Co dzieje się z polską fotografią w drugiej połowie drugiego dziesięciolecia XXI wieku, gdzie ona zmierza, jaki reprezentuje poziom: artystyczny, wystawienniczy i świadomościowy? Oczywiście nie można odpowiedzieć definitywnie na te pytania, ponieważ tylko z pewnego dystansu analiza tego typu zjawisk jest miarodajna. Moje podsumowanie roku 2016, które z założenia jest wybiórcze, stanowi zatem próbę jedynie cząstkowej odpowiedzi[1].
Wydaje się, że hasło „wszyscy jesteśmy fotografami” odniosło w końcu spektakularny sukces – taka refleksja nasuwa się patrząc na posłów z polskiego sejmu, którzy uprawiają działalność fotograficzno-filmową, a w myśl najnowszej teorii sztuki każdy rodzaj sztuki jest de facto polityczny. Oczywiście to ironia. Wszak wiemy po wystawie we Wrocławiu, że „photography never dies”, nawet w rękach polityków.
Kto pisze o fotografii?
Wciąż nie ma ogólnopolskiego pisma fotograficznego, które spełniałoby wymogi informacyjno-krytyczne. Wynika to z procesu przekształcania się fotografii z roli artystycznej (do której potrzeba znajomości: historii, teorii, relacji do sztuki) w nowe medium o znaczeniu konsumpcyjno-turystycznym.
Portale takie, jak „Fotopolis”, www.cullture.pl czy „Świat Obrazu” nie są wykładnią tego, co dzieje się w fotografii polskiej, nie mówiąc już o światowej, lecz tego, co warto reklamować w ramach „art worldu”. Nie ma tu krytycznych omówień, a jeśli są (culture.pl) to często pobieżne[2]. Najważniejszym źródłem, jeśli rozpatrywać pisma internetowe, jest „Fototapeta” Marka Grygla, w której mamy teksty i prezentacje na różnym poziomie, ale od końca lat 90. stanowią one ważny głos i źródło dla przyszłych badaczy.
Ukazały się także dwa numery pisma „Obiektyw”, jednak trudno uznać je za pismo profesjonalne, obejmujące całe spektrum wydarzeń w Polsce. Niemniej w numerze drugim z zainteresowaniem przeczytałem wywiad z Lucjanem Demidowskim. Polecam go zwłaszcza dyrektorom kilku muzeów w ramach obchodów 100-lecia awangardy polskiej w 2017 roku. Niewątpliwie ten lubelski twórca, podobnie jak np. Andrzej Różycki, spełnia wszelkie kryteria, aby go pokazać w tym kontekście.
Pozostają więc drukowane magazyny poświęcone sztukom wizualnym, coraz bardziej obecne także w przestrzeni Internetu, jak „Format”, „Szum” czy „Arteon” oraz niektóre blogi.
Co oglądamy na TVP Kultura i czego słuchamy w polskim radio?
W zasadzie niewiele, jeśli chodzi o fotografię. Czasami około północy można obejrzeć wideo albo performance. Z obszaru stricte fotograficznego odnotowałem premierę filmu Świat z widzenia. O fotografiach Jerzego Lewczyńskiego Piotra Weycherta z 2012 roku, w którym sylwetkę wybitnego fotografa przedstawiono wyłącznie na podstawie autorskich wypowiedzi, zawierających drobne błędy. Był to przykład, jak nie należy realizować dokumentów o współczesnej fotografii. Poza II Programem Polskiego Radia, w którym obecne są ciekawe wypowiedzi i analizy dotyczące fotografii, praktycznie nie ma innych stacji prezentujących audycje poświęcone tej dziedzinie twórczości.
Galerie
Próbując ocenić poziom i ilość ważnych propozycji należy wymienić: Leica Gallery w Warszawie (wystawy: Ilony Szwarc, Bruce’a Gildena, Sandro Millera, a zwłaszcza zorganizowaną na przełomie lat 2016/2017 wystawę Piotra Zbierskiego Push the sky away, będącą tryptykiem o symbolicznym i antropologicznym znaczeniu, nad którym pracował około dziewięciu lat) oraz poznańską Pix House (np. Dobre życie Pawła Piotrowskiego czy zbiorową Polish dream. Współczesna Polska w fotografii dokumentalnej) – szczególne wyróżnienie należy się tej galerii za aktywność, spotkania, dyskusje i zainteresowanie photobookami. Ważnym miejscem jest też warszawska Obserwacja, w której zorganizowano wystawę Jana Styczyńskiego i wydano towarzyszący jej album. Nierówne, ale ważne z założenia ekspozycje przygotował Atlas Sztuki. Wystawa poświęcona Warsztatowi Formy Filmowej, w połowie prezentuje fotografie (jedna sala), ale zupełnie pozbawiona została analizy prac fotograficznych w katalogu do wystawy. Warto odnotować tu ekspozycję prac Newshai Tavakolian i towarzyszący jej tekst Adama Mazura, pt. Wojna się zbliża. Systematycznie działa galeria Cezarego Pieczyńskiego Piekary w Poznaniu, która pokusiła się o spojrzenie na fotografię Antoniego Mikołajczyka. Jednak w zapowiedziach wystawy pojawiły się nadinterpretacje dotyczące relacji artysty z postacią i twórczością László Moholy-Nagy’a. Bardzo ciekawa była publikacja towarzysząca wystawie w lubelskiej Galerii Labirynt, Fotografia subiektywna w sztuce polskiej 1956-1969, poświęcona fotografii modernistycznej zmierzającej do formuły neoawangardowej (z kolekcji Janusza Zagrodzkiego). Tekst do katalogu napisała kuratorka wystawy Anna Zagrodzka. Dużo ciekawych refleksji przyniosła niewielka, ale monograficzna, wystawa prac Konrada Kuzyszyna Ciałostan w łódzkiej Galerii Olimpus, na której pokazano prace od końca lat 80. do chwili obecnej, w tym najbardziej słynne, turpistyczne realizacje z Collegium Anatomicum Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Weszły one do kanonu polskiej sztuki krytycznej, choć ich znaczenie jest, moim zdaniem, przecenione.
A muzea?
Wciąż czekamy na wystawy historyczne w krakowskim Muzeum Historii Fotografii, podobnie w Bunkrze Sztuki. Najważniejszą ekspozycją w muzeum polskim była chyba wystawa prac grupy Zero 61 w Muzeum Sztuki w Łodzi, która zostanie w pamięci ze względu na wydaną monografię, nie zaś sam pokaz. Najciekawszą wystawą problemową była prezentacja zorganizowana w CSW w Toruniu Kości wszystkich ludzi, gdzie twórczość (w tym fotograficzna) Jacka Kryszkowskiego i artystów z kręgu Kultury Zrzuty (np. Zbigniew Libera, Zygmunt Rytka, Grzegorz Zygier) skonfrontowana została z najnowszymi dokonaniami, które niekoniecznie miały jakiś związek z anarchizmem i pojęciem „końca sztuki” Kryszkowskiego. Oglądaliśmy prace np. Justyny Górowskiej, Aleki Polis, a zabrakło np. Jerzego Truszkowskiego. Wątpię, aby radykalne postulaty Kryszkowskiego miały autentycznych kontynuantów w ukierunkowanej na konsumpcjonizm scenie XXI wieku. W krakowskim MOCAK-u pokazano w ramach krakowskiego Miesiąca Fotografii indywidualną ekspozycję prac Anety Grzeszykowskiej, artystki o wielu sukcesach międzynarodowych, podążającej kilkoma tropami, m.in. Cindy Sherman i refleksji nad obrazem cyfrowym.
Co było interesujące?
W 2016 roku odnotowałem wiele ciekawych wystaw. Ale zawsze „centrum” interesuje mnie tak samo jak „prowincja”. Wystawa Roberta Rauschneberga w Łodzi, o której pisałem na łamach „O.pl”, była dla mnie najważniejszą spośród wystaw zagranicznych. Podejmowała mało znany problem fotografii tworzonej równolegle do malarstwa rozszerzonego („combine paintings”) i grafiki z użyciem dokumentalnych zdjęć, która, zdaniem najnowszych badaczy, była formą prymarną dla całej twórczości jednego z twórców pop-artu. Drugą bardzo ważną propozycją o charakterze międzynarodowym była ekspozycja Na pierwszy rzut oka. Wybór z czeskiej fotografii XX i XXI wieku pokazana w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu. Przedstawiła ona klasykę awangardy czeskiej w zestawianiu z nowymi problemami, jakie uwidoczniły się w momencie upadku komunizmu i nowych inscenizacyjnych (Jan Saudek) przede wszystkich dokumentalnych wyzwań (Jindřich Štreit) przede jakimi znalazła się fotografia czeska.
Pokaz 140 zdjęć Tadeusza Prociaka i opublikowany album pt. Czas kamienia był dla mnie najważniejszą z wystaw, jakie obejrzałem w Polsce w ubiegłym roku. Duża ekspozycja w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze wyznaczała szeroki zakres pola badawczego, zarówno dotyczący kapsuł czasu, jak też najnowszych przemian zarówno w medium fotograficznym, jak i w przestrzeni życia społecznego (np. Coca-Cola). Z tego całościowego spojrzenia za pomocą kilku modeli fotografii: tradycyjnego krajobrazu, złudzenia optycznego, portretu, fotografii poruszonej i bliskiej abstrakcji, rejestrującej uczucia fotografa, wyłania się zaskakująca wizja świata.
Bardzo podobał mi się pomysł wystawy Tomasz Machciński – człowiek o 1000 twarzy, pokazanej w Szklarni szkoły filmowej w Łodzi, zwłaszcza ze względu na kontekst, przywołujący pokój artysty z mieszkania w Kaliszu. Zaprezentowano także film o nim w reżyserii Henryka Dederki oraz dokumentację wielu prac artysty, w których wciela się w przeróżne postaci najpierw filmowe, potem ze świata polityki. W udany sposób przeszedł transformację od fotografii czarno-białej do kolorowej. Szkoda, że jury polskie nie wybrało go na kolejne Biennale w Wenecji w 2017 roku. Chyba bardziej na to zasługiwał niż Amerykanka Sharon Lockhart. Na marginesie zaznaczę, że w Szklarni miała miejsce także ważna wystawa Grzegorza Przyborka zorganizowana w ramach Fotofestiwalu w Łodzi.
Tomek Mielech w 2016 roku miał dwie wystawy indywidualne. Widziałem jedną pt. Fotografia w górach (Książnica Karkonoska), towarzyszącą Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze. Druga, pt. Miejsca niczyje, odbyła się w galerii Pustej w Jaworznie. Fotografia Mielecha wyrasta z przemian fotografii polskiej i czechosłowackiej. Stosuje powiększenia z fotografii kontaktowej z prostymi, choć czasami trudno dostępnymi motywami. Jest w nich nostalgia, romantyczne piękno i przede wszystkim panowanie nad fotografowanym motywem tak, aby w pełni stał się jego własnym. Od kilku lat jest on czołową postacią tradycji tzw. szkoły jeleniogórskiej. Warto zwrócić uwagę, że podobne motywy i sposób realizacji charakterystyczny jest również dla twórczości Leszka Żurka, który pod koniec roku wystawiał w Rumi.
- Wybiórcze, gdyż opieram się na tym, co widziałem i co przeczytałem. Nie znaczy to, że moje podsumowanie jest skrajnie subiektywne, wprost przeciwnie, zawsze poszukuję jak najbardziej szerokiej analizy zjawiska.↵
- Zob. np. D. Staga, Eksperymenty twórcze grypy Zero 61 w Łodzi, 10.10.2016, z błędnym podaniem imienia Chomicza: Roman zamiast Romuald, http://culture.pl/pl/artykul/eksperymenty-grupy-zero-61-w-lodzi [data dostępu 11.01.2017 r.].↵