Jaromir Jedliński: Ale nie jest to przecież ten moment, kiedy podejmowane są przez artystę zasadnicze decyzje, czy to te, gdy tworzy dzieła, czy te gdy je eksponuje na wystawie, jeżeli sam je aranżuje. To jest nieprzeniknione dla wszystkich poza samym artystą. No, ale próbujemy sobie te metody pracy wyobrażać, na przykład sposób spędzania czasu w pracowni przez artystę, ja sobie czasami wyobrażam Pana bycie w pracowni na podobieństwo tego, co opisała Marianne Stockebrand w Marfie w odniesieniu do Donalda Judda. Być może Pan odzyskuje coś niejako z efektów swojej pracy poprzez przyglądanie się im, obcowanie z nimi, coś Pan dostaje na powrót od swoich własnych dzieł. Czy coś takiego ma miejsce?
Jan Berdyszak: Tu jest pewna analogia, ale ona dotyczy raczej czegoś innego. Skoro mnie Pan prowokuje do poruszenia sprawy, o której nigdy nie mówiłem to muszę powiedzieć, że ja kończę pracę w takim momencie, kiedy mam całkowitą wobec niej niepewność. To znaczy, że nie ma powodu już dalszej pracy, ale mam jeden wielki powód: doznania niepewności wynikającej z tej pracy, czy z tej grupy prac, w każdym razie z tego co w danym momencie zostaje zaniechane czynnościowo. I niepewność jest jakimś moim akumulacyjnym momentem. To nie jest bohaterstwo, to jest stwarzanie sobie konieczności bycia znowu od nowa aktywnym. I dlatego ostatnio ujawniłem notatki o swojej niepewności bo to jest ten moment otwierania akumulacji. Akumulacji, która ukazuje mi wszystkie światy jakie są obok. A ja jestem niepewny stąd też mój stosunek do konsekwencji. Do słowa: konsekwencja, do słowa: całość, do słowa: idea, do słowa: treść. To wszystko jest jak gdyby odżywiane tą niepewnością i, proszę Pana, to jest to, czego nie widać. Ale to jest to, co pozwala mnie spotkać się z powrotem z jakimś problemem na inny sposób, to on wraca do mnie, a nie ja do niego, bo ja uważam, że nie mogę być bohaterski wobec świata, który jest o wiele większy i bogatszy ode mnie. I ja wręcz wyczekuję tego momentu, kiedy doznam czegoś w pracy, co nie będzie moją zasługą, tylko to przyjdzie ze świata. I zawsze tak postępuję. Nigdy do tego stopnia radykalnie, jak ostatnio w Resztach … dlatego, że to jest wyczekiwanie fizyczne, wyczekiwanie fizyczne, które muszę oswoić akceptacją sensu.
Jaromir Jedliński: Czy to wynika z akumulowania się Pańskiego doświadczenia, że ten cykl ostatni, że ta faza ostatnia Pańskiej pracy jest najbardziej, jak Pan powiedział, radykalna …
Jan Berdyszak: Nie wiem, czy to wynika z doświadczenia, czy to musiało się tak stać …
Jaromir Jedliński: Z czasu? Z Panem w czasie?
Jan Berdyszak: Nie jestem w stanie się nad tym zastanawiać, dlatego że każdy mój sąd może być nieprawdziwy, a każdy sąd zewnętrzny może się okazać odkrywczy dla mnie i dla tej sprawy.
Jaromir Jedliński: Kiedy Pan mówi o niepewności, jako o zasadniczym stanie – ducha, świadomości, postępowania, jak rozumiem – w jakim Pan pozostaje, kiedy pracuje, przychodzi mi do głowy takie spostrzeżenie, że jakkolwiek był Pan bardzo aktywny na scenie artystycznej polskiej i międzynarodowej, ale pozostawał Pan niezależny, nie był Pan związany ani z nurtem post-konstruktywistycznym, ani z konceptualnym, chociaż pewne elementy były tu może pokrewne, Pana kompetencje historyczno-artystyczne oraz filozoficzne i odniesienia filozoficzne w Pana pracy, w Pana namyśle i zapewne także w Pańskiej pracy dydaktycznej, a wiem, że ona odgrywa ogromną rolę dla Pana. Właściwie był Pan zawsze bardzo osobny, odrębny, reagując, czy też współreagując, pozostając w interrelacji z życiem artystycznym zachował Pan swoistość. Powiedziałbym, posługując się określeniem wziętym z nauki, że jest w tym jakaś Pana „stała”; kiedyś mówiłem już i pisałem o „stałej Dróżdża”; jaka jest „stała Berdyszaka”, czym byłaby owa „stała Berdyszaka”? Czy to ta niepewność, którą Pan podkreśla?
Jan Berdyszak: O ile niepewność może być stałą to może to być tym algorytmem.
Jaromir Jedliński: Dotykał Pan czasem wprost sfery sacrum – sakralności, świętości, jakkolwiek by to pojmować, mam na myśli świadectwa poszukiwania czegoś metafizycznego – obok tego tak silnego elementu fizycznego (materiałowego, konstrukcyjnego) – Pańskich prac. Zatem duchowość, emocje, doznania sensualne są mocno obecne w Pana pracy, ale narzucać się zdaje odbiorcom wpierw element poznawczy, racjonalny – ratio.
Jan Berdyszak: Myślę, proszę Pana, że to jest naszym wspólnym doświadczeniem, że właściwie bez pewnej metafizyki i bez pewnej duchowości w ogóle nie ma humanistyki, a równocześnie nie może być mowy o kreacji. Dlatego że kreacja może być wycinkowa, analityczna, ale poszukujemy takich elementów kreacji, przed którymi to elementami będziemy bezradni. My chcemy w doświadczaniu twórczym, czy to będzie doświadczenie naukowe, czy to będzie doświadczanie artystyczne stanąć wobec tej ściany dalszych „niemożliwości”, której nie ma, ale my nią jesteśmy w danym momencie obarczeni, tak bym to ujął. I, wie Pan, myślę, że wystarczy popatrzeć na to, co się działo z filozofią, żeby zdać sobie sprawę, że filozofia jako bardzo specyficzna nauka matematyczno-logiczna i właśnie kreatywna, czyli prawie że artystyczna, tu nieomal stoimy na granicy, której nie ma, proszę Pana, jak ona (filozofia) się dzieliła, jak ona się mogła dopasować, ażeby być poznawcza bez duchowości, bez metafizyki. I to co dla filozofów było metafizyką dla matematyków może być fizyką. Więc jak gdyby ta granica jest sztucznie ustalona, natomiast w sztuce ona nigdy nie była rozdzielana. I ja to bardzo wcześnie sobie uzmysłowiłem. Dlatego mówimy o tym, bo to jednak przy wnikliwym rozpoznawaniu jakiejś działalności, czy konkretnej realizacji to się tego nie da ukryć, to nie da się ukryć! A nie da się ukryć w czasie, w którym się tworzy. Bo jest ileś na to warunków, które same to ujawniają. Przez odwołania się do tradycji albo zaprzeczania tradycji, albo proponowania innej konfiguracji treści. Myślę, że to był wczesny moment mojej świadomości, wracając do pytania, które Pan postawił, że w sztuce nie jesteśmy (nie byliśmy i nadal nie jesteśmy) w stanie oddzielić postaci duchowości, postaci metafizyki od realności.
Jaromir Jedliński: Mówi Pan, że najlepiej rozważania takie, jakie teraz nas wciągnęły, byłoby odnosić do konkretnych realizacji, do konkretnych zespołów prac, czy wybranych dzieł. Czy w takim razie zechciałby Pan odnieść to, co powiedział Pan o całościowości podejścia do rzeczywistości poprzez sztukę – łączącą w sobie elementy rozumowe, duchowe, niewiadome, emocjonalne, niepewne składniki naszego bycia – do konkretnych prac z cyklu Reszty reszt? Czy mógłby Pan połączyć te elementy z tym co Pan zawarł, a co nam pokazuje poprzez kolejne prace w cyklu, czy poprzez naturę tego zespołu prac, jaki stanowią Reszty reszt?
Jan Berdyszak: Proszę Pana, zrobiłbym wycieczkę w swoją przeszłość zanim bym przeszedł do Reszt … . Podjąłem kiedyś taki cykl Miejsca rezerwowane i odniosłem się do najbardziej znakowych wartości ikony ale i sztuki tantrycznej. Czyli, że wychodziłem ze zna- ku, który według mnie był najbardziej uniwersalny – bo pewnie to samo mógłby Beuys powiedzieć o swoim krzyżu – ale ja akurat sięgnąłem po romb płomienny, czy płomienisty i cykl trwał. Cykl trwał przez kilka lat, był na różne sposoby analizowany, konfrontowany z otwartą przestrzenią jako bytem, który wypełniał to, co było naddane przeze mnie jako puste i ten cykl kończy się trzema pracami, które są wzięte z potocznej praktyki – Rezerwacje. Tak, jak się rezerwuje stolik dla gości, a ostatnią pracą, która jest pokazywana na wystawie europejskiej sztuki konkretnej, nieomal przekornie pokazuje jak podwójne-przeciwne otwarcie charakteryzuje każdy dobrze zrobiony wiatrołap. Czyli metafizyka, biorąca się z religii zostaje pokazana, jak ona istnieje w najprostszych zachowaniach dotyczących różnych rezerwacji. Oczywiście to, co jest rezerwowane ma postać pisaną: „miejsce zarezerwowane”, ale to nie jest to istotne, istotne jest to, że ta kartka jest przegięta, w środku jest pusta, a na sobie ma napisane „zarezerwowane” i ona stoi samodzielnie na stole. Czyli, że cała ta niespodziewaność …, ale czymś niepodobnym jest już w wiatrołapie, kiedy jedne drzwi otwierają się w jedną stronę, a drugie w drugą stronę z innych powodów praktycznych i nagle ten powód praktyczny jest odniesiony do metafizyki. Myślę, że to może przybliża Panu mój stosunek do kwestii, o jakie Pan pyta, bo to Miejsce rezerwowane będzie różne dla różnych celów i różnych postaci oddziaływania. Ale cała sytuacja opisana jest poprowadzona od kulturowości religii ku potoczności. I to jest tym, co mi się samo ułożyło, to nie było zaprojektowane. Wie Pan, to jest duża radość, kiedy tak można pracować dlatego te prace ostatnie mają pewne przerwy, one mają pewne przerwy w czasie dlatego, że ja musiałem dojrzeć do tego, żeby wy- chwycić tak potoczne i tak niepostrzegalne – mówię o ostatnich, jakie powstały Miejscach rezerwowanych – cechy. Przy Resztach reszt to będzie się wszystko inaczej kształtowało – jak? – nie wiem. Mój dylemat obecny to, w jaki sposób rozstrzygnę pokaz prac, któreśmy razem oglądali. Na rozstrzygnięcie pracuje także praca nad problemami reszt.