Flaga – element tożsamości narodowej, jego suwerenności oraz zbiorowości. Przez wieki czczona, profanowana, przejmowana przez najeźdźców, odzyskiwana przez zrywy wolnościowe zwycięzców. Od niedawna stanowi element badań historyków, którzy ochrzcili tą dziedzinę nauki mianem weksylologii. Nazwa ta powstała z połączenia łacińskiego wyrazu vexillum (sztandar) i greckiego logos (nauka)[1].
Flaga to także mapa – mniejsze państewka, takie jak na przykład Tuvalu, umieszczają wskazówki, w ich przypadku są to gwiazdy, które rozmieszczone są tak, że odpowiadają długości i szerokości geograficznej regionu, umiejętnie wskazując kierunek podróży. Nie należy też zapominać o kolorach – pochodzą one najczęściej z barw heraldycznych i wyróżniają się zdecydowaną kolorystyką, które mają podkreślać cechy charakterystyczne danego obszaru, na przykład środowiska naturalnego, położenia, czy też burzliwą historię. Flaga to uniwersalny symbol – niezależnie od kultury i regionu oznacza on przynależność do określonego narodu, miejsca. Tymczasem artyści biorący udział w wystawie w radomskiej Elektrowni umieszczają ten ważny emblemat w nowych kontekstach, wydobywając z niego ukryte znaczenia. Jest to trudne zdanie, ponieważ bardzo łatwo można otrzeć się przy tym o banał czy pewnego rodzaju uproszczenie. Na szczęście ekspozycji Flagi daleko jest od zbędnych truizmów. Funduje ona swoim widzom błyskotliwą i zarazem przewrotną grę z utartymi schematami myślenia o stale obecnych, wręcz archetypicznych symbolach, które określają tożsamość wspólnoty. Jej efekt jest dość zaskakujący – obraz flagi, z pozoru jednoznaczny i znajomy, staje się nieostry, niejasny, niepewny – budzi zarówno wątpliwość, jak i ciekawość. Nie jest to pierwsza wystawa, która w tak interesujący sposób porusza zagadnienie znaku.
Ważną ekspozycją, która miała miejsce 2004 roku była Signal box/Nastawnia zorganizowana w katowickim BWA. Jej kolejne odsłony miały miejsce w Elblągu, Bielsku Białej i w Ostrawie. Była ona poświęcona sztuce, której głównym środkiem wyrazu jest właśnie symbol. Jak czytamy w katalogu wystawy, „znak traci swoją funkcję informacyjną, stając się narzędziem opresyjnym – organiserem życia w rękach różnych władz: ekonomicznych, społecznych państwowych, religijnych”[2]. Signal box/ Nastawnia wytrąciła widza ze stanu błogiego spokoju, zachęcając go do krytycznego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość, w której „natłok, przenikalność i współegzystencja znaków(…)buduje albo chaos, albo labirynt posiadający swój cel”[3]. To ostatnie stwierdzenie doskonale definiuje także wystawę w radomskiej Elektrowni, która staje się pewnego rodzaju studium, określającym aktualny status ludzkiej kondycji, uwikłanej w informacyjny chaos i bezosobową politykę. Stąd też ekspozycji Flagi nie należy rozpatrywać tylko i wyłącznie jako pochwalnego peanu ku czci polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej. To także wyraz rozczarowania, powolnej utraty tożsamości wessanej przez kosmopolityczne wizje świata oraz próba zdefiniowania symbolu, pochłanianego przez kulturowe, ujednolicone szablony.
Sama wystawa podzielona jest na część zewnętrzną, którą można obejrzeć przed wejściem do galerii, jak i wewnętrzną, która oglądana jest już w samej Elektrowni. Tą pierwszą odsłonę otwiera z pozoru dowcipna instalacja Marcina Berdyszaka United stories (2008). Ogrodowe krasnale, powszechnie znany symbol kiczu, zostały pomalowane na wzór flagi Unii Europejskiej. Ustawione wokół poprzemysłowego basenu z przytwierdzonymi do rąk wędkami, łowią…Ta artystyczna wariacja na temat naszej obecności w UE wydaje się być smutnym komentarzem odnoszącym się do nadmiernej standaryzacji i ujednolicenia, które prowadzą do bezrefleksyjnego wartościowania otaczającej rzeczywistości. Podobnie dzieje się w przypadku kolejnej pracy artysty, Konstytucje II (2008), gdzie Berdyszak „przebiera” w unijną flagę przedmioty codziennego użytku – wózek, walizkę, parasol czy wiaderko. Każdy z tych przedmiotów sugeruje dostosowanie się do określonych, narzuconych standardów made in EU, co prowadzi do utraty tożsamości, odrębności, i co najważniejsze, indywidualności.
Tymczasem Paweł Susid prezentuje malarskie prace, między innymi Flagi skromne: trzy kolory poziome z białym środkiem: Sudan Kuwejt (2002) oraz Flagi skromne i ładne– Libia (2002). Artysta dokonuje reprodukcji symboli państwowych, zestawiając je w nic nie znaczącą dekorację. Pewien rodzaj niedopasowania jest bardzo charakterystyczny dla Susida, zafascynowanego geometrią i prostymi formami. Artysta tym samym na nowo definiuje uniwersalne symbole, nadając im status pustego znaku, który niczego nie określa. Ta malarska realizacja przypomina widzowi, jak bardzo przywiązany jest do emblematów, którym natychmiast nadaje sens. Susid tym samym balansuje na granicy znaczenia i abstrakcji. Podobnie dzieje się w przypadku prac Jaspera Johnsa, który w swoim flagowym cyklu próbuje zdefiniować ontologiczny status znaku, wyrażający się w obsesyjnie powtarzanym przez niego pytaniu – „czy to jest obraz, czy flaga?”. Spoglądając na prace Susida odpowiedź zostaje niejako zawieszona w próżni. Znak, w tym przypadku flaga, nieustannie wymyka się pożądanym kategoryzacjom. Jak słusznie zauważa Jerzy Prokopiuk, symbol jest nosicielem pewnej „mocy”, nie dającej się uzasadnić kauzalnie i przekraczającej racjonalną świadomość człowieka, ponieważ jego energia jest zarówno konstruktywna, porządkująca, jak i chaotyzująca.
W podobnym tonie utrzymany jest kolejny malarski cykl, tym razem autorstwa Roberta Maciejuka, Znaki lotnicze (2000). Artystę od dłuższego już czasu pociągają wszelkiego rodzaju loga, znaki ikoniczne, a także lotnicze. Te ostatnie posłużyły artyście do powstania wieloelementowych obrazów, które, jak określa Bożena Czubak, stają się „znakami znaków”. Artysta pomimo widocznego podobieństwa namalowanych symboli zmusza do „porównań, chwytania różnic, odmienności, (…)ponieważ to właśnie różnice stają się głównym przedmiotem percepcji” – słusznie zauważa Czubak[4]. Nie sposób jednak nie zauważyć, że w dobie nadmiernej homogenizacji rzeczywistości oko przestaje być na nie wrażliwe. Dostrzegalne stają się dzisiaj jedynie podobieństwa.
Intrygującym zapisem video jest Streszczenie (2008) Krzysztofa Wojciechowskiego. Na zapętlonym, prawie 12 minutowym filmie obserwujemy polską flagę na tle statycznego, lekko zachmurzonego nieba, która na wietrze zaczyna się rozrywać i niszczeć, by za chwilę ponownie zacząć się „regenerować”. Artysta poprzez swój film obrazuje, że poczucie tożsamości narodowej jest czymś trwałym, niezmiennym. Sama flaga może ulec zniszczeniu, ale jej archetypiczne, symboliczne znaczenie już nie. Pozostaje ono obecne w zbiorowej świadomości jako coś niepodważalnego, nawet przez niejednokrotnie burzliwą historię i próby natrętnego ujednolicania rzeczywistości. Flaga jako jedyna jest bytem stałym, obojętnym na wszelkie zmiany.
Podobne wnioski nasuwają się odbiorcy instalacji Wincentego Dunikowskiego – Duniko, który na radomskiej wystawie przedstawia swój cykl Ready for Use (1982). Artysta wprowadza widza w stan napięcia, oczekiwania. Zwinięte, miejscami uszkodzone i zabrudzone flagi, które sugerują ich wcześniejsze wykorzystanie, są ponownie gotowe do użytku, „czekają” na kolejny, historyczny moment. Na pewno jest on nieunikniony, choć trudny do dokładnego przewidzenia. Powtarzalność to nieodłączna część rzeczywistości, która ustala za każdym razem nowy, choć krótkotrwały porządek. Stąd też praca artysty nie traci nic ze swojej aktualności, pomimo upływu lat, podobnie jak i symboliczne znaczenie flagi.
Radomska wystawa jest jednym z wielu wydarzeń kulturalnych związanych z przejęciem przewodnictwa Polski w Unii Europejskiej. Na pewno stanie się ona ciekawą propozycją dla tych widzów, którzy poszukują w sztuce nieszablonowych rozwiązań i interpretacji. Mnogość artystycznych definicji prezentowanych w Elektrowni, pozwala spojrzeć na zagadnienie znaku, w tym przypadku flagi, z nieoczekiwanego punktu widzenia – staje się ona pewnego rodzaju „światopoglądowym rebusem”, próbującym posługiwać się uniwersalnym językiem kultury. Jego rozwiązanie nie jest jednoznaczne, być może nawet nie jest ono możliwe. Flaga wymyka się zgodnej artykulacji, ale jednocześnie potrafi „wejść” w konstruktywny dialog, który nie jest nacechowany quasi-polityczną indoktrynacją, spychającą istotne wartości, takie jak tożsamość i indywidualność na margines społecznych dyskusji.