Jestem przekonana, że Polska to nie jest kraj Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Schetyny, to nie jest kraj ojca Rydzyka i Włodzimierza Czarzastego. W Polsce są zupełnie inne problemy niż te, które dominują w debacie i w mediach. Żyjemy w kraju, w którym nawet policjantki mówią mi, że nigdy nie zgłosiłyby gwałtu, bo wiedzą, jak masakruje się kobiety w sądzie[1].
Mocne słowa. Choć zapewne nie wszyscy byliby skłonni z miejsca się z nimi zgodzić, lektura najnowszego zbioru reportaży Justyny Kopińskiej przynosi odpowiedź na – nasuwające się niejako automatycznie – pytanie, dlaczego dziennikarka śledcza „Dużego Formatu” i „Gazety Wyborczej”, laureatka Nagrody Dziennikarskiej Amnesty International – Pióro Nadziei, Nagrody PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Grand Press, Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej, wyróżnienia Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego oraz (jako pierwsza Polka) European Press Prize w kategorii „Distinguished Writing Award”, wypowiada je z taką stanowczością. I dlaczego scenariusz, w którym ma rację, jest o wiele czarniejszy, niż ten, w którym się myli.
Wbrew pozorom i pierwszym czytelniczym intuicjom, Z nienawiści do kobiet to zbiór ośmiu reportaży, które nie koncentrują się wyłącznie na płci żeńskiej (specyfika opisywanych przez autorkę wydarzeń wyklucza użycie w tym kontekście określeń takich jak „płeć piękna” czy „słaba płeć”; nie wahałabym się stwierdzić, że podważa zasadność ich stosowania w ogóle). Charakterystyczną wielowarstwowość tekstów Kopińskiej, możliwość przechodzenia od ogółu do szczegółu i z powrotem, ujawnia już lektura pierwszego z nich. Motywem przewodnim wydaje się być odwieczny konflikt: pragnienia jednostki kontra oczekiwania społeczeństwa. Dokładniej: artystyczne aspiracje, miłość do muzyki i umiłowanie wolności kontra wymóg ustatkowania się, czuwania nad domowym ogniskiem i pokornego spełniania się wyłącznie w odgórnie przypisanej roli. Jeszcze dokładniej: „dobry chłopak” i „założenie rodziny” kontra „jakieś marzenia o scenie”, czyli – w patriarchalnym skrócie – cechy wielkiej gwiazdy kontra cechy prawdziwej kobiety. Tak oto docieramy do sedna sprawy: Czesława Gospodarek kontra Violetta Villas. Najprościej byłoby powiedzieć: diwa, która za swój sukces zapłaciła najwyższą cenę. Reporterka nie szuka jednak łatwych opowieści. Dowód? Głos oddaje Krzysztofowi – synowi… no właśnie, Czesławy czy Violetty? Jakkolwiek brzmi odpowiedź, w głosie tym nie ma śladu rozżalenia czy oskarżeń. Nie ma też sztucznej tkliwości. Jest zrozumienie. Mężczyzna wydaje się rozumieć, dlaczego niedługo po jego urodzeniu matka rozpoczęła naukę w szkole muzycznej; dlaczego wychowywała go babka, podczas gdy Villas szturmem zdobywała amerykańskie sceny; dlaczego po rozwodzie brała pod uwagę jedynie partnerskie relacje, dla pojawiających się w jej życiu mężczyzn stanowiące zbyt duże wyzwanie. Mimo wszystko gdzieś między wierszami czai się gorzka konstatacja – za życia tego zrozumienia wokół zabrakło. Depresja, oskarżenia o współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, leczenie psychiatryczne, paparazzi wspinający się na drzewa (sic!), byle zrobić zdjęcie gwiazdy w szpitalnej sali, wreszcie – odcięcie się nawet od najbliższych i samotna śmierć. Równoległość planów i narracji: obok historii imponującej kariery i jej równie spektakularnego końca, historia zbuntowanego (a może po prostu zdeterminowanego) człowieka. Obok historii o sile, historia o słabości. Obok historii o kobiecie, która pragnęła przede wszystkim być artystką, opowieść o chłopcu, który mając dwie matki, w pewnym sensie nie miał żadnej.
Myśl, że biografia Violetty Villas to odosobniony przypadek, mogłaby przynosić pocieszenie. Mogłaby, lecz nie przynosi. Bo takich przypadków jest więcej. Wątek braku wsparcia, samotności, społecznego wykluczenia (podkreślmy: nie tylko kobiet, także np. homoseksualnych wierzących – bohaterów reportażu zatytułowanego Gej Twoim bratem w Kościele) powraca bowiem nieustannie. Bez względu na formę, jaką przybiera – niejednokrotnie to specjalność Kopińskiej, czyli reportaże śledcze – za każdym razem bulwersuje z taką samą mocą. Jak powstrzymać emocje, skoro zachowanie księdza-pedofila, który z małej dziewczynki uczynił seksualną niewolnicę, określane zostało mianem „takiej głupiej młodości”[2]? Skoro właściwie uniknął on kary, skoro nadal ma kontakt z dziećmi? Jeśli sprawę molestowania kobiet w polskiej armii sędzia Janusz Kogut uznaje za „drobną”, ponieważ „pan prokurator nadużył swojego stanowiska, by zyskać przychylność pań”, zaś jego znajomi wojskowi dziwią się, „że za tego typu zachowania w ogóle może spotkać żołnierza jakakolwiek kara[3]”? Jeśli dziecko jest w oczach sądu świadkiem o wiele mniej wiarygodnym, niż kat pełniący funkcję zaufania publicznego? Jeśli na składającą zeznania kobietę spada grad kontr-oskarżeń: o rzekomą rozwiązłość, o nadużywanie alkoholu i wreszcie o to, że „sama tego chciała”?
Im skrajniejsze reakcje budzi lektura, tym trudniej wyobrazić sobie siłę oddziaływania konkretnych historii na Kopińską, konfrontującą się z nimi twarzą w twarz, nie zaś – jak czytelniczka i czytelnik – w sposób zapośredniczony. Warte przywołania w tym miejscu wydają mi się zatem dwie kwestie, powracające w wypowiedziach reporterki. Pierwsza z nich to swego rodzaju „ułatwienie” wynikające z charakteru pracy – spisywanie usłyszanych wypowiedzi, odbytych rozmów i zdobytych informacji jej zdaniem daje dziennikarzowi szansę na przepracowanie ich, uporanie się z ładunkiem emocjonalnym, jaki niosą[4]. Druga wiąże się ze specyficznie definiowaną etyką zawodową. Autorka Z nienawiści do kobiet tak tłumaczy konsekwentne unikanie odwoływania się do osobistych odczuć i emocji: „Kiedy myślę, jak dużo przeżyli moi bohaterowie, ile cierpienia, bólu, upokorzeń znieśli, to czuję, że mówienie głośno o tym, że było mi trudno, że śniły mi się koszmary, byłoby nie fair wobec tych ludzi”[5].
Bycie fair to wartość, która w reporterskim etosie Kopińskiej zdaje się zajmować centralne miejsce. W swoich reportażach nie ogranicza się więc ona do jednej perspektywy; dokłada wszelkich starań, by przedstawić czytelnikowi szerszy plan, a nie tylko wąski wycinek rzeczywistości. Jej posunięcia są demaskatorskie, odważne i przez to imponujące, ale też zawsze głęboko przemyślane i zaplanowane ze szczegółami. Trud, jaki sobie zadaje, polega nie tylko na docieraniu do akt, zeznań i statystyk. To także gotowość – nierzadko, jak pokazują przykłady, nieodwzajemniona – do rozmów z policjantami i policjantkami, prokuratorami i prokuratorkami, sędziami i sędzinami, naczelnikami więzień, rzeczniczkami prasowymi, psychologami, psycholożkami i biegłymi sądowymi. O rażących zaniedbaniach w śledztwach, o niezrozumiałych decyzjach na najwyższych szczeblach, o absurdalnych wyrokach, o molestowaniu, o pedofilii, o przemocy słownej i fizycznej, o zastraszaniu, o bullyingu, o kolesiostwie, o seksizmie, o motywach konkretnych decyzji i o towarzyszącym im z perspektywy czasu przemyśleniach. Reporterka stawia na konkret i konkretu się domaga; jednocześnie przyznaje otwarcie, że jedyne, co może zrobić, zwłaszcza w obliczu „nietykalności” niektórych osób[6], to wymienienie ich z imienia i nazwiska. Sprawienie, by widmo środowiskowego ostracyzmu zawisło nad nimi chociażby na krótką chwilę. Moc natychmiastowego naprawienia świata to czysta fikcja; sprawstwo walczących piórem jest – z czego Kopińska zdaje sobie sprawę i o czym mówi otwarcie – mocno ograniczone. Podstawowa zasada tej walki? Ciosów poniżej pasa się nie zadaje; nawet, jeśli z odbiorczego punktu widzenia byłyby całkowicie usprawiedliwione. Chociaż wojnę wygrać trudno, jak pokazuje sprawa siostry Bernadetty[7] – zwycięstwo jako takie nie jest poza zasięgiem.
Zwycięstwo to może być rozumiane rozmaicie – ukaranie sprawców; napiętnowanie postaw, które przyczyniają się do konserwowania rozmaitych patologii, zamiast wspomagać zaradzanie im; wydobycie na światło dzienne spraw przez lata zamiatanych pod dywan; ujawnienie rażących, uwarunkowanych społecznie dysproporcji w stosunku do ofiar i sprawców. Dla mnie reporterskie zwycięstwo Kopińskiej polega także na wskazaniu wewnętrznego zróżnicowania wspólnoty wykluczonych i potraktowaniu ich wszystkich z jednakową uwagą. Bohaterka reportażu W obliczu zła to srebrna medalistka Igrzysk Olimpijskich w Judo, złota medalistka na Mistrzostwach Świata w Judo dla Niesłyszących – Natalia Brzykcy[8]. To zarazem schizofreniczka z wadą słuchu, dręczona i molestowana, zgwałcona w wieku 16 lat. Jej babcia niemalże zastraszała wnuczkę opowieściami o dzieciństwie spędzonym w sierocińcu; matka, dla odmiany, o tym okresie życia nie mówiła zupełnie nic. W gimnazjum podjęła pierwszą próbę samobójczą. Realia szpitala psychiatrycznego – miejsca, w którym z założenia miała poczuć się lepiej – były równie okrutne. „Może wtedy pomyślałam, że nie chcę żyć w takim świecie”[9], wspomina. Na poczucie bezpieczeństwa pracowała długo i mozolnie; tyleż banalne, co domagające się zadania pytanie brzmi, dlaczego w ogóle musiała? Dlaczego przez te wszystkie lata częściej podnoszono na nią rękę, niż jej ją podawano? Dlaczego dopiero zdobycie ponad trzystu medali zaowocowało pewnością, że już nikt nie odważy się względem niej na przemoc? Drugi biegun opowieści: bohater reportażu Ostatni Klezmer to Leopold Kozłowski. Jako ośmiolatek, podczas lekcji pianina pobieranych u ukraińskiej nauczycielki, wierzył w urodzenie się „w najlepszym z możliwych światów”[10]. Tymczasem kilkanaście lat później, jako więźnia obozu zagłady, zmuszano go do gry na akordeonie dla biesiadujących esesmanów; nago, pośród pełnych jedzenia półmisków, z wepchniętą w odbyt (zapaloną) świeczką. W 1944 roku jego próbę samobójczą udaremnił przyjaciel, Tadeusz Klimko, zapewniając, że „nie po to się uratował”[11]. Jako dziecko Brzykcy mogła liczyć jedynie na wyimaginowaną przyjaciółkę, Anię – dopóki nie zniknęła, dziewczynka nie czuła się samotna. Kozłowski spędził pięćdziesiąt pięć lat z kobietą, z którą ożenił się po dwóch tygodniach znajomości. Z czułością mówi o córce, Marcie, także żyjącej muzyką. Te dwa światy równie wiele łączy, co dzieli. Nie tylko te dwa. Analogie dające się wytropić pomiędzy poszczególnymi reportażami nie ograniczają się wyłącznie do utartych wzorców zachowań czy serii zaniedbań, które dają efekt domina i ostatecznie narażają na szwank cały system (a przede wszystkim: wtłoczonego w ten system człowieka). Dotyczą wątków kryminalnych, światopoglądowych, kulturowych i społecznych. Przede wszystkim – dotyczą ludzi i ich reakcji na sytuacje kryzysowe, alarmujące, niepokojące: tego, że ktoś coś zrobił w porę albo że nie zrobił nic; że ktoś zrobił coś zupełnie bezrefleksyjnie, a ktoś inny zachował trzeźwość umysłu; że ktoś kierował się literą prawa, a ktoś koneksjami lub dbałością o statystyki. Na łańcuch opisywanych zdarzeń największy wpływ ma tzw. czynnik ludzki – nie zaś abstrakcyjne pojęcia w rodzaju pecha, szczęścia lub losu.
Bierność społeczeństwa – bezkarność winnych – bezradność ofiar. Reportaże Kopińskiej demaskują istnienie triady, która napędza machinę patologii i uniemożliwia jej skuteczne zatrzymanie. Po fazie gorącego oburzenia i palącej niezgody na funkcjonowanie w takiej rzeczywistości społecznej następuje moment konfrontacji z demonem o wiele straszniejszym – świadomością głębokiego zakorzenienia niektórych przeświadczeń i przedsądów; tak głębokiego, iż przechodzi się nad nimi do porządku dziennego. Ci, którzy na własnej skórze nie doświadczyli opisywanych krzywd, żyją w błogiej nieświadomości. Z tego stanu wyrywa lektura: pokazuje sprawy spychane na margines publicznej debaty, palące kwestie, jakim nie pozwala się zaistnieć w dyskursie. Jak mówi autorka, historie spływają do niej same – ludzie chcą je opowiadać. Chcą, by ich głos usłyszano. By dano mu wiarę. By nie został z miejsca zdyskredytowany, podważony, ośmieszony. Książka Z nienawiści do kobiet może więc być czytana jako zachęta do uważności, wręcz wyczulenia na to, co dzieje się wokół. Istotnych tym bardziej, że zwykle „między słowem a czynami granica jest niewielka”[12].
- Justyna Kopińska, Justyna Kopińska nie odwraca oczu, (dostęp: 25.05.2018).↵
- Justyna Kopińska, Z nienawiści do kobiet, [w:] Tejże, Z nienawiści do kobiet, Warszawa 2018, s. 49.↵
- Tamże, s. 78-79.↵
- „Krzysztof Miller [fotoreporter wojenny – przyp. red.] stwierdził kiedyś, że za dużo robię ciężkich tematów, a wkrótce potem popełnił samobójstwo. Myślę jednak, że jest różnica między pracą fotoreportera a dziennikarza. Fotograf robi zdjęcie, co trwa trzy sekundy, i zostaje z tym, co zobaczył. Dziennikarz pisze długo, i to mu daje czas na wylanie z siebie emocji, uwolnienie demonów, które tkwią w mózgu od chwili, gdy zaczyna się zbierać dokumentację”. Nina Harbuz, “Ja chyba już jestem moją pracą”. Justyna Kopińska ukrywa się za swoimi bohaterami, (dostęp: 25.05.2018).↵
- Tamże.↵
- Kopińska pisze o tym w reportażu pt. Ile mamy trupów w szafach?, poświęconym sprawie zabójstwa dwóch małżeństw: Doroty i Zbigniewa Sobańskich (w roku 2001) oraz Pawła i Małgorzaty Siudzińskich (w 2004). Ową nietykalną na Śląsku postacią miałaby być prokurator Dorota Wacławowicz – w wyniku jej decyzji (jak dowodzi autorka: wysoce kontrowersyjnej, głęboko nielogicznej i łatwo podważalnej) w sprawie Sobańskich wszczęto dochodzenie o kradzież zamiast o uprowadzenie. Reporterka cytuje wypowiedź jednego z morderców, odsiadującego wyrok dożywocia Tobiasza – żałuje on, że nie został złapany wcześniej, ponieważ powstrzymałoby go to przed popełnieniem kolejnej zbrodni. Wspomniana już Wacławowicz stanowczo odmawia odpowiedzi na zadawane jej przez dziennikarkę pytania. Por. Justyna Kopińska, Ile mamy trupów w szafach? [w:] Tejże, op.cit., s. 143–171.↵
- Por. Justyna Kopińska, Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?, (dostęp: 250.05.2018). Jak czytamy w artykule z maja 2014 roku: „W kwietniu sąd zdecydował, że siostra Bernadetta odbędzie karę dwóch lat więzienia. Została skazana za bicie wychowanków i przyzwalanie na przemoc seksualną”. Anna Malinowska, Marcin Pietraszewski, Siostra Bernadetta siedzi w więzieniu. Policja zabrała ją do zakładu we Wrocławiu (dostęp: 25.05.2018).↵
- Imię i nazwisko bohaterki nie zostaje w reportażu podane wprost, jednak już krótki research (chociażby uzyskane tytuły) pozwala „odkryć” jej dane.↵
- J. Kopińska, Z nienawiści do kobiet, [w:] Tejże, op.cit., s. 179.↵
- J. Kopińska, Ostatni Klezmer, [w:] Tejże, op.cit., s. 137.↵
- Tamże, 132.↵
- Tamże, 134.↵