Na pewno nie jest źle. Powstaje w Krakowie Muzeum Sztuki Współczesnej, buduje się dom dla sztuki Tadeusza Kantora. Z drugiej strony Kraków nie potrafi docenić tego, co już ma – przykładem niech będzie haniebne potraktowanie rzeźby Mirosława Bałki.
Zaczniemy od gorzkiej pigułki. Symbolem blamażu anno Domini 2009 niech będą losy rzeźby Bałki Auschwitzwieliczka. Inaugurowana z udziałem samego ministra Zdrojewskiego i prominentnych urzędników z krakowskiego Biura Festiwalowego, szybko stała się schronieniem dla podgórskich pijaków. Niewiarygodne. Szczególnie w kontekście sukcesu polskiego rzeźbiarza w Tate Gallery w Londynie. Trudne do uwierzenia fakty towarzyszą też powstawaniu Muzeum Sztuki Współczesnej. Ma już siedzibę w dawnej fabryce Oskara Schindlera na Zabłociu, nie ma natomiast programu, nie ma dyrektora i nie ma zbiorów! Przygotowania otacza mgła tajemnicy. Z inicjatywy Marty Deskur i Wilhelma Sasnala powstał środowiskowy list do Prezydenta Krakowa, domagający się „przedstawienia opinii publicznej wizji i kierunku rozwoju obranego przez miasto”. Prezydent się zastanawia, a czas upływa. Z drugiej strony krakowskie muzeum już teraz jest jakimś sukcesem – ze wszystkich powstających dziś w Polsce muzeów zajmujących się sztuką współczesną, to właśnie krakowskie plany są najbardziej zaawansowane. Cieszy natomiast konsekwentnie rozwijająca się budowa Muzeum Kantora w podgórskiej elektrowni. Są już nie tylko projekty i plany, ale konkretne kalendarium budowy. Pierwsi goście mają szansę odwiedzić muzeum już na przełomie 2011 i 2012 roku.
Teraz będzie o hitach. W świetnej formie jest festiwal Miesiąc Fotografii, autorska inicjatywa dwu krakowskich fundacji. W 2009 roku wiodącym tematem były archiwa – te liczące się na świecie, i te zupełnie prywatne. Staraniem Miesiąca w Krakowie odbyła się wystawa klasyka amerykańskiej fotografii reportażowej Weegee’go. To znaczące, że festiwal o takiej renomie i takim zasięgu powstał w Krakowie w wyniku działań grupy pasjonatów, a nie w oparciu o konkretną instytucję. Powinno to dać do myślenia miejskim urzędnikom.
Mocne uderzenie na koniec roku zafundowało w Krakowie Muzeum Narodowe. Wystawa kolekcji Teresy i Andrzeja Starmachów – efektowna, odważnie zaaranżowana, pełna „podręcznikowych”, najwyższej rangi prac – pokazała, że mamy pod Wawelem kolekcjonerskiego geniusza. Wieści o nieprawdopodobnych zbiorach Starmachów krążyły po Polsce od lat. I wszystko się potwierdziło. Starmachowie mają wszystko to, co powinien posiadać kolekcjoner idealny: wizję, pasję i pieniądze, dar przewidywania przyszłości i doskonały gust. Nie zgadzam się z opiniami, że muzeum prezentując prywatną kolekcję „dowartościowuje” ją na rynku sztuki. Nawet jeśli przy okazji tak jest, dzieła zgromadzone przez krakowskich marszandów są godne każdej galerii.
O fenomenie kolekcjonowania opowiadała wyśmienita wystawa Roberta Kuśmirowskiego Masyw kolekcjonerski w Bunkrze Sztuki. Artysta wykreował z barokowym rozmachem skomplikowane scenografie, w których trudno było odróżnić atrapy od prawdziwych przedmiotów. Na zasadzie przewrotnego kontrapunktu Kuśmirowski oddał piętro galerii słynnemu krakowskiemu kolekcjonerowi Markowi Sosence, który pokazał własną kolekcję zabawek, instrumentów, mebli. Przenikające się, całkowicie odrębne, a jednocześnie dziwnie pokrewne narracje, mówiły o relacjach człowieka z przedmiotem, wzajemnych uzależnieniach, zawłaszczeniach.
1 comment
To jest w MUZEUM MOCAK W KRAKOWIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A NIE W NARODOWYM
Comments are closed.