– Mamo, nie wiem, co się stało, ale nie wypuszczaj Natalki [siostrzenicy], a jak Jana wróci ze szkoły – posadź ją od razu w domu. Sama nie wychodź i dziewczynek nie wypuszczaj dzisiaj.
– Ale co się stało? – zapytała mama.
– Niczego nie wiem, takie mam przeczucie.
[…] Reaktor było dobrze widać. Widziałam, że płonie i że ściana jest rozwalona. Ogień był nad dziurą. Komin między trzecim a czwartym blokiem był rozżarzony, robił wrażenie ognistego słupa. Płomień tak nie może stać, nie kołysząc się, a tam stał ognisty słup. Czy to był płomień z wylotu – nie wiem.Cały dzień o niczym nie wiedzieliśmy, nigdzie nikt niczego nie mówił. No, pożar. Ale że jest radioaktywne promieniowanie – nie powiedziano.
Jana przyszła ze szkoły: „Mamo, był wf przez prawie godzinę na powietrzu”.
Anelija Perkowska (sekretarz miejskiego komsomołu w Prypeci):
Już od rana przychodzili do nas chłopcy i proponowali pomoc. Ale sami nie wiedzieliśmy, co robić. Nie było żadnej informacji. Rozniosły się plotki…
Ołeksandr Esaulow:
Po obiedzie zaprosił mnie drugi sekretarz kijowskiego wydziału Małomuż i zlecił zorganizowanie ewakuacji najciężej chorych na lotnisko do Kijowa, aby przewieźć ich do Moskwy.
Anelija Perkowska:
O 16.00 zaczęli się zjeżdżać członkowie komisji rządowej. Pojawił się pomysł, by ładować piasek na helikoptery i zasypać reaktor. […] Debaty trwały bardzo długo. […] Przy porcie rzecznym jest kawiarnia „Prypeć”. […] Tam ładowano piasek do worków. W mieście było dużo mundurowych.
Elwira Sytnykowa (żona Anatolija Sytnykowa):
Późnym wieczorem, kiedy wszystkich, którzy otrzymali dużą dawkę promieniowania, wieźli do Moskwy i żegnałam się z mężem przy autobusie, zapytałam:
– Toliu, dlaczego poszedłeś do bloku?
– Zrozum, kto lepiej ode mnie znał blok? Trzeba było chłopców wyprowadzić. Jakbyśmy nie zatrzymali tej awarii, to Ukrainy i pół Europy by na pewno nie było.
Ołeksandr Esaulow:
Wieźliśmy 26 ludzi – to jeden autobus, czerwony ikarus międzymiastowy. Prosiłem, by dano dwa autobusy i karetkę, gdyż było dwoje ciężko chorych, na noszach, z 30-procentowymi poparzeniami. Różne rzeczy mogą się zdarzyć; broń Boże, jakiś postój…
Poprosiłem, byśmy nie jechali przez centrum Kijowa. Chłopcy w autobusach byli w piżamach. Widowisko, oczywiście, dziwaczne, ale z jakiegoś powodu pojechaliśmy Chreszczatykiem, potem w lewo aleją Petriwską i pognaliśmy do Boryspola.
Na lotnisko przyjechaliśmy po trzeciej w nocy. […] Podszedł do mnie pilot i zapytał:
– Ile ci chłopcy dostali?
– Czego?
– Promieniowania.
– Wystarczająco dużo. Ale w zasadzie o co chodzi? – powiedziałem.
A on do mnie:
– Ja też chcę żyć, nie chcę mieć nadmiernego promieniowania, mam żonę, dzieci.
Anelija Perkowska:
Pierwszy raz powiedziano o możliwości ewakuacji w sobotę o 23.00. A o pierwszej w nocy dali nam już zadanie – w dwie godziny zebrać dokumenty do wywozu. Zostawili mnie i powiedzieli, abym przygotowała dokumenty do zdania. To wprowadziło nerwową atmosferę – bardzo przypominało wojnę.
Ludmiła Kowalewska:
W nocy z soboty na niedzielę poszliśmy spać. O trzeciej w nocy raptem dzwonek do drzwi. Przyszła dziewczynka od sąsiadów: „Ciociu Lubo, budź wszystkich, zbieraj się, będzie ewakuacja”. Włączyłam światło, słyszałam, jak ludzie na podwórku płaczą, krzątają się. Sąsiedzi powstawali. Mama się ubrała. Cała się trzęsła.
– Widzisz, włączyłam radio i głucho. Gdyby coś było – mówiliby w radio – powiedziałam.
– Nie, ja poczekam.
Pół godziny czekam. Niczego nie ma, godzinę – nic.
– Mamo, idź spać. Patrz, niczego nie będzie.
Anelija Perkowska:
O piątej rano 27 kwietnia puścili nas do domu, żebyśmy zebrali rzeczy. Brat siedział w fotelu – nie spał. Wiedziałam o ewakuacji i powiedziałam mu, aby choć cokolwiek zabrał. Wziął dokumenty, koszulę na zmianę, kurtkę. I w drogę.
I ja tak samo. Odjeżdżałam z niewielką torbą. Wzięłam dokumenty i tyle. A potem, kiedy dozymetryści sprawdzali nasze ubrania i trzeba było je zmienić, okazało się, że nie mam w co się przebrać.
[…] Wcześniej naradzali się z nami w sprawie tekstu informującego mieszkańców Prypeci. Z pamięci mogę go odtworzyć: „Towarzysze, w związku z awarią w czarnobylskiej elektrowni atomowej, ogłasza się ewakuację miasta. Należy mieć przy sobie dokumenty, niezbędne rzeczy i wedle możliwości jedzenie na trzy dni. Początek ewakuacji o 14.00”. Nadali to 4 razy.Ludmiła Kowalewska:
Powiedziałam mamie: „Skoro zarządzili ewakuację, to na pewno nie na trzy dni. Tak się nie zdarza”. Dla dzieci wzięłam wszystkie ciepłe rzeczy, dwie torby, jedzenie. A lodówki ponapychane, tyle pieniędzy utopiliśmy, emerytura mamy, moja pensja. Przecież nadchodził 1 maja, potem 9. Wszystko wygarnęłam i do śmieci. […]
1 comment
Najbardziej ciekawe są wspomnienia Walentyna Bilokina , który mimo takiej dawki promieniowanie żyje.
Comments are closed.