A.K.: Dlaczego Twoje realizacje osadzone w przestrzeni wirtualnej wykorzystywane są do prezentacji typu wystawienniczego? Czy przestrzeń wirtualna nie jest wystarczającą dla funkcjonowania sztuki aktualnej i nie gwarantuje jej zadowalającego statusu ontologicznego?
C.: Bardzo się cieszę, że zadajesz to pytanie!
Nie zgodziłbym się z powszechnym twierdzeniem, że sztuka sieci to ta, która się w niej znajduje i jest oparta o technologie w niej funkcjonujące. Byłoby to wielkie uproszczenie. Ogromny potencjał tkwi na płaszczyźnie intelektualnej, wynikającej z sieci, ale niekoniecznie w niej zrealizowanej.
Osadzenie jakiegoś dzieła na serwerze w Internecie nie czyni tego dzieła automatycznie bardziej „sieciowym” lub ogólnie „lepszym”. Forma prezentacji jest metodą komunikowania się ze światem nas otaczającym. Nie każde dzieło sieciowe wymaga tej samej formy prezentacji. Nie chodzi zatem o to, jak coś zaprezentujemy, ale przede wszystkim, co zaprezentujemy. To coś i tak zostaje przeinterpretowane w zależności od możliwości percepcyjnych indywiduum – rozgrywa się w głowie odbiorcy. To czy on to zobaczy na monitorze, czy w formie obiektu na ścianie niekoniecznie jest warunkiem definiującym. Dzieło sieciowe można zaprezentować zarówno na serwerze, jak i na kartce papieru. Można komuś opowiedzieć, wyrecytować (CodePoetry) za każdym razem przyjmując ideę jako główną wartość a nie prezentację jej względnej materialności. Czyż nie o to właśnie chodzi w wirtualnych przestrzeniach?
W sieci wydaje się ogólnie ważniejsze to co niż jak. Cloud Computing np. zakłada infrastrukturę technologiczną, która jest „gdzieś w sieci” – stąd pojęcie chmury (ang. cloud), o której parametrach nie musimy nic wiedzieć. Ma spełniać zadanie, ma przetrzymywać nasze dane, do których mamy ogólnoświatowy dostęp gdziekolwiek tylko połączymy się z siecią.
Czy bardziej wytrzymała jest kartka papieru, obiekt czy wielokrotnie redundantny (nazywany bezawaryjnym!) serwer danych, pozostaje nadal pytaniem otwartym. Nie posiadamy obecnie ani wiedzy, ani doświadczenia, które byłoby w stanie nam odpowiedzieć na to pytanie. Kilkadziesiąt lat komputeryzacji stoi naprzeciw tysiącleciom przekazywania wiedzy oraz idei na rozmaite inne sposoby. To powoduje, że status ontologiczny przestrzeni wirtualnej nie może być dzisiaj jasno określony.
Najważniejsza – a to cecha wspólna – pozostaje idea.
A.K.: Jak definiujesz wirtualność? Twoja wystawa w Berlinie (2006) nosiła tytuł The Reality of Virtuality. Twoje realizacje wykazują subiektywizm ludzkiej percepcji, ale także podkreślają brak obiektywizmu maszyny, czy w takim przypadku możemy stwierdzać o realności jakiejś przestrzeni?
C.: Faktycznie zagadnienie koncentruje się wokół naszych możliwości percepcyjnych oraz tego, co pojmujemy jako realność i jak daleko będziemy chcieli ją uzupełnić dodatkowymi przestrzeniami/wymiarami w niedalekiej i dalekiej przyszłości.
Czy spotkanie dwóch osób w cyberprzestrzeni jest „mniej realnym” spotkaniem, czy tylko innym? Na jakim poziomie abstrakcji możemy zdefiniować spotkanie? Ile bodźców oczekujemy od spotkania, aby stało się „realnym” spotkaniem?
Pomijając kilka kroków. Gdyby udało się człowiekowi stworzyć idealną iluzję świata, nie różniącą się od świata, w którym obecnie żyjemy, to jak można by wartościować te przestrzenie? Zakładając możliwość, pojawienia się takiej idealności wytworzonej przestrzeni, to z punktu widzenia logiki nie możemy wykluczyć tego, że właśnie w takiej się obecnie sami znajdujemy. Przyzwyczailiśmy się do „Matrixa”, ale jednak słyszę już głosy: „Nie wierzę, wykluczone!” Na jakiej podstawie możemy wykluczyć taką opcję, skoro nie mamy do tego narzędzi? To trochę jak z wiarą. Prowadzone są nagonki lub wojny o religie. Dlaczego? Brak jakichkolwiek dowodów na jej zaprzeczenie!
Na poziomie obecnego stanu naszej wiedzy ciekawsze wydaje się inne, podstawowe pytanie: Czy nasze jestestwo stałoby się wówczas w jakikolwiek sposób gorsze? W tym punkcie nasuwają się automatycznie pytania gnębiące ludzkość od zarania dziejów. Czym jest zatem nasze jestestwo? Dalej idąc tym tropem znajdujemy się nagle w zagadnieniach zapisu naszych dusz oraz wielowymiarowości wszechświata, często poruszanych przez naukowców. Im bardziej podążam tą drogą tym bardziej boli mnie głowa, ale to ponoć naturalne. [śmiech] Im bardziej analizuję te zagadnienia w mojej twórczości, tym bardziej wierzę w istnienie boga.
A.K.: Twoja refleksja artystyczna bardzo często dotyczy języka i kodów. Podkreślasz istnienie kodu, który jest różnie interpretowany. Czy sam kod, wygenerowany przez maszynę lub ludzki umysł, jest obiektywny i istnieje poza interpretacją?
C.: Kod jest budulcem i podstawą mojej twórczości. Bez kodu nie byłoby moich prac. Bez kodu nie byłoby również życia. Nie da się zatem przecenić znaczenia kodu dla wszechświata – to warunek jego istnienia. Kody oczywiście różnią się między sobą. Okazuje się jednak, że możliwość badania jednego kodu pozwala wyciągać wnioski, co do potencjalnego zachowania się innych kodów. Pamiętajmy, że kody informatyczne zostały stworzone przez człowieka. Są dla niego zrozumiałe, poddają się interpretacji, są wykorzystywane do zapisu danych w celu późniejszego odczytania. Kod nie jest zatem czymś „zimnym” i oderwanym od człowieka. Wręcz przeciwnie, kod wynika z człowieka i mu służy w sposób bardzo naturalny – w taki, w jakim celu go stworzył.
Badanie kodu daje mi ogromne pole do wyciągania wniosków co do świata, który określamy jako realny. To jak piaskownica badawcza, gdzie mogę eksperymentować bez ryzyka czynienia szkody. Ale za to mogę przekazywać wnioski z badań w formie postawionych artystycznie tez. W informatyce pojęcie „sandbox” (piaskownica), określa zamknięte środowisko badawcze wyodrębnione w systemie operacyjnym, nie mogące wpłynąć bezpośrednio na system matczyny. Ja odnajduję podobne przejście z poziomu świata wirtualnego/informatycznego do świata rzeczywistego.
Odnosząc się do obiektywizmu. Wszystkie moje badania wskazują na to, że niezależnie czy mamy do czynienia z człowiekiem, czy komputerem, to interpretacja jest czynnikiem względnym. W dużej mierze chodzi o poziom abstrakcyjności jaki jesteśmy w stanie przetworzyć. To z kolei pozwala dostrzegać w komputerach cechy bardziej ludzkie, niż się powszechnie uznaje. A to zaś narzuca kolejne pytania o to, dlaczego? Nie przeceniałbym tego zjawiska na obecnym etapie rozwoju. Jednak dla przyszłości moje spostrzeżenia wydają się mieć znaczenie kluczowe – często ostrzegawcze.