Jaromir Jedliński: Cykl Reszty reszt, jako większa całość, trwa.
Jan Berdyszak: On trwa, z jednoczesnym gromadzeniem namysłów nad decyzją co do sensu wystawy.
Jaromir Jedliński: I określeniem tym obejmuje Pan teraz całą swoją pracę od lat sześćdziesiątych?
Jan Berdyszak: Tak, pewne spostrzeżenia w tej chwili dopiero jestem w stanie rozwijać, mając do dyspozycji potencję Reszt …
Jaromir Jedliński: Czy dobrze rozumiem, że na przykład Miejsca rezerwowane stanowią podzbiór Reszt … ?
Jan Berdyszak: Można tak powiedzieć. Ale te Miejsca rezerwowane mają to do siebie, że są miejscem szczególnego wejścia bytu. Natomiast w Resztach … to jest wejście fizyczne, czyli sprawcze na taki sposób, że ja muszę to zaakceptować jako czynność konkretną i jako coś, co się dzieje dla mnie w sensie treści. Czyli występuje tu potrzeba wielorakiej akceptacji.
Jaromir Jedliński: Kiedy jakieś zagadnienie, które Pana frapuje, zajmuje, wyczerpuje się? Pamiętam, że powiedział Pan, iż przerywa pracę, kończy w stanie maksymalnej niepewności. Czy zatem jest jakaś miara tej niepewności to znaczy, skąd wiemy, że już osiągnęliśmy tę maksymalną niepewność, że mówimy: stop. No tak, ale druga strona mózgu podpowiada mi od razu pytanie o to, czy istnieje miara pewności … ? Czy zatem istnieje jakaś miara uświadamiająca Panu, że jakaś realizacja, jakiś cykl prac, no, jakaś całość, jakaś mniejsza całość, która ma swój początek, rozwinięcie i koniec, bo istnieje konieczność naszego wywiązania się z czegoś, jest gotowa, gdy ta niepewność jest wyznacznikiem decyzji o zatrzymaniu dalszej pracy? Co, powtórzę mój dylemat, jest jej miarą?
Jan Berdyszak: Tą miarą jest to, że ja jej nie mogę sobie zdefiniować. To jest pierwsza miara, że ja nie mogę zdefiniować tej miary. Drugi bardzo ważny element to ten, który tkwi w rzeczach, jakie do mnie trafiają, a nie ja je spowodowałem. I ja nie chcę ich przed- wcześnie oceniać. To jest drugi bardzo ważny element. Kolejny element to to, że ja przecież nie mam potrzeby tworzenia takiej doskonałości, która byłaby całością, bo ja w świecie nie jestem w stanie w swoim krótkim życiu dostrzegać czegoś takiego, co odpowiadałoby pojęciu całości. Mogę dostrzegać spostrzeganiem innych pokoleń, wcześniejszych, obecnych, współobecnych i my- ślę, że pewną kokietującą postawą jest modelowanie dla kogoś innego jakiejś całości. Dlatego o tym mówię ponieważ sztuka nie ma tego, co ma nauka i technika, że można to sprawdzić. My sprawdzamy aktywnością, energią, a nie możemy tego sprawdzić ani matematycznie, ani praktycznie, ani doświadczalnie. Nie ma powtórzenia doświadczenia żadnego w naszych sytuacjach. Są bliskości. Jaromir Jedliński: Jest Pańska samoocena i jest ocena Pana pracy przez innych, bo istnieje społeczny proces relacji, interrelacji, krytyka artystyczna etc.
Jan Berdyszak: Jest, jest to wymagane, ale skoro to jest wymagane to trzeba bardzo na to uważać, dlatego że to może posiadać charakter doraźnie narzuconej zestandaryzowanej „wartości”.
Jaromir Jedliński: Pomówmy o Pana innych zaangażowaniach, przecież my się spotykaliśmy wiele razy, kiedy Pan występował jako pedagog, czy to w Orońsku, dokąd Pan mnie zaprosił na jakieś seminarium, czy w poznańskiej ASP i w Skokach itd., wiem o innych Pań- skich tego rodzaju zatrudnieniach. Myślę, że dużą rolę w całym Pana dotychczasowym życiu odgrywała praca dydaktyczna, czy tak?
Jan Berdyszak: Tak, ponieważ ja ją również traktuje jako kreację, bardzo odpowiedzialną. To jest odpowiedzialność wobec konieczności, że ja muszę kogoś wyzwolić od niego samego i dla niego samego.
Jaromir Jedliński: Otóż to. Pan nie kształci, sądzę adeptów sztuki …
Jan Berdyszak: Nie daj Boże …
Jaromir Jedliński: Pan właśnie wyzwala jakąś postawę humanistyczną właściwą niegdysiejszym sztukom wyzwolonym …
Jan Berdyszak: Tak i wie Pan, to jest bardzo trudne, bo ja staram się stworzyć takie warunki, ażeby ta młoda osoba była pozostawiona sobie i za siebie była odpowiedzialną, czyli że ja tylko ją „technicznie” niejako przygotowuję, natomiast najistotniejsze procesy ona musi odbyć samokształceniowo. Dlatego, że taka jest natura sztuki, jej się nie nauczy. A osobowości się nie wyzwoli przy pomocy metod. To jest rzecz, która musi zostać dokonana przez samą tę osobę, której to dotyczy. I to jest całe moje zadanie, bardzo trudne bo wiemy, że to jest skazanie człowieka na siebie, na uczenie się, a nie na nauczanie. Oczywiście pewne bodźce ja stwarzam, ale to nie są bodźce, które mogą być użyte jako narzędzia. Bo inaczej, wie Pan, można wychować artystę wobec jakiejś postawy, a on ma się wychować wobec swoich możliwości. I to on ma się (!) wychować. I to jest fascynujące. Ileś osobowości zrealizowało się (!) w trakcie tego rodzaju moich dążeń.
Jaromir Jedliński: Pańskie zaangażowania w teatr, zwłaszcza w rozwiązywanie zagadnień przestrzeni teatralnej, czy szerzej w obszar graniczny między sztukami przestrzenno-wizualnymi a teatrem, to był i chyba jest także znaczący obszar w Pana pracy i myśleniu? Jan Berdyszak: Bardzo znaczący, proszę Pana. Nie wiem jak Pan odnosi się do naszych spotkań przy tym stole, który jest między nami, ale one nie mają charakteru gry. To znaczy każdy z nas jest taki, jaki może być. A nie taki, jakim powinien być dla jakiejś trzeciej sprawy. Natomiast teatr ma to do siebie, że ma trzecią sprawę, czyli że w momencie gdybyśmy zaczęli z sobą grać o rację, czy o cokolwiek to już byśmy skłaniali się ku teatrowi. Wyróżniam ten moment, a jaka będzie ta gra to zależy już od celu, jaki tkwi między tymi dwiema osobami i trzecią – przypatrującą się, której tutaj z nami nie ma. Bo jest teatr na dwie osoby, na jedną osobę, i na trzy osoby i więcej … . Ja do teatru odniosłem się praktycznie, poprzez bycie bardzo krytycznym obserwatorem pracy w teatrze, a sztuki dla dzieci też są ważne, a Wyspiański jest poważny, a Słowacki jest poważny, Kochanowski jest poważny, Witkacy jest niesłychanie poważny, mimo że bywa prześmiewczy. Nie mogłem – uznając konieczność aktywności performatywnej – nie zajmować się również tym, co jest innym widowiskiem, tym, co nie jest z tradycji przypisane do konwencji teatru. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że właściwie my się z teatrem rodzimy. To jest mój podstawowy postulat: nie jest tak, że my kulturowo nabywamy teatr, nabywamy oczywiście gesty kulturowe, przed którymi nie jesteśmy nawet w stanie się obronić, bo my je nabywamy też „z mlekiem matki”, ale genetycznie jesteśmy skazani na teatr. To znaczy na ten trzeci wariant, kiedy chodzi o pokazanie racji, a nie tylko, że racje się toczą. To jest inna dyspozycja. I stąd zajęcie się powłokami, dlatego że ta trzecia racja jakby tam polega na braku ostatecznej formy. Bo jak Pan ma trykot dla baletnicy, to kiedy ten trykot jest założony jest kompletnie czymś innym niż kiedy jest rzucony w kąt. Jedna i druga sytuacja jest kompletna, tylko że ta kompletność porzucenia w kąt jest zupełnie odrębna w wyrazie i w nieostateczności.
Jaromir Jedliński: A czy wystawę swoich dziel plastycznych – przestrzennych, wizualnych, obiektów, bądź całościowe instalacje traktuje Pan jako swoisty spektakl, jako całość, czy uznaje Pan, że należy oddać rzeczy nad którymi zakończył Pan pracę w inne ręce? Do jakiego stopnia wystawa jest również Pana dziełem, finałem, sfinalizowaniem wcześniejszego (?) dzieła, a do jakiego stopnia jest Pan skłonny powiedzieć organizatorom wystaw – kuratorom, zróbcie z tego, co ja zrobiłem swoją wystawę moich prac? Czy też Pan jest tu mediatorem, negocjatorem, czy coś takiego ma tu miejsce?
Jan Berdyszak: Tu jest różnie, bo ja negocjuję między pracami, negocjuję między obiektami, między przestrzenią zawsze, dlatego jeden raz oddałem tylko celowo w ręce przypadkowych ludzi rozmieszczenie prac, ale dotyczyło to właśnie Fragmentu jako całości radykalnej w Warszawie w Galerii Studio. Dlaczego ja nie oddaję w czyjeś ręce? Ponieważ mnie interesuje, do jakiego stopnia ja jestem w stanie przybliżyć pewną praktykę znalezienia się tam przez nieznanego mi zwiedzającego do tego by został on przymuszony do pewnych refleksji, do pewnych, bowiem zdaję sobie sprawę, że nie do wszystkich. I to powoduje, że o ile tylko mogę to z tego korzystam, bo ja się także uczę, bo bardzo chętnie potem obserwuję, jak ludzie reagują, gdzie reagują. Oczywiście moje obserwacje mogą być całkowicie nieprawdziwe ale mnie to interesuje. Interesuje mnie to ponieważ to nie jest, mimo, że to egoistycznie powstaje, to to nie jest dla nikogo!