Agnieszka Kwiecień: Zainteresowałeś się nowymi technologiami, związanymi z informatyką i rozwijającą się siecią już w latach 80., i wykorzystałeś je w praktyce artystycznej. Twoje prace stają się refleksją o sztuce i człowieku w obliczu rozwoju nowych technologii. Można wręcz odnieść wrażenie, że sztuka stała się nauką. Czy wykorzystanie nowych technologii postawiło przed sztuką nowe cele, jeśli tak to jakie? Uzasadniło jej trwanie, ujawniło funkcjonalizm?
Codemanipulator®: Zestawienie pojęć sztuka i nauka jest mi bardzo bliskie. Podejrzewam, że wznowiłbym temat rzekę, gdybym chciał rozwinąć moje (i nie tylko) przekonanie, że określenia sztuka i artysta uważam za niepasujące do wielu zjawisk i osób, które nimi powszechnie definiujemy, z braku lepszej alternatywy. Oczywiście zawsze można odwołać się do rozwoju języka i zachodzących w nim zmian znaczeniowych. Przyjmując ten tok myślenia, sztuka dzisiaj jest czymś zupełnie innym niż kiedyś. Analizując problematykę z innej strony, faktycznie moja praktyka artystyczna, jeżeli już używamy tego słowa, wydaje się być bliższa badaniom naukowym oraz informatyce, niż temu, co powszechnie jest kojarzone ze sztuką.
W biegu historii mieliśmy już przykłady pojawienia się nowych technologii/mediów, które wpłynęły na kształt sztuki (można się tu odnieść do lat 70.). Jednak nigdy dotychczas nie mieliśmy tak wielkiego zjawiska jakim jest Internet a w szczególności World Wide Web, który zapoczątkował prawdziwą erę ogólnodostępnej światowej komunikacji w połowie lat 90. Niezależnie jakich superlatywów bym używał, to wydają się nieadekwatne do opisania skali jaką jest ta zmiana. Często wydajemy się być tak pochłonięci siecią, że paradoksalnie nie potrafimy już zdać sobie sprawy z tego, że świat bez niej, nieco ponad 10 lat temu, był czymś zupełnie innym.
Jeżeli artyści nie będą otwierali się na to, co nowe, wówczas zawsze będzie istniało ryzyko wtórności ich działań. Takie zjawisko właśnie obecnie możemy dostrzec, patrząc na polską jak również zagraniczną scenę artystyczną. Z jednej strony obserwuję z niesmakiem, jak dla wielu twórców lata 70. nie są tylko punktem wyjścia do własnych przemyśleń twórczych, lecz najzwyczajniej materiałem, z którego można bezpardonowo zrzynać, tuszując medialnie prawdziwe autorstwo. Z drugiej strony zadziwia mnie właśnie to, że media, w tym bardzo silnie Internet/WWW są (przez nich) dostrzegane jako platforma PR, ale już nie jako platforma do odniesień artystycznych, jako pole działania, lub choćby punkt zaczepny.
Zupełnie nie mogę zgodzić się z głosami, które jako fakt próbują opinii sprzedać wersję, wedle której „już wszystko zostało w sztuce powiedziane”. A może nie za bardzo się postarali? Może trzeba wyjść ze świata starającej się hermetycznie zamknąć praktyki artystycznej. W moim przekonaniu nie wystarczy już być „artystą”, aby robić sztukę. To zaś dla wielu osób zajmujących się sztuką wiązałoby się z ogromnym dodatkowym wysiłkiem, mianowicie z pozyskaniem profesjonalnej wiedzy z zakresu zupełnie innych dziedzin. Inaczej mówiąc: jest to trudne, więc artyści idą na skróty, wybierają łatwiznę z odrobiną taniego medialnego szumu. Oczywiście generalizuję, bo nie wszyscy są na szczęście tacy leniwi. [śmiech]
Głównym celem prawdziwej sztuki na zawsze pozostanie odkrywczość, bardzo szeroko rozumiana.
A.K.: Czy ważne dla Ciebie były poszukiwania artystyczne lat 70. oraz ich nastawienie na badanie medium?
C.: Uważam ten okres za jeden z najważniejszych dla rozwoju sztuki. Bardzo bliska jest mi siła chęci dokonania odkrycia, siła badawcza, próba redefinicji sztuki, radykalność. Poddanie w wątpliwość utartych ścieżek. Prawdziwe przemiany w sztuce mają miejsce nie stale, lecz objawiają się kamieniami milowymi. Z takim mieliśmy do czynienia właśnie w latach 70. Podobnie uważam połowę lat 90. wraz ze wspomnianą rewolucją Internetową za kolejny ważny etap. Artyści którym było dane dostrzec tę wielką zmianę wejdą z całą pewnością do historii sztuki – może nie od razu, może za kolejne 30 lat? Kto wie? Tego samego nie da się powiedzieć o tych, którzy nawet jeżeli obecnie doświadczają chwilowej i chwiejnej popkulturowej sławy, to w istocie rzeczy przespali całą rewolucję!
Podchodzę do własnej twórczości ze sporym dystansem. Pomaga mi w tym wspomniane przez Ciebie naukowe podejście. Wynik twórczy tratuję jako dowód badania. Wypracowanie dowodu pozwala mi na postawienie tezy udowodnionej, co jest o wiele wygodniejsze, może i pewniejsze niż np. sama intuicja. Dla historii ma to takie znaczenie, że z punktu widzenia logiki nie ma sensu podważać moich badań/dokonań. Tak samo nie da się zakwestionować HTML-Malevicha (1996), jak i faktu mojego pierwszeństwa w wykorzystaniu WWW w praktyce artystycznej. A więc pewnych odkryć.
Jest to w pewnym sensie zbieg szczęśliwych okoliczności. Powtórzę tutaj wspomniane momenty pojawiania się kamienia milowego w sztuce, gdyż takie momenty zdarzają się wyjątkowo rzadko. Patrząc na to wszystko nieco z boku – m.in. aby mieć taką możliwość występuję pod pseudonimem – cieszę się z faktu, że polska kultura może (lub zrobi to wcześniej czy później) powoływać się na kolejne poparte dowodami osiągnięcie dla światowej historii sztuki. Kolejny kamień milowy. True revolutions come from the east (Codemanipulator, 1996).
A.K.: Twoje realizacje badają stosunki pomiędzy człowiekiem a maszyną, wpływ nowych technologii na kształt świata. Określasz relacje pomiędzy jednostką i społeczeństwem a siecią. W dziele HTML-CSS-Malevich (2001) zamieniłeś ikonę awangardy – czarny kwadrat Malewicza na kod – dotarłeś w sposób odmienny do istoty koloru, spostrzegłeś możliwość kolejnej redukcji, albo tylko jedyną obecnie istniejącą możliwość zdefiniowania i zrozumienia ikony. Zademonstrowałeś, że kwadrat jest jednocześnie kołem. Tworzysz kody, które na przykład interpretowane przez różne przeglądarki internetowe przedstawiają zupełnie odmienne obrazy. Czy bliskie są Ci kontestacyjne działania sztuki sieci? Dostrzegam w Twoich działaniach jednocześnie wątki utopii, choćby zachwytu nad możliwościami jakie daje technika i eksponowanie misji sztuki.
C.: W pierwszym rzędzie dążę do kolejnych odkryć. Tak jak naukowiec interesuje się głównie znalezieniem odpowiedzi na rozmaite zagadnienia, tak i ja staram się koncentrować głównie na tych zadaniach, które wydają mi się najważniejsze, najciekawsze i najpilniej potrzebujące rozwikłania, bądź przynajmniej ustosunkowania się. Oczywiście moje rozwiązania same w sobie też bywają w pewien sposób zakodowane – mówią językiem w jakim zostało zadane pytanie.
Czasami zwracam uwagę na uboczne skutki badań, które powodują chęć ich rozwinięcia. Zupełnie nie interesuję się natomiast błahostkami, powierzchownością, oraz tematami, na które już dawno zostały podane rozwiązania.
Drażnią mnie artyści „pseudo-sieciowi”. Sam zachwyt nad medium nie wystarcza, aby je zrozumieć. Wydaje się i w tej materii dalej prawdziwe twierdzenie, że „swój warsztat trzeba dobrze znać”. Zarówno na płaszczyźnie technicznej jak i intelektualnej, wynikającej z danego medium.
Owszem bardzo interesuje mnie zagadnienie utopii, które poruszasz, choć często – nie wiem dlaczego, niektóre moje prace bywają niesłusznie przypisywane tym utopijnym. [śmiech] Być może dla kogoś zbudowanie nowego miasta wielkości Nowej Huty wydaje sie w obecnych „realiach” czymś zupełnie utopijnym? (Miasto w Mieście, 1997) Ale przecież „realia” sami sobie definiujemy. Skoro w 1956 roku można było osiągnąć twór urbanistyczny, który dzisiaj wydawałby się utopijny, to może lepiej, gdyby społeczeństwo się przebudziło i dostrzegło, że coś jest nie tak z naszym nowym systemem.
Chyba często podważam to, co się niesłusznie utarło. Badam. Manifestuję. Staram się przebudzić. Więc tak, zgadzam się, eksponuję prymarną rolę sztuki.