonych istnieje też kilka podobnych projektów. Powstają różne narzędzia, które jak Webrecorder, dają możliwość zarchiwizowania interaktywnej strony internetowej. Także w Polsce widać coraz większe zainteresowanie tym tematem (zagadnienie to zostało chociażby poruszone na niedawnym II Kongresie Archiwalnym zorganizowanym przez Ośrodek Karta, 9 września 2017).
Jesteśmy na pewno w momencie kształtowania się nowych rozwiązań, narzędzi i strategii, które pozwolą na badanie zasobów internetowych, na wielu poziomach analogiczne do badania zasobów tradycyjnego archiwum. Na pewno podstawowym problemem, który zawsze istnieje w kontekście archiwum, jest zasada selekcji i wyboru, która pociąga za sobą liczne kwestie natury politycznej, etycznej, artystycznej.
Cyfrowe archiwum, wbrew pozorom, nie jest niezniszczalne, wręcz przeciwnie, może całkowicie zniknąć, jeśli nie przestrzega się zasad bezpieczeństwa przechowywania. Nośniki ulegają awariom, płyty cd z początku XXI wieku, często są już nie do odczytania, nie wspominając już o popularnych kiedyś dyskietkach. Technologie się szybko zmieniają i wymagają dostosowywania narzędzi. Zmieniają się standardy zapisów plików, ich formaty mogą ulec zmianie i uniemożliwić odczytanie danych. Kwestie przechowywania zdjęć w chmurach, z wielu względów jest też problematyczne, na przykład dla instytucji, bo wiąże się z różnymi komplikacjami w zakresie praw autorskich. Dlatego w pierwszym rzędzie ważne jest, żeby zadbać o bezpieczeństwo danych na nośnikach – przechowywanych w kilku kopiach bezpieczeństwa. A jeśli nasze archiwum nie składa się z plików „born digital” – czyli takich, które powstały jako pliki cyfrowe, a są to skany z nośników tradycyjnych, nie zwalnia nas to z konieczności zadbania o materialne obiekty, które powinny być przechowywane w odpowiednich warunkach.
Zmiany w technologii wpływają w oczywisty sposób na myślenie o fotografii i archiwum. Fotografie są publikowane w sposób natychmiastowy, bezpośrednio z telefonu lub aparatu, który ma wbudowaną funkcję podłączenia do Internetu i mediów społecznościowych. Jeszcze nigdy publikowanie zdjęć nie było tak proste. Mamy do czynienia z dużo mniejszą selektywnością materiału, który podlega publikacji i gigantyczną nadprodukcja fotograficzną. Francuski badacz Clément Chéroux pisał, że to sztuka jest podzbiorem fotografii, a nie fotografia podzbiorem sztuki. To stwierdzenie robi się jeszcze bardziej aktualne w dzisiejszych czasach. To powoduje konieczność edukacji i wszystkich form działań, które poddają refleksji współczesne praktyki fotograficzne.
Trend digitalizacji i udostępnienia zbiorów (fotograficznych i nie tylko) jest chyba obecnie na czasie i kojarzy się dobrze – z jawnością, łatwością, umiędzynarodowieniem. Ale może ta strategia ma też jakąś gorszą stronę, na przykład przyzwyczaja użytkownika do traktowania reprodukcji na równi z oryginałem? W przypadku fotografii to skomplikowane, bo odbitek może być wiele. Czy kontakt z oryginałem jest w ogóle potrzebny?
Trudno mi wyobrazić sobie pracę nad zbiorem fotografii bez kontaktu z oryginałem. Fotografia analogowa jest obiektem materialnym, powstałym w wyniku działania procesów fizycznych i chemicznych. Obcując tylko ze skanem, pewnych rzeczy się o niej nie dowiemy. Nie poczujemy jej zapachu, który czasami podpowiada nam coś o technice wykonania, ani skali. Bardzo trudno poznać kolor, nawet mając odpowiednio skalibrowany monitor.
Kierując zbiór do digitalizacji, często musimy wyjść z jakiś założeń, z czegoś zrezygnować, żeby umożliwić prezentację zdjęć, używając jakiegoś konkretnego narzędzia. Np. decydujemy się pokazać skan pozytywowy z negatywu, którego nie zobaczymy więc w wersji oryginalnej. Czasami digitalizujemy tylko awersy zdjęć, i mimo wpisania adnotacji występującej na fotografii do opisu archiwalnego – nie jesteśmy w stanie zobaczyć charakteru pisma podpisującego odbitkę fotografa. Oglądając zdjęcia w naszej bazie on-line, na ekranie komputera, wszystkie fotografie zobaczymy w zbliżonym formacie, mimo opisów ciężko czasem wyobrazić sobie skalę danej odbitki. Nie wspominając o tym, że oglądając zdjęcia w Internecie skazani jesteśmy na wykorzystywanie komputera, monitora, karty graficznej, czy innego oprogramowania – które nigdy nie dadzą nam tej informacji o kolorze, jaką da nam kontakt z prawdziwym obiektem. Przy oryginale tej aparatury jest mniej – nasz system wzrokowy i oświetlenie).
Fotografia jest obiektem w ciągłym procesie, który ulega powolnej degradacji. Digitalizacja jednego konkretnego momentu w „życiu” odbitki, pozbawia nas możliwości śledzenia tych zmian. Nie jesteśmy też na pewno w stanie zdigitalizować wszystkiego i w tym procesie nigdy nie można zapominać o zabezpieczeniu oryginału.