Z Janem Berdyszakiem rozmawia Jaromir Jedliński.
Jan Berdyszak: Ważna jest niekonsekwencja nawet jeżeli ktoś by dostrzegał jakąś konsekwencję w mojej postawie oraz pracy. Ja w każdym razie inaczej tę konsekwencję pojmuję i w żadnym wypadku nie uznaję jej za projektowaną.
Jaromir Jedliński: Czy możemy już mówić o tym, czym będzie Pańska, inaugurowana w maju, wystawa w Galerii Muzalewska?
Jan Berdyszak: Zastanawiałem się nad zespołem prac, które częściowo oglądaliśmy …
Jaromir Jedliński: Reszty reszt …
Jan Berdyszak: Reszty reszt, bo to jest podstawowy problem, jaki rozwiązuję, on mi się ciągle zmienia, ale zastanawiałem się wobec tych prac, które – takie miałem poczucie – Pan akceptuje na naszą wystawę i raczej zastanawiałem się, które konkretnie z tych prac powinny być eksponowane i czy rozszerzać problem, czy nie rozszerzać. Będą prace dotąd nie pokazywane. Potrzebuję jeszcze wizy- ty w galerii, a poza tym jesteśmy w bardzo komfortowych warunkach, że możemy prace zmienić, przewieźć, wymienić …
Jaromir Jedliński: Nawet w czasie trwania wystawy możemy dokonać jakiejś zamiany, podmiany, czy wręcz przeorganizowania części prezentacji …
Jan Berdyszak: Tak, tak, nawet w czasie wystawy, miałaby ona wtedy swój rozwój. Wszystko w obrębie „reszty reszt”; jest to problem dominujący. Spostrzegłem problemy reszt w sześćdziesiątych latach, ale wtedy nie byłem jeszcze gotowy do ich podjęcia.
Jaromir Jedliński: Przy czym, dodajmy, określił Pan stosunkowo niedawno zasadniczy zrąb swojej pracy tym spiętrzonym (i umniejszającym) opisem „reszty reszt”.
Jan Berdyszak: Tak, ale to zostało uzmysłowione już poprzez praktykę w połowie lat sześćdziesiątych, w czasie, kiedy realizowałem animacje przestrzeni. I tam po raz pierwszy spostrzegłem, że to, co może pozostawać po realizacji w przestrzeni bardzo aktywne to są te reszty, których ja nie przewiduję. I to było pierwsze spostrzeżenie tyczące reszt. A, jak dzisiaj się to nazywa – multimedialne, było realizowane przez stosowanie rozmaitych środków, materii, później przez powłoki, a więc bardzo różne obszary obserwacyjne pomagały mi zrozumieć Reszty … .
Jaromir Jedliński: Był cykl, który Pan nazwał Passe-par-tout, a zaraz potem Après-passe-par-tout (oba z lat dziewięćdziesiątych), z tym francuskim tytułem, swoiście przez Pana zapisanym (i być może także dodatkowo ze znaczeniem kojarzącym się z łacińską formułą pars pro toto, „część w miejsce całości” ), to wszystko było już bardzo blisko tego myślenia, jakie wyrażają Pana Reszty reszt …, to jakieś ledwo istnienie (?).
Jan Berdyszak: W Passe-par-tout, sięgając do etymologii, zapis tej formuły rozdzieliłem na trzy wyrazy z łącznikami między nimi by nie identyfikować znaczenia z ramką … . Chociaż jedno z drugiego pochodzi. I ten Pański trop, pars pro toto, „część ku całości”, po- siada już inna sprawczość …
Jaromir Jedliński: … a właśnie w takim momencie zawiesza Pan głos, jakby w imię niedefinitywności, niedefiniowalności, a przede wszystkim chyba owej niekonsekwencji, od której rozpoczęliśmy tę rozmowę, pochwały niepewności, jaką nieraz Pan głosił.
Przypomnę może pokrótce określenia grup Pana realizacji, zespołów prac: Przezroczyste albo Miejsca rezerwowane (lata 70.); Fragment jako całość radykalna (1. poł. lat 80.) – to już bliskie wymowy pojęcia „reszty reszt”; przywołane już Passe-par-tout oraz Après-passe-par-tout (lata 90.); potem te rozmaite Reinstalacje (fotograficzne, obrazogenne, sytuacyjne), Powłoki, Popowłocza, Reszty (lata 90.) etc. Myślę teraz, sam towarzysząc Pana twórczości od przełomu lat 60. i 70., jako wtedy początkujący widz, odbiorca, obserwując zatem Pańską historię, uświadamiam sobie, że myślę o Pana robocie w jakichś blokach, zespołach, fazach. Przypominam sobie swój wczesny odbiór Pańskich wystaw, nasyconych bardzo, intensywnych. Także, kiedy w ostatnich miesiącach spotykaliśmy się w Pana pracowni i zechciał mi Pan pokazać wiele swoich nowszych realizacji, odczuwałem niezwykłą intensywność Pana pracy, jakby chciał Pan wyczerpać podjętą kwestię, ale zarazem widzę różnorodność rozstrzygnięć także w określonym wycinku czasu, w jakim Pana uwaga skupia się na konkretnym zagadnieniu wizualnym, myślowym i duchowym pospołu. Myślę, że to wszystko wynika z bardzo silnie obecnego w Pana postawie uznawaniu poznawczej natury sztuki, twórczości, tego jej charakteru, który określamy jako kognitywny.
Jan Berdyszak: Zaczęliśmy od słowa „konsekwencja”. Otóż ja bym teraz wrócił do niego. Myślę, że przy pomocy podążania śladem mojej pracy, jaki Pan tu nakreślił, by zbliżyć się do Pańskiego pytania, które w moim, długoczasowym poczuciu, przywołanie „konsekwencji” jest bardzo istotne. Dla mnie konsekwencją, która powinna się ujawnić to jest taka konsekwencja, której ja nie projektuję. Czyli, że to jest to, co powraca, co jest dokładaniem dodatkowych wartości itd. To jest nie projektowane. To jest także moje wyczekiwanie i proszę sobie wyobrazić, że w momencie, kiedy realizowałem Après-passe-par-tout to jeszcze nie byłem pewny, czy Reszty reszt będą zaraz potem, mimo że miałem to zagadnienie niejako na uwadze, ale była to konieczność. Dlatego, że bardzo często powstają pojedyncze prace, które są instalacjami, innymi realizacjami, które odmieniają moje zajmowanie się jakąś problematyką. W efekcie to jest tak, że ja nigdy nie analizowałem swoich tytułów cykli, co Pan przed chwilą zrobił, natomiast one w istotny sposób są przeze mnie uwolnione w czasie i ja chciałbym, ażeby one się same sprawdzały. Ale sprawdzały za każdym razem innowacją. Sięganiem w nowe obszary, nierozpoznane dla mnie jeszcze, bo ja niesłychanie egoistycznie traktuję to, co Pan nazwał po- znawczością. Mnie w czasie procesu pracy interesuje dotarcie do jakiejś istoty, która nie była przeze mnie rozpoznana, natomiast jest mi dosyć mocno obojętne to, czy to będzie przez wielu rozpoznane, czy nie. To jest jak gdyby chęć osiągnięcia celu, którego nie mogę zaplanować do końca. Tak to się toczy przez całe lata. Dochodzą nowe problemy, powracają na inny sposób inne problemy ale, jak powiadam, nie jest to postępowanie planowane.
Jaromir Jedliński: Bez premedytacji?
Jan Berdyszak: To dobre słowo, nie ma w tym premedytacji, tak. Mało tego, ja zrealizowałem wiele instalacji i te instalacje byłyby wystarczającą problematyką dla mnie gdyby tylko je precyzyjnie rozpoznać, czego do końca nie robiłem z tego względu, że to mnie było potrzebne dla odruchu potrzeby, która w międzyczasie powstawała ażeby coś rozpoznać. Mówię o tym rozpoznaniu, bo to jest proces nieskończony, nazywam to wciąż rozpoznaniem, ale również wiem, że nie podlegam jedynie własnej ocenie.
Jaromir Jedliński: Nie jestem pewien, czy rozumiem dobrze to, co Pan teraz powiedział. Powtórzę, jeśli dobrze to wychwyciłem, otóż mówi Pan, że ten podkreślany przeze mnie element poznawczy w Pana pracy musi w pierwszym rzędzie być z korzyścią dla Pana, użył Pan określenia, że traktuje to egoistycznie …
Jan Berdyszak: … tak, tak …
Jaromir Jedliński: Dobrze, jasne, jakiego w takim razie rodzaju korzyść dla Pana, jaką potrzebę egoistyczną to zaspokaja? Dopowiem to pytanie: miałem kiedyś okazję zwiedzać dokładnie miejsca gdzie żył i pracował Donald Judd w Marfie w Teksasie. Partnerka Judda (on już nie żył gdy tam byłem) oprowadzała mnie (wraz z paroma innymi osobami) po domu, gdzie mieszkali, a Judd głównie tam pracował. Miał ona tam cały ciąg, amfiladę pokoi-pracowni, obok pomieszczeń mieszkalnych, wspaniałej biblioteki itd., a w tych pracowniach było zawsze coś do siedzenia, coś do leżenia i dzieła Judda na ścianach bądź na podłodze. Judd spędzał tam dużo czasu, siedział albo leżał i przypatrywał się swoim realizacjom. Kiedy pytałem dlaczego to robił, partnerka Judda powiedziała, że chyba przyglądał się swoim rzeczom i szukał w nich pomyłek. Kiedy ja przez lata przyglądałem się Pana pracy, a szczególnie w ostatnim roku, gdy zaczęliśmy przymierzać się do nowej Pana wystawy, spędziliśmy sporo czasu w pracowni, nieraz potem myślałem o Pana metodzie pracy, znając jej efekty, ale tak naprawdę metoda pracy artysty zawsze jest tajemnicą. Ta istotna praca odbywa się w samotności …
Jan Berdyszak: Oczywiście.
Jaromir Jedliński: Mamy od czasu do czasu do czynienia ze spektaklem wystawy, ze zdarzeniami takimi, jak wykład, publikacja, ba, nawet wizyta w pracowni kogoś takiego jak ja jest rodzajem spektaklu, albo próbą spektaklu …
Jan Berdyszak: Ale bardzo cenną, bo ona jest bez gry.