“Te czasomierze posiadają serce, którego bicia można posłuchać po nakręceniu i potrafią opowiadać historię swojej przeszłości, na przykład stary zegarek z Petrodworcowej Fabryki Zegarków, na tarczy którego jakiś artysta namalował morski krajobraz: co go do tego skłoniło? Może zegarek miał być prezentem dla kogoś mającego związek z morzem? A może przeciwnie: jakiś uzdolniony marynarz namalował ten krajobraz na własnym zegarku? Moja pasja to właśnie zegarki z historią, często niepozorne i podniszczone, ale będące skarbnicą przeszłości.”
– Pan Przemysław (w społeczności Ownetic znany jest jako Enkil) opowiada o dziejach jego niepowtarzalnej kolekcji i dzieli się historiami ukrytymi w jego zegarkach.
W jaki sposób rozpoczęła się Pana przygoda ze zbieraniem zegarków? Kiedy przerodziła się w pasję?
P: Zegarki były ze mną od dziecka. Do dziś pamiętam, gdy mój dziadek wyjmował z kieszeni pięknie zdobione okrągłe pudełeczko na łańcuszku, które po otwarciu okazywało się zegarkiem. W dodatku cyferblat był równie pięknie zdobiony przetłoczeniami – i był czerwony. Zawsze prosiłem dziadka by pozwolił mi choć przez chwilę potrzymać ten zegarek w ręku.
Będąc w szkole ponadpodstawowej, otrzymałem od mamy mechaniczny zegarek Zaria, który kupiła na bazarze. Zaria miała biały cyferblat i cztery kolory karciane, rozmieszczone jako godziny 12, 3, 6 i 9. Zegarek ten nosiłem na nadgarstku kilka lat, dwa razy się zepsuł, za drugim razem zegarmistrz odmówił naprawy – i tak Zaria spędziła w szufladzie około 15–18 lat. Kilka lat temu sam go naprawiłem i czasami nawet zakładam.
Prawdziwe „zbieractwo” zaczęło się, gdy zauważyłem, że moja (wtedy pięcioletnia) córka bawi się starym, niekompletnym zegarkiem z napisem na tarczy „Raketa”. Postanowiłem dowiedzieć się więcej o tym modelu i tak trafiłem na forum internetowe Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków. Tam dowiedziałem się wszystkiego co chciałem wiedzieć i jeszcze wiele więcej. Tam też mogłem obejrzeć wspaniałe kolekcje zegarków, będące w posiadaniu osób udzielających się na tym forum. Wielu z nich uważam za przyjaciół, choć nigdy się nie spotkaliśmy osobiście.
Okazuje się, że to ciekawość córki oraz KMZiZ okazały się impulsem, punktem przełomowym.
P: Tak, moje kolekcjonowanie rozpoczęło się, kiedy zostałem stałym bywalcem tego forum – było to około pięć lat temu. Widząc wielkie kolekcje naszych krajowych, jak i zagranicznych kolekcjonerów, zdałem sobie sprawę z ogromu istniejących modeli i marek. Postanowiłem, że zbiorę wszystkie wersje kolorystyczne pewnego modelu Rakiety. Dopiero po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że chyba nawet pracownicy fabryki, która je produkowała nie wiedzą dokładnie ile tego było…
Pana kolekcjonerska ścieżka prowadzi od rodzinnej historii, do inspiracji zbiorami innych kolekcjonerów zegarków. Jak rozrastała się Pana kolekcja? Ile egzemplarzy ma Pan na ten moment?
P: Pierwsze egzemplarze to prezenty i rozpoznanie wśród kolekcjonerów o podobnych zainteresowaniach. Później, jak zapewne większość początkujących, wyszukiwałem zegarki w najbliższym otoczeniu. Podczas wizyt u rodziny wypytywałem o zalegające w szufladach zapomniane zegarki itp. Z czasem postanowiłem poprowadzić swoją kolekcję w jednym określonym kierunku. Zegarki wyszukuję na portalach aukcyjnych, ale także mam kilku znajomych, którzy bardzo mi pomagają. Jeden zajmuje się na przykład skupem staroci – gdy trafią mu się zegarki, natychmiast do mnie telefonuje. Znajomi z forum zegarkowego czasem również podsyłają mi różne okazje, które warto wykorzystać. Często kupuję kilka, kilkanaście zegarków w jednym pakiecie – wyłącznie po to, aby pozyskać jeden z nich, który mnie interesuje. Pozostałe sprzedaję dalej lub wymieniam się z innymi osobami, posiadającymi podobne zainteresowania.
W tej chwili mój zbiór liczy około 300 zegarków – z czego większość stanowią produkty Petrodworcowej Fabryki Zegarków Rakieta.
Skąd u Pana fascynacja akurat sowieckimi modelami zegarków?
P: Egzemplarzem, który zwrócił moją uwagę w kierunku fascynującego świata zegarków mechanicznych była Rakieta, a więc flagowy zegarek radziecki. Rakieta jest najstarszą fabryką istniejącą w Rosji i działającą do tej pory. Została założona przez Piotra Wielkiego w 1721 roku.
Proszę opowiedzieć coś więcej o kolekcji Zegarków kieszonkowych epoki ZSRR. Czy kryje się za nimi jakaś ciekawa historia??
P: Znajdują się w niej głównie Rakiety, które stanowią po prostu większość mojej kolekcji zegarków. Bardzo je lubię i kiedy trafia się jakaś okazja do nabycia, to staram się ją wykorzystać. Poza tym, są tam jeszcze zegarki Mołnia dla niewidomych (zegarki dla niewidomych stanowią subkolekcję w mojej kolekcji). Pozostałe dwie Mołnie – jedna z odkrytym szkiełkiem i białą tarczą oraz Mołnia z wieczkiem i czerwoną tarczą – należały do mojego dziadka: obie są pierwszymi zegarkami kieszonkowymi, które trafiły w moje posiadanie. Zajmują one specjalne miejsce w mojej kolekcji i mam nadzieję, że przekażę je kiedyś moim wnukom.
Na Pana kolekcje składają się niesamowite egzemplarze – Petrodworec i Mołnia dla niewidomych. Jak Pan dociera do takich skarbów?
P: To prawda. Moim głównym zainteresowaniem są pierwsze modele zegarków produkowane w P.F.Z. (Petrodworcowa Fabryka Zegarków). Wtedy jeszcze fabryka nie nosiła nazwy Rakieta, natomiast nosiły ją niektóre modele. Petrodworec i Rakieta dla niewidomych w tej wersji od dawna znajdowały się na mojej top liście i któregoś dnia zostały wystawione na licytację przez jedną osobę – oczywiście udało mi się je zakupić. Te egzemplarze nie wyglądają zbyt okazale i nie miałem wielkiej konkurencji. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, iż są to jedne z pierwszych modeli zegarków dla niewidomych, które zostały wyprodukowane w Związku Radzieckim.
Poza tymi modelami posiadam jeszcze Rakiety dla niewidomych, produkowane w późniejszym okresie, w tym jedną sygnowaną nazwą Cornavin i jedną z czarną tarczą. Egzemplarze te również są rzadko spotykane. Poza nimi posiadam także kieszonkową Mołnię dla niewidomych oraz zegarek kieszonkowy dla niewidomych z tarczą Kirowa – unikalnego produktu Pierwszej Moskiewskiej Fabryki Zegarków.
Co takiego mają w sobie starsze zegarki, że postanowił je Pan kolekcjonować i mówi Pan o nich z taką pasją?
P: Te czasomierze posiadają serce, którego bicia można posłuchać po nakręceniu i potrafią opowiadać historię swojej przeszłości, np. stary zegarek z P.F.Z., na tarczy którego jakiś artysta namalował morski krajobraz: co go do tego skłoniło? Może zegarek miał być prezentem dla kogoś mającego związek z morzem? A może przeciwnie: jakiś uzdolniony marynarz namalował ten krajobraz na własnym zegarku? Moja pasja to właśnie zegarki z historią, często niepozorne i podniszczone, ale będące skarbnicą przeszłości.
Przed jakimi wyzwaniami stają kolekcjonerzy zegarków?
P: Największym wyzwaniem jest postawienie sobie jakichś ograniczeń. Zawężenie swoich zbiorów do jednego sprecyzowanego i obranego z góry kierunku oraz konsekwentne trzymanie się tych ram. Kolejnym wyzwaniem są białe kruki – zegarki widma, egzemplarze, których istnieje kilka sztuk w znanych na świecie kolekcjach, ale czasami ktoś taki egzemplarz znajduje idąc na rynek po rzodkiewkę. Takie zdarzenie miało miejsce w ubiegłym roku w Rosji: jeden z kolekcjonerów zobaczył wystawioną na stole wśród rupieci Rakietę 3031, która jest prawdziwym unikatem.
Gdyby miał Pan wybierać, to jakie 3 egzemplarze w Pana kolekcjach są dla Pana najcenniejsze?
P: Oczywiście są to zegarki sentymentalne, a więc obie Mołnie mojego dziadka, oraz Zaria będąca prezentem od mojej mamy.
Czy jako doświadczony kolekcjoner ma Pan jakieś porady dla aspirujących i początkujących kolekcjonerów?
P: Moje kolekcjonerstwo ogranicza się w pewnych ramach, nie rozlewa się na wszystkie modele i egzemplarze. Znam kilku kolekcjonerów, przy których moja kolekcja jest zaledwie niewielkim zbiorem. Na początku każdy kupuje wszystko, co mu się spodoba – bez żadnych ograniczeń. Takie kolekcje nie stanowią spójnej całości: są po prostu zbiorem różnych zegarków, które spodobały się właścicielowi.
Moja porada jest taka, aby wyznaczyć sobie jakiś cel i potem konsekwentnie go wypełniać. Nie jest to łatwe, ale przynosi wielką satysfakcję.