Rok 2009 w muzyce – ale jakiej? Czy nie powinny raczej powstać osobne teksty o kilku, a może nawet kilkunastu różnych światach muzycznych, z których każdy ma swoje hierarchie wartości i swoje wydarzenia. Bo czy można zestawić ze sobą komponowaną muzykę współczesną, nu-jazz i techno? Cóż, chyba nie tylko można, ale i trzeba, bo, jak zwykle, rzeczywistość wyprzedza krytykę. Sacrum Profanum – bezsprzecznie jeden z najciekawszych festiwali muzycznych minionego roku – to przecież prezentacje zarówno szacownego Ensemble Recherche, jak i Cinematic Orchestra czy wreszcie szatańskiej elektroniki Aphex Twina. Co razem z plejadą gwiazd z najwyższej półki w programie festiwalu Misteria Paschalia i cyklem Opera Rara czyni Krakowskie Biuro Festiwalowe prawdziwym koncertowym potentatem.
Po wzmiankach w licznych podsumowaniach muzycznego roku w Polsce można sądzić, że praca Biura została doceniona. Nie zawsze tak się dzieje. Właściwie chyba tylko w świecie muzyki klasycznej podział na medialny mainstream i niszowy underground nie istnieje, albo nie jest aż tak widoczny. Odzew spotykają z grubsza te projekty, które powinny; uwaga mediów najczęściej pokrywa się z ich jakością. Zasłużoną estymą wciąż cieszy się nawet wymagająca Warszawska Jesień. Wszędzie indziej im więcej mediów, tym więcej wątpliwości czy „wydarzenie” naprawdę jest wydarzeniem.
Przy próbie oceny wydarzeń innych gatunków medialne zainteresowanie nie może być żadną sensowną miarą (choć zdarza się, że jest zwodniczą sugestią). Gdybym taką zastosował, za koncert roku w muzyce jazzowej musiałbym uznać występ Diany Krall. Wolę raczej docenić ryzyko, jakie niesie sprowadzanie artystów niekoniecznie w Polsce znanych, a na pewno nie gwarantujących zainteresowania mediów i sponsorów: Chicago Tentet Petera Brötzmanna, pięknego klasyczno-improwizującego duetu Barry Guy/Maya Homburger, Wayne’a Shortera czy Williama Parkera (większość wystąpiła przynajmniej dwukrotnie i to z różnymi projektami). Albo też wskazać na naszpikowany geniuszami muzyki improwizowanej (dzień Johna Zorna!) program Warsaw Summer Jazz Days.
Z pogranicza tak zwanej muzyki popularnej z ambicjami – nie podzielam powszechnych zachwytów nad Gabą Kulką. Czy w morzu zgrzebnego plastiku polskiej rozrywki wystarczy nagrać nieźle pomyślane, wykonane i wyprodukowane płyty, żeby zebrać tak entuzjastyczne recenzje? Podobnie jest z bardzo chwalonym wszędzie projektem L.U.C.-a 39/89 Zrozumieć Polskę. Zabawny w części wyśmiewającej komunistyczne absurdy kolaż jest potwornie pretensjonalny w tematach martyrologicznych, niestety dominujących nad resztą. Miło było usłyszeć kilka historycznych przemówień, które znałem tylko z podręczników, ale w zasadzie nie ma na płycie niczego nowego dla kogoś, kto jako tako uważał na historii. Ale że podobno nagranie 39/89 Zrozumieć Polskę adresowane było właśnie do tych, którzy nie uważali, ta wada może okazać się zaletą – przynamniej w sensie dydaktycznej funkcji tej pozycji.
W pełni przekonuje mnie za to pomysł na album Antonisz zespołu Małe Instrumenty; grupy, która nie ma konkurencji, bo właściwie stworzyła własną kategorię stylistyczną. Łapki-klekotki, plastikowe karuzele i gumowe kaczuszki do kąpieli jako pełnoprawne narzędzie wytwarzania dźwięków – a w tle idea, że muzyka nie jest zarezerwowana dla panów we frakach, grających na „dużych instrumentach”, a kultura nie dzieje się tylko od święta w świetle reflektorów i fleszy.