Opanowała mnie trwoga.
– Wiaczesławie Orłowiczu, co się stało? Coś poważnego?
– Sam niczego nie jestem pewien. Przekazano, że awaria. Gdzie, jak, dlaczego – nie wiem. Zaraz pobiegnę do garażu po samochód, a o 4.30 spotkamy się przy „Radudze”.
– Dobrze, ubieram się.
Odłożyłem słuchawkę, wróciłem do sypialni. Sen się ulotnił. W głowie tłukła mi się jedna myśl: „Moja żona Maryna jest dzisiaj na stacji. Czekają na zatrzymanie czwartego bloku, aby przeprowadzić eksperyment”. […]
Wyskoczyłem na ulicę. Spotkałem dwuosobowy patrol milicji z maskami przeciwgazowymi. Wsiadłem do samochodu Orłowa, wyjechaliśmy na prospekt Lenina. Z lewej strony, z punktu medycznego, z szaloną prędkością wyłoniły się na wiadukcie dwie karetki na sygnale, szybko pojechały do przodu.
[…] Wypadliśmy z lasu, od strony drogi dobrze było widać wszystkie bloki. Patrzyliśmy obaj, oczom nie wierząc. Tam gdzie powinna być centralna sala czwartego bloku – czarna zawalina. Strach…Walentyn Bilokiń:
Drzwi punktu medycznego były zamknięte. Zadzwoniłem do centrali. „Jaka sytuacja?” – zapytałem. – „Sytuacja niejasna, zostańcie na miejscu. Jeśli trzeba, udzielajcie pomocy.” […]
Zacząłem przypominać sobie higienę wojenną, wiedzę z uczelni. Coś sobie przypomniałem, choć zdawało mi się, że nie pamiętam. Przecież myśmy wtedy nie uważali… Komu to było potrzebne – higiena promieniowania. Hiroszima, Nagasaki – to wszystko tak od nas daleko.
[…] Raptem podeszło do mnie trzech, chyba mundurowych. Przyprowadzili 18-letniego chłopca – skarżył się, że go mdli, miał silny ból głowy, zaczął wymiotować. Pracował na trzecim bloku i chyba zaszedł na czwarty… […] Zaprowadziłem go do karetki. Chłopak „odpływał” na moich oczach, choć był pobudzony, a jednocześnie miał zaburzenia psychiczne, nie mógł mówić. Zaczął się słaniać, jakby łyknął porządną ilość spirytusu, ale zapachu nie było… A ci, którzy wybiegali z bloku, krzyczeli: „Straszne, straszne” – mieli już zaburzenia. […]Kiedy zrobiłem mu zastrzyk, od razu przyszło jeszcze trzech czy czterech. Wszystko było jak w książce: ból głowy z takimi symptomami, jak ściśnięte gardło, suchość, mdłości, wymioty. Aplikowałem im relanium. Byłem sam, bez pielęgniarza. Od razu wsadzałem ich do samochodu i odprawiałem do Prypeci.
[…] Jak tylko ich odprawiłem, chłopcy przyprowadzili do mnie kilku strażaków. Po prostu słaniali się na nogach. Zastosowałem czysto objawowe leczenie: relanium i aminazyn, żeby trochę odciążyć psychikę, zmniejszyć ból.Arkadij Uskow:
Podjechaliśmy o 4.50. Rzuciliśmy się do śluzy sanitarnej. Szybko ubrałem się na biało, na przejściu zobaczyłem Saszę Czumakowa, partnera Maryny. Powiedział, że Maryna się przebiera. Spadł mi kamień z serca…
Telefon od naczelnika cechu reaktora numer 1 – Czuhynowa, który właśnie przyszedł z czwartego bloku. Podobno sprawy się kiepsko mają. Wszędzie wysokie promieniowanie. Są zawaliny, wiele ruin.
Czuhynow i zastępca głównego inżyniera do spraw eksploatacji pierwszej części (czyli pierwszego i drugiego bloku) Anatolij Sytnykow starali się uruchomić zapasowy system chłodzenia reaktora. We dwóch nie dawali rady.
[…] Otworzyliśmy awaryjny komplet „środków ochrony osobistej”. Wypiłem flakon jodku potasu, popiłem wodą. Tfu, jakie ohydztwo! Ale trzeba. Ołowow miał dobrze – jodek przyjął w postaci tabletki.W milczeniu się ubraliśmy. Nałożyliśmy ochraniacze z plastiku na nogi, podwójne rękawice, maski, kaski. Wyciągnęliśmy z kieszeni dokumenty i papierosy. Jakbyśmy szli na rozpoznanie. Wzięliśmy górniczą lampę – sprawdziliśmy, czy się pali.
Walentyn Bilokiń:
Korpus był otwarty i ludzie wychodzili na zewnątrz. Wymiotowali, było im niezręcznie; wstydzili się. Zaganiałem wszystkich do korpusu, a oni wracali na dwór. Wyjaśniałem im, że trzeba wsiadać do samochodów i jechać do punktu medycznego, na obserwację. A oni mówili: „Ale ja się przepaliłem, po prostu zbyt się zdenerwowałem, taki wybuch…” – i uciekali ode mnie. Nie całkiem sobie uświadamiali, co się stało.
Potem w Moskwie leżałem w klinice z pewnym dozymetrystą. Opowiadał, że po wybuchu całkowicie zostało zablokowane oprzyrządowanie elektrowni. Zadzwonili do domu w Prypeci do człowieka od spraw bezpieczeństwa technicznego, a on odpowiedział: „Co za panika? Gdzie dyżurny kierownik zmiany? Jak przyjdzie naczelnik zmiany, niech do mnie zadzwoni. A wy nie panikujcie. Powiadomienie jest niezgodne z zasadami” – i odłożył słuchawkę.
Ołeksandr Esaulow (kierownik Wydziału Planowania w Prypeci):
Pojechałem do elektrowni, postanowiłem zorganizować mycie miasta. Poprosiłem o przysłanie samochodu myjącego. Przyjechał. […] Na całe miasto, na 50 tysięcy mieszkańców, mieliśmy cztery polewaczki! […] Przyjechała cysterna, skąd ją wykopali – nie wiem. Kierowca nigdy wcześniej taką nie jeździł i nie wiedział, jak włączyć pompę. Woda ze szlaucha lała się tylko pod własnym ciśnieniem. Pogoniłem go z powrotem, przyjechał za kilkanaście minut. Już umiał włączyć pompę. Zaczęliśmy myć drogę.
Walentyn Bilokiń:
O 6.00 poczułem, że drapie mnie w gardle i boli głowa. Zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa i bałem się. Ale kiedy ludzie widzą, że obok jest człowiek w białym fartuchu, to ich uspakaja. Stałem jak wszyscy bez aparatu do oddychania, bez środków ochronnych. […]
Kiedy się rozwidniło, na bloku nie było już wybuchów. Unosił się czarny dym i czarna sadza. Reaktor spluwał, ale nie przez cały czas. Najpierw dym, dym, a potem nagle – buch! Wyrzut. Czadził, ale ognia nie było.
Strażacy wtedy go opuścili […]. Dla wszystkich było już jasne, że z reaktorem jest źle, choć kierownictwo nie podało żadnych konkretnych danych.
1 comment
Najbardziej ciekawe są wspomnienia Walentyna Bilokina , który mimo takiej dawki promieniowanie żyje.
Comments are closed.