Niewielu odwiedzających Galerię Arsenał w pełni zrozumie wystawę Izy Tarasewicz. Owszem, spore grono oglądających przez oczywistą niemożliwość aranżacji znaków z pewnością doceni jej walory czysto estetyczne, jak też zaskakującą iluzyjność poszczególnych prac. Ale nadrzędne sensy i odniesienia pozostaną poza możliwościami poznawczymi większości z tych, którzy zapragnęli zapoznać się z najnowszą twórczością pochodzącej z Podlasia i związanej od lat z Galerią Arsenał artystki. Teoria chaosu, przestrzeń fazowa, układ dynamiczny, trajektoria, atraktor, cykl graniczny, fraktal – wszystko to pojęcia i terminy od których humaniści, najczęstsi goście różnego rodzaju instytucji wystawienniczych, starają się trzymać z daleka, a które znajdują zastosowanie właśnie w odniesieniu do prezentowanych w Arsenale dzieł.
Wystawa składa się z kilkudziesięciu bez mała prac, które tworzą większe całości. W przypadku białostockiej prezentacji możemy w istocie mówić o kilku wieloelementowych modułach zajmujących przestrzeń trzech sal. W pierwszej dominuje potężnych rozmiarów kompozycja złożona z utwardzonych, półprzezroczystych płacht przypominających wypreparowaną skórę, zawierających koncentrycznie ułożone pasma przywołujące na myśl włosy. W tej samej przestrzeni znajdziemy podwieszoną pod sufitem na metalowych, prostych w formie prętach wieloelementową strukturę złożoną z pasów białego płótna. Struktura ta, w przypadku której jeden z elementów wprowadzany jest w ruch wokół własnej osi dzięki ukrytemu napędowi elektrycznemu, rozprzestrzenia się po galerii przenikając swobodnie do sąsiadującego wnętrza. W nim natrafiamy na kolejny obiekt, usadowiony bezpośrednio na podłodze – przestrzenną, podłużną, harmonijkową strukturę z płótna i płyty mdf, swobodnie ciągnącą się w głąb pomieszczenia, przy końcu którego artystka umieściła napędzany elektrycznie, obracający się dysk, osadzony na wysokim stojaku. Ostatnia z sal w całości opanowana została przez swobodnie wijące się pnącza z czarnego, trudnego do zidentyfikowania materiału. Wśród nich artystka umieściła szereg drobnych, pomniejszych elementów. Część z nich znajduje się na swego rodzaju nieregularnym w kształcie stole, którego blat, osadzony na cienkich, metalowych nóżkach, wykonany został z płótna.
Odnosząc się do walorów estetycznych prac: nawet pobieżny ich ogląd pozwala stwierdzić, że Tarasewicz doskonale opanowała umiejętność tworzenia dzieł wysmakowanych w swojej prostocie. Kolejne obiekty charakteryzuje wyczucie materiałów, z których zostały wykonane, zrozumienie ich właściwości i struktury, co umożliwia nie tylko swobodne kształtowanie form, ale i iluzyjne przekształcanie wyjściowej materii w taki sposób, iż sprawia ona wrażenie posiadającej cechy inne niż w rzeczywistości. Artystka po mistrzowsku operuje też barwą. Tworzy obiekty o delikatnej zazwyczaj tonacji, na powierzchni których światło toczy swobodną grę dającą interesujące efekty zbliżone do malarskich, nakierowane na budowanie przestrzenności form. Ta ostatnia zdaje się być z kolei jednym z podstawowych kluczy interpretacyjnych całej wystawy. Umiejętność perfekcyjnego osadzenia obiektów w przestrzeni zdaje się wręcz ewokować teatralne eksperymenty Bauhausu, skupione na zagadnieniach formy, światła, barwy i przestrzeni właśnie, mających stanowić podstawowe komponenty nowej sztuki scenicznej. Prace Tarasewicz doskonale wypełniają Arsenałowe sale, wchodząc w relacje z architekturą, przestrzenią. Jako takie tworzą swoisty spektakl, odbierany w pełni jedynie podczas aktywnego oglądu, poruszania się między poszczególnymi strukturami, obserwowania zmian zachodzących wraz ze zbliżaniem się do nich, spoglądaniem na nie pod różnymi kątami i z różnych pozycji. Tego rodzaju wciągająca gra z widzem jest jednym z niezaprzeczalnych walorów białostockiej prezentacji.
Sumienna analiza poszczególnych prac zasadniczo komplikuje odczucia widza. Nacieszywszy się formą, światłem, barwą i wzajemnymi relacjami przestrzennymi zaczyna on dostrzegać tkwiącą w nich ułudę. Estetyczne, często eteryczne obiekty przy bliższym oglądzie niejednokrotnie okazują się być wykonanymi z materiałów uznawanych dość powszechnie za mało rzeźbiarskie, przede wszystkim zaś za raczej nieprzyjemne, jak np. masa asfaltowo-kauczukowa, świńskie jelita, parafina czy popiół. Tarasewicz wykorzystuje je w taki sposób – kombinując niekiedy z plastikiem, metalem, cementem albo solą – że przy ogólnym oglądzie ukrywają one swoje immanentne właściwości. Podobnie to, co wydaje się wyjątkowo cielesne, a dla niektórych dodatkowo może i kontrowersyjne, a więc panele w pierwszej z sal, okazują się być wykonanymi nie z wypreparowanej skóry i włosów, lecz zatopionych w plastiku włókien konopnych. Ciekawe wrażenie sprawia również podwieszona pod sufitem struktura z pasów białego płótna. Lekkie metalowe mocowania i lekki, zwiewny materiał. Ten drugi – częściowo wprawiany w ruch dzięki mechanizmowi elektrycznemu, częściowo zaś poruszany powiewami powietrza generowanymi przez przechodzącego obok widza – ze względu na sposób ułożenia sprawia wrażenie ciężkiego, opadającego ku ziemi.
Powyższe zabiegi dobrze wpisują się w dotychczasową twórczość Izy Tarasewicz. Przez ostatnich kilka lat artystka stale wykorzystywała wspomniane wyżej materiały, przy czym akcent kładziony był przez nią w pierwszej kolejności na produkty odzwierzęce, a więc tłuszcz, skórę, pęcherze czy jelita. Dosłowność materiału, tak jak ma to miejsce w przypadku prac zgromadzonych na wystawie w białostockim Arsenale, zawsze była przełamywana, co umożliwiało swoiste mamienie widza subtelnościami i niuansami pozornie jedynie estetycznej formy, która przy wnikliwszej analizie okazywała się przekaźnikiem ważkich treści oraz emocji związanych z kondycją duchową jednostki[1]. Najnowsze prace zdają się być mniej osobiste, nie dotykają bezpośrednio kwestii psychiki oraz odczuć indywidualnego człowieka. W ich przypadku artystka skupia się na analizie otaczającej rzeczywistości, przy czym jej refleksja oscyluje wokół zagadnień związanych z naukami ścisłymi, przede wszystkim fizyką. Dopiero spojrzenie na zgromadzone w Arsenale prace pod kątem fizyki właśnie pozwala w pełni zrozumieć obiekty i struktury stworzone przez Tarasewicz.
Koncepcje zgromadzonych w Arsenale prac narodziły się w czasie rezydencji artystycznej w Künstlerhaus w Berlinie, na której, na przełomie 2013/2014 roku, przebywała Tarasewicz[2]. Wtedy to zainteresowała się różnego rodzaju wykresami, diagramami i modelami mającymi za cel uchwycenie praw rządzących wszechświatem. Refleksja nad nimi doprowadziła ją do paradoksalnego wniosku, że to, co ma ściśle opisywać rzeczywistość, kategoryzować ją i wpisywać w konkretne ramy często potwierdza skomplikowaną, płynną konstrukcję wszechświata, ulegającego stałym przekształceniom dzięki różnorodnym w charakterze procesom (sugeruje to również tytuł całej prezentacji, oddający brak stałości i klarownych, pewnych zasad: przez oczywistą niemożliwość aranżacji znaków). Dotyczy to szczególnie otaczającej nas przestrzeni, w powszechnym odczuciu raczej jednorodnej i stałej, która jednak potrafi się zmieniać, ulegać przekształceniom, generować różnego rodzaju napięcia między obiektami w niej się znajdującymi (bądź vice versa – obiekty również mogą ją przekształcać, wpływać na nią). Przestrzeni, na której odbiór wpływają również właściwości ludzkich zmysłów, nie zawsze będących w korelacji z procesami ją warunkującymi.
Tego rodzaju kwestie zdaje się sugerować prezentowana w Arsenale praca Dimensional Compression, której płynna forma i charakterystyczna, harmonijkowa konstrukcja sugeruje zwężanie i rozszerzanie się przestrzeni. Jeszcze mocniej kwestie te zaznaczone są w sali zdominowanej przez pnącza z masy asfaltowo-kauczukowej (sugerują to także tytuły zgromadzonych w tej sali prac, np. Dziwny atraktor, Struna czy Siła staje się powodem). To w szczególności do nich i do kilkunastu obiektów zgromadzonych w tej samej sali odnoszą się słowa Post Brothers, kuratora prezentacji, przekonująco wyjaśniającego w ulotce towarzyszącej wystawie istotę przemyśleń Tarasewicz: „Działając w ramach wytyczonych charakterem materiału i ograniczeniami produkcyjnymi, artystka stworzyła na białostocką wystawę serię dynamicznych układów objawiających się w trójwymiarowej przestrzeni fazowej. Każda sekwencja linii, powierzchni, ciał i skupisk jest autonomiczna, ale zarazem wchodzi w interakcję z szerszą kompozycją w stale zmieniającym się polu obserwacji. Prace te stanowią nie tylko próbę przestrzennego przedstawienia informacji (poprzez umieszczenie ciał w polu, mające na celu przeanalizowanie praw korelacji, wpływu i wzajemnej pozycji), ale też podkreślają sposób, w jaki obiekty same kreują i zniekształcają percepcję przestrzeni. Wzniosłe racjonalistyczne perspektywy linearne i kartezjańskie układy współrzędnych są dekonstruowane i namnażane, rozmieszczone z jednej strony jako dezorientujące abstrakcje, a z drugiej jako formy stanowiące kombinację możliwości i przeszkód. Przestrzeń jest nieustannie składana, rozciągana, zgniatana, zniekształcana, skręcana, rozdzielana, rozłamywana – i ponownie integrowana”.
W wygłoszonym prze ponad pół wiekiem na uniwersytecie w Cambridge wykładzie Dwie kultury i rewolucja naukowa znany fizyk, chemik i powieściopisarz C. P. Snow stwierdził: „Intelektualiści o literackiej proweniencji – na jednym biegunie, a na drugim – naukowcy z fizykami na czele. A między tymi dwoma biegunami zieje przepaść wzajemnego niezrozumienia, czasami (zwłaszcza wśród młodych) – wrogości i niechęci, lecz nade wszystko braku zrozumienia. Jedni i drudzy mają osobliwie wypaczone wyobrażenia o drugiej stronie. Ich postawy są tak różne, że nie potrafią znaleźć wspólnego języka nawet na poziomie emocjonalnym”[3]. Wydaje się, że Iza Tarasewicz poszła na przekór dominującym tendencjom i zaproponowała wystawę, na której znalazły się prace stanowiące próbę połączenia języka i odczuć humanistów z językiem i odczuciami tych, którym bliższe są nauki ścisłe. Wychodząc od wrażeniowego postrzegania rzeczywistości, posługując się charakterystycznym dla niej językiem artystycznym, w jej przypadku służącym do tej pory wyrażeniu treści związanych ze stanami psychicznymi oraz emocjami jednostki, zasugerowała ogrom problemów związanych z postrzeganiem wszechświata, jego rozumieniem, jak też immanentnymi cechami, które stale stara się wyjaśniać m.in. fizyka. Zadanie unaocznienia tych kwestii, choć trudne, przyniosło naprawdę ciekawe, przekonujące i dające do myślenia efekty.
- Taka sytuacja ma miejsce choćby w przypadku pracy Rany z 2008 roku, znajdującej się w Kolekcji II, tworzonej przez Galerię Arsenał w Białymstoku i Podlaskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych: „Rany, owalne obiekty z podłużnym otworem i dziurą z boku, ułożone w szarym kartonowym pudle, powstały z wypreparowanych wieprzowych pęcherzy moczowych, należących do zestawu materiałów wykorzystywanych przez artystkę, takich jak tłuszcz, skóra, jelita, wosk czy ciasto drożdżowe. W pracach Tarasewicz materia, aczkolwiek pokazana dosłownie, wychodzi poza siebie samą, stając się wyrazem kondycji duchowej. Fragmenty szczątków – odcięte od całości i odpowiednio spreparowane – odnoszą się do ran, blizn, ułomności psychiki. Wykorzystując mechanizmy właściwe sztuce wstrętu (abject art), unaoczniając to, co w kontekście refleksji nad ciałem i materią zostało odrzucone, artystka sięga do podobnych wykluczeni w sferze psychicznej. Relacje między duchem a ciałem pokazuje nie jako dualizm, a jako ścisłą zależność. Rany to vulnera aperta (rany otwarte), przywołujące wszystko to, co krąży wokół rozpadu: poniewieranie ciała, destrukcyjne autoanalizy, rozbitą psychikę”; I. Kopania, Zbiór otwarty. Prace z Kolekcji II Galerii Arsenał w Białymstoku i Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, Białystok 2012, s. 228.↵
- Zob. katalogi wystaw: Iza Tarasewicz. The Strange Attractors, Polnisches Institut Berlin, February 21th-April 3th, 2014, Berlin 2014; COLLABORATING OBJECTS RADIATING ENVIRONMENTS. Iza Tarasewicz, 18.04-18.05.2014 Künstlerhaus Bethanien’s Berlin, Berlin 2014. Oba katalogi do ściągnięcia w formacie pdf pod adresem: http://izatarasewicz.com/pdf/ ↵
- C. P. Snow, Dwie kultury, przedm. S. Collini, tłum. T. Baszniak, seria „Klasycy Nauki”, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 80.↵