Anuśka. Sikoreczka, co cudem boskim okrzyknęła męskie przyrodzenie. Trzpiotka, wyjadająca z psiej miski. Podfruwajka, szukająca sposobu utraty dziewictwa. Pragnąca zamieszkać w Stanie Nieważkości − zawisnąć w powietrzu i trwonić czas na robieniu fikołków.
Anka. Szczeniara, handlująca receptą na halucynogen z gałki muszkatołowej, szałwii i skórki banana. Nastolatka, pachnąca gumą z trampek i szyszkami z preparowanego ryżu. Punkówa, malująca usta niebieską szminką, tocząca bój ze skinami. Outsiderka, grywająca w pseudoawangardowej grupie teatralnej.
Anna. Rubensowskich kształtów antropolożka jedzenia, koczująca na krawędzi intelektualnej elity wrocławskiej. Eksperymentatorka, nosząca męskie garnitury. Gawędziarka, zadurzająca się w podstarzałych entuzjastach humanizmu.
Agnieszka Wolny-Hamkało ukazuje trzy fazy życia kobiety. Anuśka przeistacza się w Annę, jej ciało, podobnie jak na obrazie Hansa Baldunga Griena[1], stopniowo ewoluuje, zmieniając swoje proporcje. Biodra zaokrąglają się, wyostrzają się piersi, dotąd beztroska, dziecięca mimika ustępuje dumnemu, niemal zmysłowemu spojrzeniu. Sam proces dojrzewania bohaterki powieści jest utarty i schematyczny. Ot, kolejna młoda gniewna, paląca skręty na budowach w centrum miasta, zaciągająca się do kręgu adoratorów Sex Pistols i piercingu, łaknąca, wraz z grupą bliźniaczych światopoglądowo przyjaciół, „odbyć chociaż jeden stosunek homoseksualny i koniecznie popełnić jakąś zbrodnie”[2]. A wszystko to na tle kiełkującego kapitalizmu – spontanicznego i ekspansywnego jak seksualność nastoletnich bohaterów[3]. Temat mocno już przeżarty, nieco zwietrzały i nadpsuty. Pierepałki Anuśki i Anki nie uwodzą oryginalnością, choć trudno odmówić im autentyzmu. Ciekawiej przedstawia się osobowość Anny. Wolny-Hamkało zdaje się kreować nową, wyabstrahowaną postać, niezależną od wcześniejszych swych wcieleń. Anna jest personą na poły groteskową, karykaturalną. Doktoryzując się z antropologii jedzenia, wikłając się w romans ze swym promotorem Edwardem Banasiem, nota bene – gejem, komiczna jest i wdzięczna, jak gdyby wyciągnięta z komedii pomyłek, osobliwej tragifarsy. Pod historią dojrzewającej Anki mógłby się podpisać spory odsetek czytelników, stwierdzając z butą – to również moja opowieść, trudno zaś znaleźć amatora, który podzielałby losy Anny.
Moja córka komunistka, jak podkreśla część recenzentów, jawi się jako satyra na środowisko egocentrycznych artystów, zadufanych w sobie profesorów, rubasznych dyrektorów placówek kulturalnych. Utytych panów, przedkładających flaszkę nad własną rodzinę, potrafiących miesiącami dywagować o wstydzie, jako potężnym motorze działań u Kafki, nie umiejących jednak sprostać codzienności, odnaleźć się w roli męża czy ojca. Humanistyczna pseudoelita odznacza się infantylizmem, skrępowaniem w stosunku do własnego ciała, jego ułomności i niepraktyczności. Anna, wsiąkając w ów światek, śmietankę towarzyską, nie potrafi się usytuować, żyjąc w cieniu swoich mężczyzn, nieświadomie na nich pasożytuje, nie mając dostatecznej siły przebicia, aby samej się określić. Nawet decyzja o podjęciu studiów doktoranckich to nie jej wybór, a sugestia silniejszej pod względem charakteru koleżanki. Anna pasywnie unosi się z prądem, jest wtłaczana w kolejne etapy życia na zasadzie przypadku lub nieporozumienia. Łatwiej opisać wszystkich, którzy obracają się wokół niej, niż nią samą. Po latach swoistej apatii, Anna wyhamowuje, z goryczą przyznając, że „uniwersytet jej szkodzi. […] kariery były raczej wewnętrzne, wojenki duszne, a dramatów nikt nie recenzował […] pojawiała się agresja i zazdrość. Wolność była tylko teoretyczna…”[4].
Wolny-Hamkało opisuje proces dziedziczenia. Nie osobowości, a karier. Bohaterka mimowiednie podąża tropem ojca, który większość jej dzieciństwa spędził na planach filmowych, przedłużających się libacjach alkoholowych i snobistycznych balach dziennikarza. Po latach, będąc już dorosłą kobietą i matką, wciąż obawia się jego opinii, oceny autorytetu; wypuszcza powietrze przez usta i zastyga w oczekiwaniu, słysząc wyłącznie własną, pulsującą w skroniach krew. Odbierając pochwałę, popada w specyficzną inercję, jej ruchy stają się mechaniczne, a przed oczami wykluwają się czarne plamki. Nie sposób stwierdzić czy zawładnęło nią ogłuszające poczucie ulgi wywołane pochlebną wypowiedzią ojca, czy uświadomiła sobie kolejny, sterujący jej życiem absurd.
W powieści przebijają się elementy estetyki naturalistycznej. Anuśka, w młodości wyjadająca z psiej miski, ocierająca się kocio o nogi dziadka, śpiąca w stodole upodabnia się do zwierzęcia, uległej istoty, której cała egzystencja sprowadza się do jedzenia, wydalania i spania. Dorosła już Anna postępuje podobnie, jej kariera naukowa nie jest ukierunkowana na abstrakcyjne, wymyślonej przez człowieka pojęcia, a na podstawową, prymarną czynność, mieszczącą się u podstawy piramidy Maslowa − na spożywanie pokarmu, będącego paliwem dla ciała. I choć gotowane przez Annę potrawy są fantazyjne i wyrafinowane, wciąż pełnią określoną funkcję – zaspokajają głód.
Moja córka komunistka jest powieścią kuriozalną, rewolwerem wycelowanym w sztuczność, pozór i głupotę. Miejscami nużąca i tuzinkowa, innym razem dowcipna i prekursorska. Brak tu koherencji, każdy rozdział wyraźnie dystansuje się od swego poprzednika i zakończony jest solidną, esencjonalną puentą. Forma zaciera się, i choć tworzywem spajającym całość jest Anna, a właściwie sam proces jej dojrzewania, trudno dokonać jednoznacznej kategoryzacji gatunkowej książki Wolny-Hamkało. Pytanie, czy dokonywać trzeba? Niełatwo również ocenić, dla kogo pisana jest Moja córka komunistka (humanistka!). Dla humanistycznej elity?, której się przecież obrywa. Dla przeciętnego Kowalskiego?, któremu obce są konwenanse artystycznego półświatka. Czy, w najgorszym przypadku, dla samej autorki opowieści?