Rozmieścili nas w Maksymowyczach. Kiedy tam przyjechaliśmy, dozymetryści zrobili pomiary. Okazało się, że jest podwyższone promieniowanie. I znowu trzeba było stamtąd szybko ludzi wywozić, wedle klucza – na początku kobiety w ciąży i dzieci. Trudno wyobrazić sobie stan matki, która przyszła do dozymetrysty, a on mierzy napromieniowanie butów dziecka – zanieczyszczone, spodni – zanieczyszczone, włosów – zanieczyszczone. Kiedy odprawiłam swoją mamę z dziećmi na Syberię, poczułam ulgę.
Kłamstwo. Gazety pisały nieprawdę. Może po raz pierwszy spotkałam się z tym oko w oko. Wiedzieć, jak się naprawdę rzeczy mają – i czytać takie kłamliwe artykuły… To straszny wstrząs.
Anelija Perkowska:
Po ewakuacji zostałam jeszcze w Prypeci, kiedy już wszyscy wyjechali. […]
Nie było żadnego planu wywożenia i nie wiedzieliśmy, w których wsiach są mieszkańcy poszczególnych budynków czy osiedli. Do dzisiaj nie rozumiem, według jakiego planu wywożono ludzi, kto gdzie jechał.
Jurij Szczerbak (pisarz, lekarz):
Upalny maj 1986 odcisnął swoje piętno na Kijowie: […] miasto było wymyte, wylizane do niewyobrażalnej czystości. Bez przerwy po mieście snuły się polewaczki, przeciągające wodne wąsy, zmywając z gorącego asfaltu pył, który krył w sobie radioaktywne odpady. Wszędzie obok wejść do budynków, urzędów, sklepów i nawet cerkwi leżały mokre szmaty i niekończące się wycieranie butów stało się nieodzowną oznaką dobrego tonu.
Ulice miasta były tak samo zaludnione, ale uważny przechodzień widział, że zmniejszyła się liczba dzieciaków. W pierwszych dniach maja miasto rzuciło się do wywożenia swoich dzieci, jak tylko mogło – w sposób zorganizowany i niezorganizowany, pociągami, samolotami, autobusami. […] Na zachód, południe i wschód ciągnęły długie kolumny samochodów osobowych z dorobkiem na dachach. Jechali rodzice, wywozili dzieci, dziadków, babcie, do rodziny, znajomych – gdzie oczy poniosą, aby dalej od promieniowania.
W wiadomościach prasowych w tych dniach podkreślano, że Kijów i okręg kijowski żyją normalnym życiem. […]
Z kijowskich bazarów zniknęło mleko i produkty mleczne, zabraniano sprzedawać sałatę, szczaw, szpinak. Inne dary ukraińskiej ziemi – rzodkiewkę i truskawki, młode kartofle i cebulę – poddawano kontroli dozymetrycznej. „Ojej, Boże, nie ma tego promieniowania” – zapewniały chłopki na Besarabce, sprzedając niebywale tanio truskawki. […]
W mieście w majową spiekotę można było natknąć się na dziwnych ludzi, zakutanych od stóp do głów w stare ubrania, w kapeluszach czy chustkach, które zaciągali prawie na pół twarzy, w rękawiczkach i pończochach… […]
Było to miasto tłumów koło kas kolejowych i samolotowych. Były dni, kiedy na dworzec nie mógł się przepchać nawet ten, kto miał już bilet – musiała interweniować milicja. W czteroosobowych przedziałach odjeżdżało 8–10 osób. Za wart 15 karbowańców bilet do Moskwy spekulanci dostawali do stu. […]
W wielu kijowskich mieszkaniach urywały się telefony z różnych miast Związku Radzieckiego. Dzwonili przyjaciele, krewni, znajomi, zapraszając do siebie. […]
30 kwietnia wiatr zmienił kierunek i zawiał w stronę Kijowa. Radioaktywne pyły pognało w stronę wielomilionowego miasta. Byłem w Ministerstwie Ochrony Zdrowia Ukrainy. Wśród lekarzy wzrastał niepokój i napięcie, w gabinetach ministerialnych i na korytarzach mówiono o używaniu czasowych środków zapobiegawczych. Padały propozycje, by zwrócić się do mieszkańców ze specjalnym apelem o środki ostrożności. Jednak do 6 maja nikt nie odniósł się do tych propozycji. […]
A między 3 a 6 maja po Kijowie rozeszły się czarne plotki, że w elektrowni lada chwila nastąpi wybuch, bo temperatura w reaktorze podniosła się do najwyższego poziomu i jego płonące serce, po przejściu przez betonową osłonę, może spotkać się z wodą, która zebrała się pod trzecim blokiem i wtedy… […]
Wśród tych, którym przypadło pracować w zonie, szczególnie cenione były dowcipy. Jak na wojnie, śmiech był tam bardzo potrzebny. […] Jako jedna z pierwszych pojawiła się anegdota o dwóch zmarłych duszach, wzniesionych w tych dniach do nieba: „Ty skąd?” – pyta jeden. „Z Czarnobyla.” „A na co umarłeś?” „Od promieniowania. A ty skąd?” „Z Kijowa.” „A od czego umarłeś?” „Od informacji”.
Arkadij Uskow:
Ranek 28 kwietnia, Moskwa, szpital nr 6, IV oddział, sala 422.
Nastrój mam dobry. Co prawda trochę go zepsuli. […] Lekarzom każdego dnia potrzebne będą szczegółowe badania krwi. W naszej sytuacji w pierwszej kolejności wszystko rozwija się we krwi. Zrozumiałe. Pojawiła się suchość w ustach. Picie nie pomaga. […]
1–2 maja
Nie zważając na święto, krew z palca pobierają codziennie. Już posortowali chłopców, którzy trafili tu przez przypadek: obserwatorów, wędkarzy z Pidwidnego kanału. Samopoczucie mam dobre. Wilczy apetyt. Zwiększyli nam racje żywnościowe […].
4 maja
Rano ogłosili, że wszyscy, którzy zostają w klinice, muszą ogolić głowy. Przybyli fryzjerzy, szybko ostrzygli chłopców na zero. Ja byłem ostatni. […] Podobno szykują nas na najgorsze…
8–9 maja
Widziałem Wikotra Smahina – mówił, że dzisiaj umarł Anatolij Kurguz… Jak strasznie. […] Wiemy, że zmarli chłopcy nie są ostatnimi, ale tak chce się, żeby wszyscy inni przeżyli. Ciężko umierać w rozkwicie sił, młodości.
10–11 maja
Z sal już nas nie wypuszczają. Wszelkie rozmowy się skończyły.
Elwira Sytnykowa:
Przed mężem taiłam, kto umarł. Mówił: „Coś nie słychać sąsiada z lewej”. „Tak, przewieźli go do bloku…” – mówiłam. Ale on wszystko rozumiał, wszystko wiedział. […]
Ostatniego wieczoru zostałam z mężem. To było 23 maja. Strasznie się męczył, miał obrzęk płuc. Pytał:
– Która godzina?
– Wpół do jedenastej.
– A ty, dlaczego nie idziesz?
– Nie ma gdzie się spieszyć, widzisz, jak jasno na dworze.
– Rozumiesz, że twoje życie jest teraz więcej warte od mojego…
1 comment
Najbardziej ciekawe są wspomnienia Walentyna Bilokina , który mimo takiej dawki promieniowanie żyje.
Comments are closed.