Trudno zgodzić się z poglądem, że te ogromne cierpienia socjalne są powodowane nieprzystosowaniem milionów do ducha czasu. Bo wyrazem czego jest duch czasu, jeśli nie ducha ludzi, którzy go swoimi potrzebami, postawami i aspiracjami artykułują? Rzecz w tym, że między człowiekiem, a rzeczywistością wyrósł potężny pośrednik: wolny RYNEK, który skutecznie wykorzystuje mentalne anachronizmy, by upowszechniać pożądane oczekiwania i zachowania. Więc może te rywalizujące między sobą RYNKOWE INTERESY nazywamy duchem czasu? Wiadomo, że rynek rozwija się tam, gdzie są pieniądze.
Pierwsze masowe komputery pojawiły się na Zachodzie i służyły przede wszystkim grom. W ten niewinny sposób przemysł elektroniczny wprowadził nas w erę informatyczną przez odwoływanie się do głęboko w człowieku zakorzenionej barbarzyńskiej skłonności polowania, wojowania i zabijania, wyzwalając powszechne opętanie współzawodnictwem w zdobywaniu jak największej liczby punktów NICZEGO. Tak nowocześnie wychowuje się dzieci do walki konkurencyjnej i sukcesu za wszelka cenę…
Ma rację Pierre Francastel2, że technika sama w sobie nie jest wartością społeczną – ona może SŁUŻYĆ tworzeniu wartości. Telefony komórkowe jakościowo zwiększyły zasięg i możliwości komunikowania się ludzi – czy dzięki temu jakościowo zmieniły się też nasze kontakty: czy teraz mamy sobie WIĘCEJ do powiedzenia OD SIEBIE? Czy nasze rozmowy są bogatsze, treściwsze i prawdziwsze? Samochody i samoloty pozwalają szybko dotrzeć do dowolnych miejsc – czy świat stał się przez to teraz bardziej OTWARTY: bezpieczny i wspólny? A mieszkańcy oddalonych od siebie miejscowości poczuli się sobie bardziej bliscy, jak SĄSIEDZI na Planecie Ziemia? Nie mówiąc o skutkach postępu w transporcie wojskowym, o rakietach i o tym, co one przenoszą…
Pozorowanie wartości stało się motywacją do mnożenia rynkowych bytów. Dzieci rodzą się z chipami w genach, ale dorastają w świecie barbarzyństwa nowoczesnych wojen, wśród ludzi samolubnych, nastawionych na konsumpcyjne oczekiwania. Kształtowani do życia pełnego sprzeczności, są podatni na rzeczowe przymusy, nastawieni na walkę o pracę, o pieniądze, które dają PRAWO do egzystencji. Myślę, że jak długo pieniądze będą pracować, karmić, leczyć, budować, kształcić – tak długo będą bezrobotni, głodni, chorzy, bezdomni i analfabeci.
Wobec totalnej komercjalizacji życia i wzrastającego zagrożenia socjalnego, szczególne znaczenie ma piękna i szlachetna idea WOLONTARIATU. Rozwój spontanicznego ruchu ludzi otwartych na człowieka, świadczy o coraz silniejszej duchowej potrzebie dawania i otrzymywania DOBRA, nie przeliczalnego na pieniądze. Jest to znacząca, choć osobliwie niedoceniana zapowiedź, że zmierzch terroru pieniądza jest możliwy, że przyszłością ludzkości będzie partnerskie współ-życie, a nie międzyludzka konkurencja. Nie wiem, czemu poszukiwanie sensu życia przez działanie w społecznym interesie, nazywa się BEZINTERESOWNYM? Uważam, że inwestowanie w swój sposób bycia człowiekiem jest najważniejszym życiowym interesem…
Bez wizji przyszłości nie może powstać koncepcja rozwoju świata, bez wiedzy o tym, czego chcemy, nie można kontrolować postępu, bez mapy drogowej nie można stymulować charakteru i kierunków przeobrażeń. Nie wiemy, jakie jest nowe miejsce człowieka w wysoce stechnicyzowanej rzeczywistości. Jakościowe zmiany dokonują się żywiołowo. Świat ogarnia chaos niekompatybilnych struktur cywilizacyjnych i sprzeczności interesów. W technokratycznym kosztorysie postępu nie liczą się skutki społeczne działalności gospodarczej. Kiedy pieniądz organizuje życie, wybuchają katastrofalne zawirowania stosunków finansowych. Bo rynek pożera pieniądze wielu i wypluwa zyski nielicznym.
Świat zawsze dzielił się na lepszych i gorszych, współczesność wniosła do tego podziału wciąż rosnącą klasę ZBYTECZNYCH. Stąd nową motywacją planowania życia stał się lęk przed wykluczeniem: w marzeniu o karierze liczy się sukces w wyścigu szczurów…